Było kilka minut po godzinie 17, gdy dróżniczka na przejeździe kolejowym na pograniczu Żakowic i Różycy pod Koluszkami odebrała telefon. Była to standardowa informacja o nadjeżdżających pociągach. Zawsze kobieta po takim telefonie, niemal natychmiast opuszczała zapory.
- To jedna z najlepszych w naszym regionie dróżniczek - mówi anonimowo jeden z pracowników kolei.
Kobieta przez telefon prawdopodobnie usłyszała, że będą przejeżdżać przez przejazd dwa pociągi. Z relacji świadków wynika też, że razem z dróżniczką w pomieszczeniu były jeszcze dwie inne kobiety. 48-letnia dróżniczka zamknęła zapory.
Po obu stronach przejazdu zaczęły ustawiać się samochody. - To chwila kiedy zawsze kierowcy się strasznie niecierpliwią. Niejednokrotnie pracownicy kolei słyszą nawet wulgarne obelgi, że za wcześnie zamknęli szlabany - mówi jeden z funkcjonariuszy Służby Ochrony Kolei.
Od strony Koluszek pierwsza przed przejazdem stała skoda prowadzona przez 47-letniego mężczyznę. - Byliśmy na chrzcinach i postanowiliśmy odprowadzić jeden samochód do domu. Kolega jechał tuż za mną, by mnie przywieźć z powrotem na uroczystość - opowiada mężczyzna.
Z drugiej strony torów pierwsza przed zaporą stała mazda 323. Za jej kierownicą siedziała 32-letnia kobieta. W samochodzie był jeszcze jej 32-letni mąż. Z tyłu w specjalnym foteliku siedziała ich 3-letnia córeczka.
Po chwili od zamknięcia przejazdu po jednym z torów przejechała prawdopodobnie lokomotywa manewrowa. Po kilku minutach torem numer jeden przejechał w stronę Łodzi pociąg Intercity. Jechał torem bliższym kierowcy skody.
Gdy pociąg zjechał z przejazdu, dróżniczka podniosła szlabany. Kierowcy ruszyli. Pierwszy na przejazd skodą wjechał 47-latek. Samochód był już na środku przejazdu, gdy z przeciwka mazdą ruszyła kobieta. W tym momencie drugim torem nadjechał od strony Łodzi pociąg Intercity relacji Wrocław - Olsztyn...
Kierowca skody cudem uniknął śmierci. Pociąg pospieszny uderzył w tył jego auta i zepchnął je z przejazdu.
- Gdy otworzyły się szlabany, wjechałem na przejazd. O tym, że jechał pociąg i zostałem uderzony, zorientowałem się dopiero, gdy odrzuciło samochód - powiedział nam kierowca skody.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Szczęścia jednak nie mieli podróżujący mazdą. Pociąg z impetem uderzył w bok mazdy po stronie kierowcy. Wrak samochodu przez kilkadziesiąt metrów był wleczony pod lewym bokiem potężnej lokomotywy. - Na tym szlaku wolno jechać 110 km/h. Jednak hamowałem, bo na następnym sygnalizatorze podawany był sygnał "stój" - mówił chwilę po wypadku maszynista.
Zrobiło się najpierw ogromne zamieszanie. Jeden z kierowców biegał wokół swojego samochodu. Świadkowie relacjonują, że z kolejowej budki słychać było wielki krzyk "Boże, co ja zrobiłam". Ktoś wezwał służby ratunkowe. W tym czasie jeden z kierowców pobiegł do wraku mazdy, która zatrzymała sie na początku peronu.
- Widziałem, że mężczyzna nie żyje. Leżał z tyłu i widać było dużo krwi. Słyszałem jakieś kwilenie. Ktoś krzyknął, że w samochodzie mogło być dziecko. Wtedy zobaczyłem ściśniętą małą dziewczynkę, która płakała. Gdy mnie zobaczyła powiedziała tylko, że boli ją nóżka - opowiada pan Robert, który jechał kilkanaście metrów za ofiarami wypadku.
Mężczyzna na rękach wyniósł trzylatkę z samochodu. Musiał wcześniej przesunąć ciało zmarłego mężczyzny, które przygniotło dziecko do drzwi i tylnego oparcia.
Chwilę później na miejscu byli już strażacy. Ratownicy przejęli opiekę nad dziewczynką i używając specjalistycznych narzędzi wykonali dostęp do pozostałych osób w samochodzie.
Gdy tylko wydobyli z wraku matkę dziecka, zaczęli ją reanimować. Chwilę później na miejscu była już karetka. Ratownicy medyczni przejęli reanimację kobiety. Po kilku minutach udało się przywrócić ją do życia. Niestety w przypadku mężczyzny, lekarzowi pozostało tylko potwierdzenie jego zgonu.
W pierwszej kolejności do szpitala im. Konopnickiej w Łodzi została odwieziona karetką dziewczynka. Wezwano na pomoc również Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Śmigłowiec miał zabrać do kliniki 32-letnią kobietę. Jednak po chwili rozmowy lekarz z pogotowia ratunkowego Falck i lekarz z LPR, podjęli dla dobra pacjentki decyzję o transporcie naziemnym do szpitala im. Barlickiego w Łodzi. Kobieta wymagała pilnej interwencji neurochirurgicznej. Gdyby zabrał ją śmigłowiec, musiałby lądować na Lublinku. Później karetką przewieziona by była do szpitala. Cała operacja trwałaby dłużej niż przejazd "erki" z miejsca wypadku do szpitala.
- 48-letnia dróżniczka była trzeźwa. Do chwili obecnej z uwagi na stan psychiczny nie została przesłuchana - mówi podins. Joanna Kącka, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji w Łodzi.
Śledczy z Prokuratury Rejonowej w Koluszkach będą musieli szczegółowo wyjaśnić wszystkie okoliczności wypadku. Koniecznością będzie znalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego dróżniczka otworzyła zapory? Czy wiedziała, że będzie nadjeżdżał jeszcze jeden pociąg? I wreszcie, czy kobieta zachowała należytą ostrożność wjeżdżając na przejazd. Pewne jest tylko to, że taki wypadek w tym miejscu nie miał prawa się wydarzyć.
Aktualizacja:
W poniedziałek (13 lipca) 3-letnia Amelka została wypisana ze szpitala. Obecnie przebywa pod opieką rodziny.
Mimo starań lekarzy w nocy z poniedziałku na wtorek zmarła w szpitalu 32-letnia mama dziewczynki. Prokuratura wystąpiła do sądu o wyznaczenie opieki dla osieroconej Amelki.
Dróżniczka przebywa na obserwacji na oddziale leczenia zdrowia psychicznego. Ze względu na stan zdrowia kobieta nadal nie została przesłuchana.
Aktualizacja:
W środę (5 sierpnia), po blisko miesiącu od tragedii w Różycy, policjanci przesłuchali dróżniczkę. Wcześniej przesłuchanie kobiety ze względu na jej stan psychiczny było niemożliwe.
Kobieta została przesłuchana w szpitalu w charakterze świadka. Z jej zeznań wynika, że przez pomyłkę podniosła zapory kolejowe.
Dróżniczka zeznała, że była zaabsorbowana rozmową z kobietą, która weszła do budynku i dlatego zbyt wcześnie wcisnęła guzik otwierający zapory.
ZOBACZ TEŻ:- Czekamy jeszcze na zapis monitoringu z przedniej części pociągu, który uderzył w samochody - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi.