Pan Józef przesuwa palcem po wielkiej, rozłożonej na stole mapie Europy, na której zaznaczone zielony punkty, wskazują miejsca, które odwiedził: Rzym, Francja, Hiszpania, Portugalia … Obok pokaźnej wielkości album ze zdjęciami z wyprawy. Każde zdjęcie podpisane.
- Na marzenia nigdy nie jest za późno, a na emeryturze jest doskonały czas, by zacząć je realizować - zaznacza 62-latek. - Wcześniej był dom, praca, obowiązki, życie zaczyna się na ... emeryturze - dodaje z uśmiechem.
Żelazna miłość
Motocyklami interesował się już od dziecka. W wieku 16 lat, za zgodą rodziców zrobił prawo jazdy i dostał od brata pierwszego junaka.
- Sprzedałem, gdy budowaliśmy dom, pieniądze były potrzebne - dodaje. Ale miłość do żelaznych maszyn nie poszła w zapomnienie. Kiedy przeszedł na emeryturę, kupił motor, o którym marzył całe życie - motocykl z USA Honda Shadow C3 Aero 1100.
- Po długiej przerwie nie było mi łatwo opanować ciężkiego choppera. Nie przyznałem się nikomu, że mam z tym poważny problem i próbowałem okiełznać maszynę - uśmiecha się pan Józef. Dzień za dniem pokonywał kolejne kilometry. Po czterech sezonach przejechał w kraju około 40 000 kilometrów. Z każdym kolejnym kilometrem dojrzewało w nim pragnienie podróży życia. Początkowa trasa, którą sobie wyznaczył, liczyła 7 500 kilometrów.
- Przeglądałem w internecie miejsca, w których chciałem się znaleźć i natrafiłem na sanktuarium w La-Salette. To miejsce tak mnie urzekło, że zapragnąłem tam być. Skoro tam, to gdzie jeszcze? Zastanawiałem się i wtedy to odkryłem znaczenie i cel mojej podróży - wspomina.
Pierwszy raz za granicą
Pierwotnie turystyczna podróż zmieniła się w długą pielgrzymkę po największych europejskich sanktuariach, a trasa powiększyła do 11 000 kilometrów. Przebiegała przez 11 państw: Polska, Słowacja, Austria, Słowenia, Włochy, Watykan, Francja, Hiszpania, Portugalia, Belgia i Niemcy. Na jej drodze znalazły się największe sanktuaria Europy: Bazylika św. Piotra, Watykan, Sanktuarium Maryjne w La - Salette, Sagrada Familia Barcelona, Katedra ze Świętym Gralem, Walencja, Sanktuarium Maryjne Fatima, Katedra Świętego Jakuba Santiago de Compostela, Sanktuarium Maryjne w Lourdes, Katedra Kolonia, Katedra Noter Dame Paryż.
Na mapie nalazły się najpiękniejsze europejskie miasta, w których zawsze chciał być, jak: Bratysława, Graz, Wenecja, Rimini, Rzym, Livorno, Genua, Savona, Marsylia, Perpinia, Barcelona, Walencja, Alicante, Almeria, Malaga, Gibraltar, Tavita, San Fernando, Sewilla, Sagres, Fatima, Porto, La Coruna, Gijon, Bilbao, San Sebastian, Bordeaux, Rennes, Paryż, Kolonia, Erfurt, Drezno, Lipsk.
Jedni pukali się w czoło, inni patrzyli z podziwem, rodzina drżała ze strachu. Tak długa trasa, w samotności, pierwszy raz za granicą… To skok na głęboką wodę! - potrząsali głowami.
- Ale ja całe życie czekałem na ten dzień. Czułem, że jestem gotowy sięgnąć po swoje marzenia - nadmienia pan Józef.
Plecak pielgrzyma
W plecaku 100 konserw za 500 zł, kawa, herbata, cukier, 3 koszulki, 3 pary skarpet, bielizna, coś cieplejszego na chłodne noce, namiot, materac, pompka, turystyczna kuchenka, jakiś garnek - ot, całe wyposażenie pielgrzyma. Ciężar całego motocyklu wraz z ekwipunkiem to ponad 400 kg. Dzienna porcja spożycia - 3 konserwy.
- Zaopatrywałem się tylko w chleb i wodę - uśmiecha się 62-latek.
Modlitwa i zapach kawy
Potężne, ośnieżone, wysokie Alpy na pograniczu Włoch i Francji, urzekające południowe wybrzeża Włoch, Hiszpanii czy Portugalii, lazurowe morza, bezludne, długie, kręte drogi i ziemia spalona słońcem. Spotkania z przypadkowymi osobami, długa modlitwa na kolanach i aromatyczna kawa, która nigdzie nie smakuje tak, jak w blasku wschodzącego słońca.
- Średnio codziennie przejeżdżałem 360 kilometrów, czasem zajęło mi to 6 godzin, a czasem nawet 12 godzin - wspomina 62-latek.
- Nie czułem się zmęczony, nigdy nie miałem kryzysu, każdego dnia budziłem się z jeszcze większą radością i ochotą na nowy dzień - dodaje. Nawet pogoda sprzyjała. Całą podróż mężczyzna przejechał pod prawie bezchmurnym niebem.
Pokój nr 2032
Dom Pielgrzyma w La-Salette. Maleńki pokoik, łóżko, umywalka, stolik. Przez wąskie okno widać cudowne źródełko i kamienne postacie Matki Boskiej oraz klęczących przed nią dzieci.
-Kiedy na drugi dzień sam uklęknąłem przed tą rzeźbą, rozpłakałem się jak dziecko -wspomina mężczyzna. Przyrzekłem sobie, że kiedyś wrócę w to miejsce, do pokoju nr 2032. Do tej pory nie byłem jakimś nadgorliwym katolikiem, ale ta podróż zmieniła całkiem moje patrzenie na świat, pogłębiła wiarę - zaznacza.
Czasem zawodził GPS, plątały się drogi. Ale z każdej opresji mężczyzna wychodził obronną ręką. Tirowcy z podziwem podnosili ręce, napotkani Polacy kłaniali się, widząc dumnie powiewającą na motorze, obok flagi europejskiej, flagę biało-czerwoną.
- Analizując moją podróż, z całą pewnością mogę stwierdzić, że ktoś czuwał nade mną i mnie prowadził - nadmienia 62-latek.
Nudist camping
Mężczyzna nocował na polach kempingowych, gdzie rozbijał się swoim namiotem.
- Raz, kiedy wjechałem na pole campingowe, gdzie miałem zaplanowany nocleg, zobaczyłem nagiego mężczyznę. Zdziwił mnie ten widok. Ale nie myśląc długo, poszedłem opłacić nocleg - opowiada pan Józef. Zastanowiło go, że pracująca tam kobieta, na jego widok zmieszała się i próbowała go odwieść od pomysłu rozbicia się tutaj namiotem.
- To jest camping dla nudystów - stwierdziła w końcu. - Na szczęście drugi camping nie był zbyt daleko - uśmiecha się mężczyzna.
I love my bike!
W garażu stoi żelazny rumak, odpoczywa po trudach miesięcznej podróży. Na liczniku 11 tys. km, przejechane 550 litrów, czyli 3,5 tys. Całkowity koszt wyprawy zamknął się w 10 tys.
- Potrafi rozwinąć prędkość do 160 km/h, ale ja przeważnie nie przekraczałem 80 km/h - nadmienia.
W pokoju na parterze plecak, karimata, kamizelka z pamiątkami po motocyklowych zlotach, koszulki, a niektóre mroczne, wśród nich obraz Matki Bożej Kalwaryjskiej. Obok wiszą dżinsy z wielkimi dziurami na kolanach.
- Nie wytrzymały próby czasu - śmieje się pan Józef. - Ale zostawiłem je sobie na pamiątkę - dodaje.
Na ścianie mapa Polski. - Te powbijane w mapę pinezki oznaczają miejsca zlotów, na których byłem. Próbuję zliczyć, jest ich ponad 60.
Zloty motocyklowe organizowane są co tydzień w różnych częściach Polski. Mężczyzna jest prawie na większości z nich. Gdy zbliża się weekend, coś nie pozwala mu usiedzieć na miejscu, gdzieś się dusza rwie…
- Co się dzieje na takich zlotach - pytam.
- Wiara się bawi - odpowiada mężczyzna. - Ale o szczegółach nie będę Pani opowiadał - dodaje z uśmiechem.
- W ten tydzień nigdzie nie pojadę, posiedzę w domu, ale w przyszły jest zlot w Łebie… - Nic na to nie poradzę, I love my bike - uśmiecha się mężczyzna.
WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 12. Zróbże, idźże, weźże
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
>>> Zobacz inne odcinki MÓWIMY PO KRAKOSKU