To Inka, a nie Bury powinna być twarzą Żołnierzy Wyklętych

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Luty 2016 roku, Hajnówka. I marsz poświęcony pamięci o Żołnierzach Wyklętych. Na archiwalnym portrecie w środku Romuald Rajs „ Bury”. W sobotę w Hajnówce przejdzie kolejny marsz . Sprzeciw wobec marszu wyrazili w środę radni Hajnówki
Luty 2016 roku, Hajnówka. I marsz poświęcony pamięci o Żołnierzach Wyklętych. Na archiwalnym portrecie w środku Romuald Rajs „ Bury”. W sobotę w Hajnówce przejdzie kolejny marsz . Sprzeciw wobec marszu wyrazili w środę radni Hajnówki Andrzej Zdanowicz
„Łupaszka”, „Bury”, „Ogień”. Polscy patrioci, a zarazem odpowiedzialni za masakry Litwinów, Białorusinów, Żydów. Czarnym kartom epopei Żołnierzy Wyklętych przyjrzał się Piotr Zychowicz.

W przeciwieństwie do nazwanego przez historyka „Obłędem 44” Powstania Warszawskiego losy podziemia niepodległościowego są mu zdecydowanie bliższe. Zychowicz uznaje, że Wyklęci poszli do lasu nie na rozkaz, ale by nie dać się zeszmacić, by umierać z bronią w ręku. Dlatego zasługują na najwyższy szacunek. Ale nie można traktować ich na kolanach.

Z rozkazu majora

Major Zygmunt Szendzielarz, „Łupaszka”, to zdaniem Zychowicza najważniejszy i najwybitniejszy Żołnierz Wyklęty. On także miał prawo do błędu, którego następstwa zakończyły się mordami na cywilach. Kiedy żołnierze Armii Krajowej w czerwcu 1944 roku urządzili w leżących niedaleko Wilna Glinciszkach zasadzkę na litewskich policjantów, Litwini odpowiedzieli masakrą zamieszkujących miejscowość Polaków. Zabili 39 osób, w tym kobietę w zaawansowanej ciąży i 11 dzieci. Rotmistrz Szendzielarz, pomysłodawca zasadzki, za którą zapłacili polscy cywile, zdecydował się na odwet. W pobliskich Dubinkach AK-owcy zamordować mieli 27 osób, w tym dziewięć kobiet i 12 dzieci. Potem mordowali kobiety i dzieci w innych miejscowościach. Łącznie z jego rozkazu miało zginąć kilkudziesięciu Litwinów.

16 maja 1945 jeden z podległych „Łupaszce” oddziałów, po ciężkiej potyczce z żołnierzami Ludowego Wojska Polskiego zastrzelił we wsi Potok czterech Białorusinów. Dowodzony przez Zygmunta Błażejewicza oddział wrócił do wsi sześć dni później, by puścić ją z dymem. W ogniu ginęły kobiety i dzieci. Błażejewicz we wspomnieniach nie ukrywał, że spacyfikował wieś „z rozkazu majora”. Majora Szendzielarza.

Siedząc już w ubeckim więzieniu miał „Łupaszka” powiedzieć uwięzionemu z nim w celi żołnierzowi AK Stanisławowi Krupie: „Systematycznie i przez dłuższy czas ścigany człowiek traci wiele ze swoich ludzkich uczuć, dziczeje i twardnieje, rzuca na szalę swoje życie, ale i nie ceni życia cudzego”.

Zbrodnie wojenne i powojenne nie unieważniają zasług majora dla Rzeczpospolitej - uważa Zychowicz. I przypomina, że właśnie ze względu na te zasługi współcześni cenzorzy nie mają prawa wywabiać czarnych plam z jego życiorysu.

Mord na kapelana

Przed napaścią hitlerowców na Polskę ks. Bazyli Aleksandrowicz Martysz był naczelnym kapelanem Wojska Polskiego wyznania prawosławnego. Sześć lat później ci, którzy uznawali się za spadkobierców tego samego wojska katowali go przez cztery godziny, po czym zastrzelili. Miał 71 lat. Jego córkę z widoczną ciążą skatowali, ale darowali życie. Następnego dnia poroniła, a lekarz położnik powiedział, że przez całą wojnę nie widział tak skatowanego płodu.

Syn księdza, Bazyli junior, był polskim szwoleżerem, walczył w kampanii wrześniowej, trafił do sowieckiej niewoli, później do armii gen. Andersa. Walczył pod Monte Cassino. Tak patriotyczną rodzinę oddział Zbigniewa Góry „Jacka” miał za wrogów.

Noworodek spalony żywcem

Piotr Zychowicz, przyglądając się losom Romualda Rajsa, przypomina, że pierwszych zbrodni wojennych dopuścił się jeszcze w szeregach Armii Krajowej. 8 stycznia 1944 roku, po wygranej potyczce z Litwinami, kazał rozstrzelać dziewięciu jeńców. Kilku miał zabić samodzielnie. Według znawców tematu do tej pory AK-owcy mieli tylko rozbrajać i wypuszczać Litwinów, od czasu do czasu zdarzało się im przetrzepać skórę przedstawicielom wroga, ale nie mordować.

Pół roku później, po brawurowym ataku w ramach akcji „Ostra Brama” podporucznik „Bury” ze swoim oddziałem, podczas szturmowania Wilna zdobył stację kolejową. Niestety, zastrzelił czterech jeńców: jednego esesmana i trzech kolejarzy. Zbrodni popełnionej na pracownikach kolei Piotr Zychowicz zrozumieć nie może. Podobnie jak rozstrzelania żołnierza ze swojego oddziału, który ukradł chłopu... spodnie.

