Kilka godzin przed masakrą podczas imprezy halloweenowej w stolicy Korei Południowej Seulu wielu jej uczestników bombardowało telefonicznie policję, że jest tam zbyt wielu ludzi i może dojść do tragedii.
Reakcji ze strony służb niestety nie było i po wybuchu paniki uczestnicy imprezy zaczęli się nawzajem tratować. Doliczono się już prawie 160 śmiertelnych ofiar, ale to nie koniec tragicznego bilansu, bo stan wielu rannych jest przez lekarzy oceniany jako krytyczny.
Jak podaje BBC, sygnały o zagrożeniu dochodziły z dzielnicy Itaewon, gdzie doszło do masakry. Szefowie policji dopiero teraz biją się w piersi i zapowiadają wyciągnięcie wniosków, aby w przyszłości nie doszło do takiej tragedii.
W sumie, jak podaje BBC, przez trzy godziny dyżurni policji w Seulu dostali kilkanaście ostrzeżeń od gromadzących się na ulicach ludzi. Żadnej reakcji jednak nie było. Z pierwszych ustaleń śledztwa w tej sprawie wynika, że miejscowi urzędnicy, jak i policjanci nie byli przygotowani na ogromne tłumy, które zgromadziły się w wąskiej uliczce.
Do tragedii doszło w noc z soboty na niedzielę. Ocenia się, że w sobotnią noc w dzielnicy Itaewon mogło się bawić nawet sto tysięcy ludzi.
mm
