Ring rodzinny - Henryk Miśkiewicz, tata

Sonia Ross
Czarodziej saksofonu, kompozytor i aranżer. Wielokrotnie uznawany przez miesięcznik "Jazz Forum" za najlepszego polskiego saksofonistę altowego. Zdobywca dwóch Fryderyków. Prowadzi formację Full Drive, chętnie występuje z rodziną.

Podoba mi się w mojej córce altruizm, chęć niesienia pomocy. Nie tylko nam, w rodzinie, ale także znajomym i obcym ludziom. Jest dobrym człowiekiem. Bywa uparta. Gdy była dzieckiem, denerwowało mnie to. Chodziła tygodniami w ukochanych, artystycznie podartych i porysowanych spodniach. Prosiłem: "Dorotko, załóż coś innego". Nie i nie.

Gdy miała mieć egzamin ze skrzypiec, a dzień wcześniej wpadła do nas rodzina, chciałem, żeby sobie przy nas "przegrała". I chociaż nigdy nie zmuszaliśmy jej do rodzinnych występów, tym razem sądziliśmy, że wyjdzie jej to na dobre. Uparła się. Nie było mowy, żeby ją przekonać. Teraz, gdy jest dorosła, też jest podobnie. "Dorotko

- mówię, słuchając jakiegoś utworu na jej płytę - tu jest za mało wokalu". Inni muzycy też tak twierdzą. Niecierpliwi się. "Tato, teraz tak się gra". Kiedyś bardzo chciałem, żeby grała w orkiestrze. Ona twierdziła, że nie lubi odpowiedzialności zbiorowej. "Jak smyczki grają źle, to ja choćbym to robiła dobrze, i tak jestem na cenzurowanym" - kontrowała.

Chciała śpiewać. "Więc nagrywaj płytę, nie działaj opieszale", poganiałem ją jak ten, który wszystko musi mieć na wczoraj. A ona chciała w swoim tempie. I choć na tę ostatnią płytę dość długo czekaliśmy, to jednak muszę przyznać, że idąc swoim rytmem, dąży uparcie do celu i efekt osiąga znakomity. Ta nielubiana cecha z dzieciństwa przydaje się w dorosłym zawodowym życiu.

Uwielbiam z Dorotką występować. Podobnie czujemy muzykę, nadajemy na tych samych falach. Wspólnie zaaranżowaliśmy kilka piosenek, szczególnie fajnie zabrzmiał nam kwartet smyczkowy w utworze "Summertime" czy piosenka "Zatrzymaj się". Cieszę się, kiedy spotykamy się na rodzinnych obiadach, gdy wszystkim smakuje. Nie lubię tylko, gdy się spóźnia. Zapraszam na czwartą. A ona przychodzi godzinę później. To nic dziwnego, że się później denerwuję, stojąc z tym parującym półmiskiem. Skoro nawet talerzy na czas nikt nie rozłożył... (śmiech).

Wróć na i.pl Portal i.pl