Bartek Jędrzejak pomaga na deskach teatru
Bartek Jędrzejak, 47-letni, prawdopodobnie najpopularniejszy pogodynek w Polsce, od lat angażuje się również w liczne akcje charytatywne. Jest nawet jednym z laureatów IX Plebiscytu "Gwiazdy Dobroczynności" w kategorii "Zdrowie" za działalność w Fundacji Dar Szpiku.
W szczytnym celu stanął nawet na deskach teatru. "Stworzyliśmy wspólnie z wolontariuszami Drużyny Szpiku spektakl "Królewna śmieżka". To historia o królewnie śmieżce i śmieżnoludkach, którą przedstawiamy dla osób chorych onkologicznie. W ten sposób zbieramy pieniądze na osoby potrzebujące wsparcia, walczące z chorobą. Razem ze mną grają: Kasia Bujakiewicz, Magda Steczkowska, Kasia Wilk, Tomek Szmidt, Piotrek Reiss i wiele innych znanych osób, które zupełnie charytatywnie ofiarują swój czas. W taki sposób, trochę przez zabawę, pomagamy Drużynie Szpiku" - opowiada Jędrzejak. Postawa godna naśladowania.
Ciekawy świata
- Jak pogoda wpływa na Twoje samopoczucie?
Według badań pogoda bardzo wpływa na samopoczucie. Wiedzą coś o tym meteopaci, czyli osoby wrażliwe na zmiany pogody. Ja lubię niezbyt gorące lato, z kolei, gdy jest zima, uwielbiam mocno szczypiący mróz i śnieg chrupiący pod nogami. Nie znoszę śniegu z deszczem, mżawki. Jak ma być zima to mroźna.
- Z telewizją jesteś związany od blisko 25 lat. Patrząc na Ciebie, łatwo wywnioskować, że kochasz to, co robisz.
To prawda. Największą wartością mojej pracy są przede wszystkim spotkania z ludźmi i miejsca, które odwiedzam w Polsce i na świecie. Jestem szczęściarzem. Kocham to, co robię i wiem, że nie zamieniłbym tego zawodu na żaden inny. Oczywiście, wszystko ma dwie strony medalu. Poznaję świat i ciekawych ludzi. Nie ma tu mowy o nudzie. Ciągle czegoś nowego się dowiaduję i uczę. Z drugiej strony jestem stale w podróży, mam nienormowane godziny pracy, więc moja rodzina i przyjaciele muszą być wobec mnie bardzo wyrozumiali.
- Telewizja na żywo rządzi się własnymi prawami. Pomimo dużego stażu pracy zdarzają Ci się jeszcze wpadki na antenie?
Ależ oczywiście, że tak! Czasem są one związane z przejęzyczeniami czy innymi dziwnymi sytuacjami, które dzieją się na planie. Ostatnio byłem w jednym z największych polskich ogrodów. Założyłem kalosze, ale nikt mnie nie uprzedził, że jest tam bagno. Stałem przez kilka minut i tylko czułem, jak zapadają się moje buty. Gdy chciałem ruszyć, nie byłem w stanie nogi z tego bagna wyciągnąć. Ale chyba widzowie to kochają, w końcu to program na żywo.
- Wiele osób marzy o karierze telewizyjnej. Jak osiągnąć taki sukces jak Ty? Wystarczy ciężka praca czy trzeba mieć także odrobinę szczęścia?
Ta branża bardzo mocno się zmieniła, co trochę mnie martwi. Dawniej, aby być osobowością telewizyjną, trzeba było ciężko sobie na to zapracować. Przecież sympatii telewidzów nie zdobędziemy ot tak. Teraz czytam nagłówki, że w danym programie randkowym mamy niezwykłe osobowości. Ja tych osobowości nie widzę. Widzę tylko rozebrane kobiety i mężczyzn, którzy prężą mięśnie. Dla mnie osobowością są Krystyna Janda, Grażyna Torbicka czy Andrzej Turski. Kiedyś na to słowo trzeba było zasłużyć. A dziś? Wystarczy pokazać kolorowe ciuchy, pióropusz i kawałek piersi. I jest się najbardziej znaną osobą. Świat jest inny, ja staram się trochę za nim gonić i go zrozumieć. Nie chcę być "dziadersem" (śmiech-przyp. red.).
- Jednak by zasłużyć na miano dobrego prezentera, z pewnością trzeba posiadać jakieś specjalne cechy.
Człowiek pracujący w telewizji powinien być przede wszystkim sobą i nikogo nie udawać. Może mieć osoby, które są dla niego ważne i inspirujące. Najgorsze są nieudolne kopie. Jest tylko jeden świetny duet - Dorota Wellman i Marcin Prokop. I każda inna para telewizyjna chcąc ich naśladować, będzie robić to niewłaściwie. Przecież jedyni w swoim rodzaju są Oliwier Janiak czy Szymon Majewski. Trzeba znaleźć na siebie sposób i być naturalnym. Dobry prezenter powinien być też ciekawy ludzi i świata i mieć wiedzę.
- Gdyby nie telewizja, to&
Byłbym lekarzem. Zawsze marzyłem o tym, żeby być pediatrą. Jako dziecko bardzo chorowałem. Urodziłem się dwa miesiące za wcześnie. Tak naprawdę żyję tylko, dlatego że w szpitalu, w którym się rodziłem 46 lat temu, był nagrzany inkubator. Dziś oddziały są pełne dobrego sprzętu z serduszkiem Jurka Owsiaka. W moich czasach tego nie było. Będąc małym dzieckiem, dostawałem dużo zastrzyków i ciągle gdzieś wokół mnie przewijali się lekarze i pielęgniarki. To chyba stąd wzięło się to moje marzenie.
- Dlaczego nie zrealizowałeś tego marzenia?
Zwyciężyła ciekawość świata. Od najmłodszych lat bardzo dużo podróżowałem z rodzicami. Potem tańczyłem z zespołem folklorystycznym, z którym objechałem niemal cały świat. Tak mi zostało. Te podróże pogodowe to jest takie przedłużenie mojej młodości.
