
Ludzie uciekają z rodzinami, z małymi dziećmi i w nich po prostu na ulicy strzelają. I oni padają na ziemię. Martwi. Tak być nie powinno. Tego nie powinno być. – opisuje krwawy terror, który zapanował w Ukrainie kobieta mieszkająca w Białej Cerkwi.

Pani Walentyna to jedna z osób spotkanych przez nas na granicy polsko-ukraińskiej. W Ukrainie zostawiła swojego syna. W rozmowie z nami trudno jej powstrzymać emocje.

Pani Ludmiła przyjechała do Polski tylko na chwilę. Przywiozła rzeczy córce, która wraz z rodziną uciekła do Przemyśla w pierwszych dniach wojny. Panią Ludmiłę spotykamy w momencie, w którym wraca do rodzinnych Mościsk. Czekają tam na nią wnuki.

Rosjanie, mimo że poddani praniu mózgu przez własne media, nadal są winni - bo to oni rozdają karty. - mówi Jonathan.