Wojtek Miłoszewski, młodszy brat Zygmunta Miłoszewskiego, uznanego autora kryminałów, idzie w ślady starszego brata. Tworzy pełną rozmachu fikcję, której akcja rozgrywa się tu i teraz. Angela Merkel pije wódkę z Władimirem Putinem, Amerykanie czekają z odsieczą, by Polska bardziej się wykrwawiła, tłumacząc Donaldowi Trumpowi, że trafiła się okazja do przetestowania broni. Są też kpiny z lokalnej polskiej polityki. Prezydent Polski na widok prezesa chowa telefon komórkowy do kieszeni, a kiedy neguje pozycję ministra obrony i stan polskiej armii, prezes poleca mu wyjść na papierosa. Polska w ruinie, tłumy uchodźców brną przez kraj jak roku pamiętnego 1939, trwa brutalna walka o przeżycie, a trup ściele się gęsto.
Wojtek Miłoszewski nie bawi się w psychologizmy. Swoich bohaterów tak różnych jak przeciętna rodzina i córka badylarza, która by ratować dostawę nie waha się uprawiać seks oralny z urzędasem rzuca w wir wojny polsko-ruskiej. Epickie opisy ogranicza do minimum słusznie rozumując, że społeczeństwo obrazkowe łatwiej niż za czasów Sienkiewicza czy Orzeszkowej wizualizuje sobie wszelkie współczesne nam zjawiska. Wszak to czasy internetu.
W USA już wytwórnie filmowe biłyby się o prawa do ekranizacji tak aktualnej i pełnej filmowo dantejskich scen książki, w dodatku z przywódcami mocarstw w roli graczy, ale polskie budżety filmowców raczej nie wytrzymałyby rozmachu „Inwazji”. A odbiorcy tego typu opowieści zdaje się, to jednak bardziej kinomani niż bibliofile.