Mężczyzna wyniki swojego śledztwa chciał przekazać policji, ale odesłano go z kwitkiem z jednego z wrocławskich komisariatów. „Jest pan pokrzywdzony?” - usłyszał pytanie od pani w okienku. - Nie – odpowiedział. Wtedy usłyszał, że jego opowieść to nie jest temat dla policji.
Wrocławianin nie chce ujawnić nawet swojego imienia. Nie chce pokazać twarzy. Ta historia zaczęła się w marcu. Odebrał telefon. Miła pani poinformowała go, że „został zakwalifikowany do bezpłatnych badań organizmu”. Zaproszono go na spotkanie, ale nie do szpitala ani przychodni. Tylko do wynajętej sali.
- Na spotkaniu było jakieś trzydzieści osób. Trwało półtorej godziny. Potem był wykład. O wspomnianych już „patogenach”. Że są one przyczyną różnych chorób. A co to takiego? Ano wszelkie bakterie, tasiemce, nicienie i mnóstwo innych. Najlepsza terapia to niszczenie owych patogenów. Bo wszystko inne choćby zażywanie antybiotyków) to leczenie objawów a nie przyczyn - opowiada.
Później było badanie. Jak ustaliliśmy, wykorzystano do tego metodę i specjalne do niej urządzenie, o której można przeczytać choćby w internecie, ale nie jest uznawana za medycynę. Dostał specjalną kartę z wynikami badań. Na dole drobnym druczkiem można przeczytać, że urządzenie „nie posiada funkcji diagnozowania, monitorowania, bądź leczenia chorób”. A jedynie służy do „pomiaru stanu samopoczucia”. Na owej karcie uzyskał mnóstwo informacji o „patogenach” jakie badanie u niego wykryło.
Zaraz potem jest „konsultacja”. Choć osoba, która ją przeprowadzała, nie jest lekarzem. „Oooo proszę pana wykryto u pana bardzo niebezpieczne patogeny” - usłyszał. - „W tym dużo onkogennych – mówią. W tym najbardziej onkogenny: HPV. To akurat znany wirus. Szczególnie groźny dla kobiet bo wywołuje raka szyjki macicy. Choć jak przeczytaliśmy i u mężczyzn może wywoływać groźne choroby.
- Ile pan wydaje na lekarstwa miesięcznie - usłyszał pytanie nasz emeryt.
- Trzysta złotych - odpowiedziałem, choć ja nie biorę żadnych tabletek.
Wtedy zaproponowano mu za 240 zł miesięcznie urządzenie, które zlikwiduje wszystkie patogeny w dwa tygodnie. Łączny koszt owego cudownego urządzenia to 6 tysięcy złotych.
Nasz Czytelnik zapytał projekt umowy kredytowej, chciał ją zabrać do domu przeczytać. Skonsultować z żoną. - Chce się pan leczyć czy nie - usłyszałem. - Kto u was w domu nosi spodnie? Albo teraz albo wcale.
Scenariusz kolejnych spotkań był identyczny. Zmieniali się tylko prelegenci. Choć tekst był taki sam. W czasie wykładu o patogenach puszczano te same filmy. - Glisty wdzierają się w mięśnie, serce oplatają nicienie – opisuje emeryt. - Na sercu żerują grzyby. Potem wypowiedzi fachowców.
Emeryt pokazuje dokumentację swojego śledztwa. Zrobił tabelkę. Na pierwszym spotkaniu wykryto u niego wirus HPV. Na kolejnych już nie. Na drugim okazało się, że ma „tasiemca szczurzego”, na trzecim, że „psiego” a na ostatnim, szóstym - "karłowatego”. Wyniki badał dotyczyły też „porażonych” narządów i układów. Trzy z pięciu razy ujawniono m.in. problemy z prostatą. Tyle, że na zwykłym badaniu USG – które nasz Czytelnik załączył do akt swojego śledztwa takich problemów nie ujawniono. Przeciwnie. Jak na swoje 75 lat to okaz zdrowia.
Tylko na jednym – piątym z sześciu spotkań – nasz rozmówca przebadany nie był. A to dlatego, że jeszcze przed wykładem zapytał jak to jest, że był cztery razy i za każdym ujawniają mu inne patogeny. - Kierownik ryknął na mnie: „Nie będę z panem rozmawiał, nie będę niczego tłumaczył. Proszę natychmiast wyjść”.
- Ja nie kwestionuję, że metoda terapeutyczna, czy te urządzenia mogą być skuteczne – podkreśla nasz rozmówca. Dodaje, że znalazł nawet gabinety wykorzystujące metodę leczenia, o której mowa była na „wykładach”. Na przykład do terapii uzależnień. Jednak największe wątpliwości emeryta budzi sposób sprzedaży. Wciskanie kredytów ratalnych bez możliwości zastanowienia się, skonsultowania z rodziną czy choćby przeczytania na spokojnie projektu umowy.