Simon. Kryminalista, który dzwoni do szefa NIK, gdy są kłopoty

Artur Drożdżak
O sprawie Wiesława K. pisaliśmy w 2005 r.
O sprawie Wiesława K. pisaliśmy w 2005 r. Artur Drożdżak
- No cześć. Jakiś facet przyszedł upierdliwy. Z telewizji - mówił Wiesław K. ps. Simon, do szefa NIK Mariana Banasia. Nagrany w kamienicy przy ul. Krasickiego w Krakowie dialog ujawnił kilka spraw: że kryminalista zwraca się „na ty” do wysokiego urzędnika państwowego, że zna jego numer telefonu i że świetnie się komunikuje z byłym szefem resortu finansów. Warto więc nakreślić portret Wiesława K.

Z akt jego ostatniej sprawy karnej (która zakończyła się przed krakowskim sądem wyrokiem w listopadzie 2017 roku) wynika, że oskarżony Wiesław K. ma 170 cm wzrostu, zielone oczy, waży 90 kg, jest rzeźnikiem, osobą żonatą i posiadającą dwoje dzieci. Zajmuje się pomaganiem synowi w prowadzeniu działalności gospodarczej.

Z doniesień medialnych wynika, że wspiera potomka w zajmowaniu się pensjonatem, który funkcjonował w krakowskiej kamienicy szefa NIK. Faktycznie odbywało się tam wynajmowanie pokoi na godziny w celach matrymonialnych.

Z zeznań świadków na procesie „Simona”, oskarżonego o groźby karalne i naruszenie nietykalności cielesnej sąsiadki Anny Z., wyłania się obraz człowieka agresywnego, impulsywnego i wulgarnego.

To, że wzburzony „Simon” niezbyt potrafi się kontrolować, widać choćby na wspomnianym nagraniu „Superwizjera”, gdy rusza w kierunku dziennikarza Bertolda Kittela, gdy ten rejestruje kamerą rozmowę Wiesława K. z szefem NIK.

Wyrok za groźby

Ostatnia sprawa karna Simona zakończyła się dla niego wyrokiem skazującym i wymierzeniem kary grzywny w wysokości 2 tys. zł. Z ustaleń prokuratury wynika, że był uciążliwym sąsiadem - zwłaszcza dla lokatorów, którzy mieszkali bezpośrednio nad nim w kamienicy w krakowskim Podgórzu.

Trzy kolejne lokatorki wyprowadziły się, nie mogąc znieść wulgarnych odzywek, gróźb, wyłączania prądu i przebijanych opon w aucie.

Tylko ostatnia zdecydowała się na złożenie doniesienia.

Groził jej śmiercią, bo miał pretensje, że jej kot za głośno spaceruje po podłodze, a podczas ciszy nocnej gra muzyka. Wyłączył Annie Z. prąd - co nie było trudne, bo otwarta skrzynka z zabezpieczeniami była na korytarzu. Gdy kobieta przyszła, by włączyć korki, została spoliczkowana i wulgarnie zwyzywana.
Zajście nagrała dyktafonem w komórce.

Straszenie piłą

Przed laty „Simon” z bratem Januszem K. ps. Paolo też wypowiadali groźby karalne.

Wybory 2025. Zwycięstwo Nawrockiego, wysoka frekwencja

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

„Fakty” TVN uzyskały informacje od rzecznika prasowego Sądu Okręgowego w Elblągu, że pochodzący z Iławy Wiesław i Janusz K. przed laty próbowali odzyskać ponad 1000 złotych pożyczki.

Pokrzywdzonych straszyli obcinaniem rąk i nóg.

- Sąd przyjął, że potwierdziły się groźby dotyczące użycia piły motorowej oraz zgwałcenia córki pokrzywdzonego - mówił Tomasz Koronowski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Elblągu.

Jednak najpoważniejsze przestępstwo bracia K. popełnili w 2005 roku w centrum Krakowa - o czym szeroko rozpisywała się wówczas prasa, bo na krakowskim Kazimierzu doszło do spotkania członków konkurencyjnych grup przestępczych.

Z jednej strony byli ludzie Jacka M. ps. Marchewa, z drugiej - Wiesława K. ps. Simon i jego brata Janusza ps. Paolo.

Z akt wynika, że doszło do konfliktu związanego z kontrolowaniem seksbiznesu.

„Marchewa” miał swoje agencje towarzyskie, „Simon” też inwestował w ten interes. Jego siostra Anna L. mieszkała na Kalwaryjskiej i była właścicielką agencji towarzyskiej Proron.

15 maja 2005 r. wszedł tam nieznany nikomu chłopak i rozlał śmierdzący kwas masłowy, podobne incydenty były w innych lokalach rodziny K. Niespodziewanie miesiąc później w Protonie pojawił się „Marchewa”.

