Do zdarzenia doszło dokładnie tydzień temu na polu w Bożympolu Wielkim
Poszkodowanych jest około dziesięciu pszczelarzy nie tylko z tej wsi, ale i ze Strzebielina, Łęczyc, Luzina, a nawet z Wejherowa. Mówią wręcz o katastrofie ekologicznej.
Wywiozłem tam swoje pszczoły na pożytki. To powszechna praktyka, że ule wozi się tam, gdzie kwitną kwiaty
Teraz kończy się już kwitnięcie rzepaku, słabe w tym roku z powodu poważnej suszy na naszym terenie - mówi Zygmunt Hazuka, znany pszczelarz z Wejherowa. - W zeszłą środę pojechałem do uli i zastałem zatrute pszczoły.
Część owadów była martwa. Poszkodowani zostali nie tylko pszczelarze, którzy przywieźli swe ule na rzepakowe pole, ale i ci z okolicznych miejscowości, bo jak tłumaczą specjaliści, pszczoła może pokonać nawet 5 kilometrów od ula na pole. Sprawa trafiła do miejscowego Urzędu Gminy w Łęczycach.
- Pszczelarze pisemnie zwrócili się do nas, by podjąć działania - mówi Piotr Wittbrodt, wójt Łęczyc. - W poniedziałek na miejscu spotkała się komisja powołana przeze mnie do wyjaśnienia tej sprawy.
Tymczasem nieoczekiwanie wczoraj do urzędu w Łęczycach wpłynęło kolejne pismo od pszczelarzy w tej sprawie.
- Pszczelarze polubownie doszli do porozumienia z rolnikiem, który miał dokonać oprysku. Napisali, że zareagował on wzorowo i że szybko i skutecznie załatwili sprawę. Wobec tego zawiesiłem działanie powołanej komisji - tłumaczy wójt Wittbrodt.
- Pan zobowiązał się naprawić szkodę, będzie odbudowywał nasze rodziny pszczele - wyjaśnia Zygmunt Hazuka. -Przeprosił, tłumaczył że do oprysku doszło przez nieuwagę.
Więcej o tej sprawie piszemy w środowym Dzienniku Bałtyckim 23.05.2018
Po czym poznać prawdziwy miód? Sprawdzamy!
POLECAMY NA STREFIE AGRO: