Za ochronę przed powodzią odpowiada wedle prawa przedsiębiorstwo Wody Polskie. Ale tylko teoretycznie, bo działająca od 1 stycznia jednostka ciągle nie przejęła całego majątku od likwidowanych przez marszałków zarządów melioracji. To one do końca 2017 r. nadzorowały potoki, małe rzeki i rowy odprowadzające wody z pól. Odpowiadały także za sprawdzanie, czy przepusty (betonowe rury umożliwiające przepływ wody pod przejazdem przez rów) i przestrzeń pod małymi mostami - nie są pozatykane śmieciami, gałęziami itp.
Do kogo po odszkodowanie?
Od pół roku nikt tego nie robi, bo owych przepustów i mostów nie chcą przejąć Wody Polskie. W samej Małopolsce takich obiektów (także w miastach) jest blisko dwa tysiące. A problem dotyczy przecież całej Polski.
- To nie są urządzenia hydrotechniczne - tłumaczy Konrad Myślik, rzecznik Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie. - Mosty i przejazdy powinny trafić do zarządców dróg lub samorządów - twierdzi.
- Mamy opinię prawną, z której wynika, że przepusty powinny przejąć Wody Polskie - mówi z kolei Marek Hareńczyk, likwidator Małopolskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych. Podkreśla, że cały majątek miała przejąć nowa instytucja i to od razu - od 1 stycznia 2018 r. Tymczasem przekazywanie majątku trwa już pół roku i potrwa jeszcze co najmniej drugie tyle.
A co „z bezpańskimi” rowami i mostami nad potokami? Nie ma ich właściciela i długo nie będzie. - To już nie jest nasze zadanie. Nawet gdybyśmy chcieli je sprawdzać, to nie możemy na to wydawać pieniędzy. Nie mamy też pracowników, bo ci zostali przejęci przez Wody Polskie - twierdzi likwidator MZMiUW. Jeśli więc przez zatkany przepust woda zaleje czyjeś gospodarstwo rolne lub dom, nie będzie do kogo się zwrócić o odszkodowanie za straty poniesione z powodu zaniedbań.
Pieniędzy nie przybyło
Ochrona przeciwpowodziowa to niejedyny problem. Stworzenie Wód Polskich miało sprawić, że za wszystko odpowiada jedna instytucja, a nie kilka - jak było do końca 2017 r. Ale nowy organ nie dostał pieniędzy nawet na bieżące utrzymanie.
Z nieoficjalnych szacunków wynika, że przyznane na ten rok środki są 12-krotnie za małe w stosunku do potrzeb. To m.in. z tego powodu koszenie wałów przeciwpowodziowych odbywa się tylko raz w roku, gdy poprzednio koszono je dwa razy.
Do tego praktycznie zamarły przygotowania do dużych inwestycji. - Wody Polskie przestały zlecać opracowywanie projektów. To będzie miało katastrofalne skutki, bo padną specjalistyczne firmy zajmujące się projektami hydrologicznymi i gdy za kilka lat ktoś dojdzie do wniosku, że trzeba wrócić do normalnej gospodarki wodnej, nie będziemy mieli specjalistów - słyszymy od przedstawiciela branży, który musiał zamknąć firmę.
ZOBACZ KONIECZNIE:
Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!
Poważny program - Krowoderska