- Pokręcił się, rozejrzał, nic nie chciał, ale zrozumieliśmy, że będą kłopoty - zeznała Anna L., która od trzech lat prowadziła ten biznes. Dodała, że „Marchewa” był grzeczny, zamienił kilka słów z dziewczynami. - Nigdy nie chciał haraczu - dodała. Naradziła się z braćmi i - jak zeznała - dzwonili gdzieś i w nocy pojechali na Starowiślną, by spotkać się z „Marchewą”. Skrzyknięto mocną ekipę, ale grupa braci K. została mocno poturbowana - dostali ciosy siekierami, nożami i maczetami.

- Przypuszczam, że zostali pobici przez grupę „Marchewy”. Nie będę mu płacić, wolę zamknąć interes - nie kryła Anna L.

„Marchewa” umywa ręce

Jacek M. zaprzeczał, by miał starcie z „Simonem”. Zeznał, że tamtej nocy zajrzał do Night Klubu VIP przy Starowiślnej. Gdy wychodził z lokalu nad ranem, zaczepił go znajomy i proponował dalsze imprezowanie. Wyszli na zewnątrz i wtedy podjechało kilka aut, wysiadł „Simon”, którego zna z widzenia, bo prowadził wcześniej night club w Podgórzu.
„Simon” pytał o młodych ludzi jeżdżących mercedesem, jakby ich szukał.

- Prosiłem, by jego ludzie weszli do samochodów i nie blokowali ulicy, bo zaraz ktoś zadzwoni po policję. Potem wsiadłem do auta i odjechałem - opowiadał „Marchewa”. Rozstali się w zgodzie, bójki żadnej nie było.

- Tylko z mediów wiem i z plotek, że doszło do wojny gangów - mówił i zaprzeczył, by żądał haraczu. Dodał, że nie umawiał się z „Simonem” na spotkanie, on podjechał przypadkowo. Kilka dni wcześniej był u niego w klubie na Kalwaryjskiej; gadali, że „Simon” chce sprzedać klub za 30 tys. zł, bo interes nie idzie.

- Proponował mi zakup, ale nie byłem zainteresowany - twierdził „Marchewa”. - Nie wiem, skąd bójka po moim odjeździe ze Starowiślnej - dodał.

O sprawie Wiesława K. ps. Simon i o porachunkach grup sutenerów pisaliśmy w 2005 roku

Faktycznie doszło do starcia obu grup i regularnej bitwy, która trwała dwie-trzy minuty. Pojawiła się policja, a gdy jeden z funkcjonariuszy próbował zatrzymać ludzi z czerwonego escorta, kierowca uderzył go drzwiami i padł przypadkowo strzał z broni służbowej policjanta. Wtedy wezwano posiłki i zaczęto wyłapywać uczestników zdarzenia. Niektórych ujęto na pogotowiu i w szpitalach.

Zatrzymano 18 osób.

Obcy i kibole

Połowa tej grupy to ludzie powiązani z „Simonem”, gównie z północy, z Warmii i Mazur: Torunia, Elbląga, Kurzędnika.
Druga to rodowite krakusy, wśród nich kibole Wisły Kraków, których nazwiska pojawiły się po kilku latach w głośnych sprawach pseudokibiców. Chodzi o Krzysztofa R. ps. Rybka czy Michała W. ps Zibi. Świadkiem w sprawie był też inny kibol Wisły, Patryk L.
„Przypadkowo” wszyscy byli w jednym lokalu. Gdy usłyszeli, że jest zadyma, niektórzy - jak tłumaczyli-pojechali na ulicę Starowiślną.

„Simon” nie chciał powiedzieć, z kim miał się tam spotkać. - Boję się o zdrowie i życie rodziny. Pewne osoby kazały nam zrezygnować z interesu i opuścić Kraków - zeznawał. Pojechał, jak tłumaczył z nastawieniem, że uda się dogadać w kwestii prowadzenia agencji. W aucie miał miecz, dwa noże i pałkę.

Z ustaleń prokuratury wynika,że „Simon” był uciążliwym sąsiadem. Dostał wyrok w 2017 roku za groźby karalne. Miał zapłacić 2 tys. zł.

Wyrok za ustawkę

- Zaczęliśmy rozmawiać z mężczyzną, który przewodził grupie przeciwnej i w pewnej chwili ktoś rzucił hasło : „zabić ich”. Ta grupa na nas ruszyła, a ja przestałem kontrolować sytuację - relacjonował „Simon”.

Nie był w stanie opisać przebiegu bójki. Zapamiętał huk uderzeń w auto i to, że dostał w głowę . Odmówił podania, kto go zaatakował.

Wszyscy oskarżeni dostali kary grzywny i wyroki w zawieszeniu za udział w bójce z użyciem niebezpiecznych narzędzi, a niektórzy za zacieranie śladów przestępstwa (próbowali naprawić pojazdy uszkodzone w trakcie ustawki). Teraz, po latach, „Simon” znów dał o sobie znać.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Szykowano atak terrorystyczny na strażników Karola III

Szykowano atak terrorystyczny na strażników Karola III

Słynna polska aktorka nie żyje. Miała 78 lat

Słynna polska aktorka nie żyje. Miała 78 lat

Wróć na i.pl Portal i.pl