Nowe samochody nie sprzedają się tak dobrze, jak w zeszłym roku. Generalni importerzy, szukając sposobu na zwiększenie popytu, postanowili obniżyć ceny pojazdów, które dopiero co zjechały z taśm montażowych. To jedna z metod. Inną jest oferowanie wybranych modeli z darmowym dodatkowym wyposażeniem.
Gratis można dostać np. opony zimowe z felgami, nawigację czy bagażnik dachowy. Nie brakuje też ubezpieczeń komunikacyjnych i atrakcyjnych kredytów dostępnych w cenie samochodu. Niekiedy propozycje te są łączone, w efekcie czego kupuje się auto z rabatem i ekstra wyposażeniem lub z opustem i z pełnym pakietem ubezpieczeń. Taka sytuacja na początku roku to ewenement.
- Popyt na nowe samochody nie jest wysoki. Promocje mają więc zachęcić klientów do kupna - mówi Wojciech Drzewiecki, prezes Instytut Samar. - Zniżki na auta są i będą, bo klienci już się do nich przyzwyczaili i bez nich w zasadzie nie chcą przychodzić do salonów. To jedna strona medalu. Druga jest taka, że w związku z wysokimi kosztami obsługi kredytów dealerom nie opłaca się przetrzymywać samochodów przez dłuższy czas. Chcąc się ich pozbyć oferują promocje - wyjaśnia Drzewiecki.
O ile wyprzedaż wcześniejszego rocznika jest zrozumiała (w Polsce przy odsprzedaży znaczenie ma data produkcji pojazdu, a nie pierwszej rejestracji), to rozpoczęte tak wcześnie promocje na auta z 2009 r. budzą pytanie o rzeczywistą wartość samochodów. Skoro już w lutym można oferować pojazdy ze zniżką, to czy generalni importerzy ustanawiając ceny katalogowe nie naciągają klientów na wyższe wydatki?
- Czy ceny są sztucznie zawyżane "pod promocję"? Tego oczywiście nie będziemy nigdy wiedzieć do końca, ponieważ nie leży to w interesie żadnego producenta. Dokładny koszt wytworzenia auta oraz jego sprzedaży (koszt pozyskania klienta) jest tajemnicą handlową - mówi dr Jolanta Tkaczyk z Katedry Marketingu Akademii Leona Koźmińskiego.
- Cały biznes polega na tym, że ktoś na kimś zarabia. Pytanie tylko, czy w dobie kryzysu w branży, spadającego gwałtownie popytu na samochody, ich producenci i generalni importerzy nie powinni zejść ze swoich marż po to, by w ogóle sprzedawać - zastanawia się Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. - Dzisiejszy rynek nowych aut staje się rynkiem klienta. To on decyduje, co i za ile kupi. Jeśli nie zaakceptuje ceny, co ma miejsce, to nie zdecyduje się na samochód. W ciągu najbliższych miesięcy można więc spodziewać się, że promocje będą podtrzymywane - dodaje.
- W sytuacji mniejszej sprzedaży firmy chcą pobudzić popyt. Mają tu dwie możliwości: albo politykę niskich cen katalogowych (stale niskie ceny), albo czasowe promocje sprzedaży (rabaty, bonusy, oferowanie bogatszego wyposażenia w cenie standardu itp.) - wyjaśnia dr Tkaczyk.
Jej zdaniem, z punktu widzenia potencjalnego klienta, uczciwsze i zdecydowanie mniej skomplikowane jest stosowanie stale niskich cen. Nie bez znaczenia jest jednak magia szczególnej okazji jaką jest rabat. Może on mieć moc mobilizującą do podjęcia decyzji o zakupie szybciej, aniżeli w przypadku niższych, ale stałych cen. A oto przecież producentom chodzi.