Piotr Zychowicz przyjmuje założenie, że najeżdżając 29 stycznia 1946 roku położone na Białostocczyźnie Zaleszany „Bury” nie miał zamiaru krzywdzić mieszkańców. Co ciekawe, miał się przebrać za sowieckiego oficera. I on i jego ludzie mogli być wściekli, bo dzień wcześniej chcieli zdobyć Hajnówkę, nie wiedzieli jednak, że w mieście zatrzymał się pociąg z sowieckim wojskiem. Wielu żołnierzy „Burego” poległo, a oddział musiał salwować się ucieczką. Kiedy w Zaleszanach zażądali jedzenia, trafili na opór. Najpierw zastrzeli niedorozwiniętego umysłowo chłopa, a później lawina ruszyła. Najpierw wezwał do jednej z chałup mieszkańców na „zebranie”. Oznajmił im, że „pójdą z dymem”. Po czym kazał zabić drzwi od chaty, a dach podpalić. Kiedy pojawił się ogień, jeden z jego oddziału otworzył drzwi i kilkadziesiąt przerażonych osób zdołało uciec. Zdaniem Zychowicza to był rodzaj makabrycznej gry. Jednak w innych częściach wioski gra zamieniła się w rzeź. Z dymem poszło 41 gospodarstw, kilkanaście osób spłonęło żywcem, w tym siedmiodniowy noworodek. To był dopiero początek.

Do dziś mieszkańcy okolic Bielska Podlaskiego nie mogą zapomnieć egzekucji 27 białoruskich furmanów. Część z nich widziała pacyfikację Zaleszan. Według Zychowicza zginęli nie dlatego, że byli Białorusinami, tylko dlatego, że... „Bury” uznał, że widzieli za dużo, by pozostawić ich przy życiu.

2 lutego 1946 roku Rajs postanowił spacyfikować Zanie. Jego żołnierze wieś spalili, zamordowali 24 osoby. Nie tylko mężczyzn, których podejrzewali o sprzyjanie komunistom, ale też kobiety i dzieci. W dokumentach IPN i reportażu w „Przeglądzie prawosławnym” Zychowicz znalazł opowieść Marii Nikołajskiej. Jeden z żołnierzy „Burego” strzelił do jej męża Piotra, rannego podczas ucieczki z płonącego domu. Przyłożył mu pistolet do głowy. Piotr Nikołajski cudem przeżył, ale kula przechodząc przez oczodoły pozbawiła go wzroku.

Historyk, rozważając kontrowersje wokół postaci „Burego” uważa, że większość młodych ludzi skandujących jego pseudonim podczas marszy Żołnierzy Wyklętych nie zdaje sobie sprawy ze zbrodni, za które był odpowiedzialny albo uważa je za kłamstwa. I przypomina, że to niejedyne czarne karty w skomplikowanej historii tego przedwojennego zawodowego kaprala WP.

Powołując się na pracę Jerzego Kułaka „Rozstrzelany oddział” Zychowicz nie waha się przypomnieć, że schwytany przez UB Rajs zdradził bezpiece informacje, które doprowadziły do aresztowania jego zastępcy Kazimierza Chmielowskiego „Rekina” i jego rodziny. Zychowicz podsumowuje losy Burego zdaniem, iż wolałby, by twarzą corocznych obchodów Narodowego Dnia Wyklętych była „Inka”, a nie „Bury”.

„Ogień” pozwalał mordować Żydów

Zbrodnia pod Krościenkiem rzuca długi cień na całe podziemie niepodległościowe. Jest 2 maja 1946 roku. Podwładny Józefa Kurasia, sławnego na całym Podhalu „Ognia”, zaledwie 18-letni Jan Batkiewicz „Śmigły” zatrzymuje ciężarówkę. Jego ludzie udają ubeków, sprawdzają dokumenty. Kiedy okazuje się, że pasażerami są Żydzi, zabierają im spore pieniądze. Na pace było 26 osób, w tym kobiety i dzieci. Nagle każą im stanąć przed autem i zaczynają strzelać. Część Żydów, korzystając z ciemności ucieka. Między innymi ginie 12-letni Józef Galler. Przeżył ucieczkę z krakowskiego getta, obóz koncentracyjny po to, by zginąć w rabunkowym mordzie. Zabity przez Żołnierzy Wyklętych.

Piotr Zychowicz nie neguje rzezi dokonywanych przez Ukraińców na Polakach na Wołyniu. Przypomina jednak, że cywilizowana armia nie powinna była wymordować mieszkańców Pawłokomy. A był to oddział Józefa Bissa „Wacława”, używający nazwy Armia Krajowa, choć 3 marca 1945 roku ona formalnie nie istniała. W 1952 roku porucznik Biss przyznawał, że napadu i mordu dokonały „grupy AK”. Według imiennego spisu zginęło 366 osób. W 2006 roku prezydent Lech Kaczyński prosił podczas odsłonięcia pomnika upamiętniającego ofiary: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom...”

Fakty, mity, cenzura

Piotr Zychowicz w swojej książce „Skazy na pancerzach” stara się obiektywnie podchodzić do dostępnych historycznych źródeł. Nie kryje swego szacunku, wręcz uwielbienia dla Żołnierzy Wyklętych. Przyrównuje ich do żydowskich bojowników powstańców w gettach, którzy woleli zginąć z bronią niż przyzwalać na poniżanie. Jednocześnie z pasją wytrawnego publicysty piętnuje brązowników historii.

Woła, by nie dzielić Wyklętych na dobrych i złych, zrozumieć złożoność ich wyborów. Nie ma wątpliwości - walczyli o słuszną sprawę. Ale nie chce też zakłamywać prawdy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl