- W takich sytuacjach najtrudniejsza jest walka z czasem - mówi dr Anna Chrapusta, która przeprowadziła operację. - Dlatego tak ważny jest dobry kontakt z ratownikami. Ja wiedziałam wszystko o amputowanej kończynie. Mogłam więc już wcześniej przygotować salę operacyjną.
Józef Łukaszczyk, jak to twardy góral z Zakopanego, o tym, co się stało, mówi bez emocji. Dokładnie pamięta tamten dzień. A było tak: rano 23 grudnia zjadł śniadanie. I poszedł do przydomowego warsztatu heblować deski. Była godz. 10, może 11, kiedy wydarzył się wypadek.
- Chciałem porównać deskę, a tutaj wisiał włóczkowy sweter - pokazuje w miejscu, gdzie teraz założony jest opatrunek. - Piła chwyciła ten sweter, rękę pociągnęło i odcięło. Krew sikała dokoła. Cud, że się tę moją rękę udało przyszyć. Nie wierzyłem, że będę ją jeszcze miał - nie krył radości stolarz z Zakopanego.
Lekarz z pogotowia zamroził rękę w śniegu. Następnie, razem z pacjentem, została ona przetransportowana helikopterem do Szpitala im L. Rydygiera w Krakowie. Operacja trwała ponad 11 godzin i była niezwykle trudna. Jak każda replantacja. Ale tym bardziej, że ręka została odcięta wysoko - w połowie przedramienia. Przecięciu uległy więc również mięśnie. Chirurdzy musieli je przyszyć, a także ścięgna, żyły, tętnice i nerwy. Liczyła się każda minuta. Jeśli krew nie krąży, mięśnie ulegają rozpadowi.
- Nie ma krążenia, więc z powodu niedotlenienia ręka staje się zimna, umiera - tłumaczy dr Chrapusta. - Do momentu połączenia pierwszego naczynia tętniczego, odcięta kończyna jest martwa.
Operacja pana Józefa przebiegła bez komplikacji. I teraz pacjent może już nawet ruszać palcami. W piątek dr Chrapusta zmieniła mu opatrunek, a dzisiaj Łukaszczyk wraca do domu. Jednak dopiero za jakieś pół roku będzie można ocenić, czy wróciło pełne czucie w ręce.
Jeszcze przez trzy tygodnie pan Józef będzie poddawany terapii w specjalnej komorze hiperbarycznej, która dzięki szybkiemu transportowi tlenu do tkanek ułatwia i przyspiesza gojenie się rany.
- Zapewniamy pacjentowi kompleksowe leczenie i opiekę - mówi dr Ewa Kobielska, szefowa działającego przy Szpitalu im. L. Rydygiera od kwietnia Ośrodka Hiperbarii Tlenowej.
Zaś Zbigniew Żyła z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego podkreśla, że patrząc na takiego pacjenta, człowiek czuje, że to, co robi, jest fajne. Efekty są nie do uwierzenia. To bardzo wzruszająca chwila.
Szpital Rydygiera to jedyny ośrodek replantacyjny na południu Polski. W tym roku lekarze wykonali 15 podobnych zabiegów.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+