Ania [imię fikcyjne - przyp. aut.] została niewolnicą prostytutką na ponad rok. Nie wolno jej było nawiązywać kontaktów ani z rodziną, ani z klientami. Posiłek miała wyznaczony raz dziennie. Strój z góry ustalony. Obowiązkowo zażywała środki wczesnoporonne. Wyjazd za granicę wyglądał na niewinny. Pojechała do pracy. Dostała mały, ale czysty pokój z łazienką. Rano po pierwszej nocy zauważyła, że zniknęły jej rzeczy. Prostytutką być nie chciała, została przehandlowana. Zbuntowała się. Została zgwałcona. To był pierwszy raz. Potem oprawcy nie tylko ją gwałcili, ale też profilaktycznie bili... po głowie. To praktyczne. Pod włosami nie widać ran i siniaków.
Sporo czasu zajęło, zanim przystosowała się do "wolności". Trzeba też było długiej terapii, aby Ania nie bała się powiedzieć, że lubi kolor niebieski, a nie brązowy. I jeszcze. Trzeba było też Anię nauczyć poprawnie pisać, bo od razów w głowę straciła tę umiejętność…
To, że wdepnęły w g..., nie znaczy, że nim są
Nie pisz o dziewczynach "prostytutki". Pisz na przykład "uprawiające prostytucję" - upomina mnie siostra Anna Bałchan, szefowa Stowarzyszenia im. Marii Niepokalanej na Rzecz Pomocy Dziewczętom i Kobietom w Katowicach. Stowarzyszenie jest ośrodkiem zajmującym się pomocą ofiarom handlu ludźmi.
Dlaczego? - Bo przypinasz im łatkę! Jak wdepniesz w psie odchody, to jesteś psimi odchodami czy po prostu w nie wdepnęłaś? - pyta retorycznie siostra. - Wiesz, jaka jest najbardziej chamska metoda werbowania kobiet? Na miłość! Nie wiem, co jest w tych babkach, że nie widzą faceta na oczy, ale potrafią się w nim zakochać po kilku godzinach rozmowy telefonicznej i wyjechać na drugi koniec Europy - mówi siostra Anna.
Siostra Bałchan ostrzega: Biorą cię na miłość lub łatwy zarobek, a potem lądujesz w burdelu. Ucieczka?
To nie takie proste
A co za granicą? - Po dwóch tygodniach kończą się miody i sielanka. Kobieta słyszy, że koniec utrzymywania i musi iść do pracy. Ona na to: Jasne, poszukam czegoś, w okolicy w pizzerii szukają kelnerki. Facet, że nie, bo do agencji - opowiada dalej. I zaczyna się horror. Bicie, gwałty, poniżenie i permanentne upokorzenie.
Zagłębiem handlu ludźmi Polska jest od kilku lat. Jesteśmy krajem tranzytowym i coraz częściej docelowym. Kierunek? Polacy jadą na Zachód: Włochy, Niemcy, Holandia, Grecja, Cypr. Sporo też do Turcji. Do Polski przywożone są dziewczyny z Albanii, Ukrainy, Białorusi, całego dawnego bloku wschodniego. Dalej na Zachód? A po co, dla nich tu jest Ameryka.
Walka z wiatrakami? A może nie
Pod koniec czerwca tego roku śląscy policjanci wspólnie z włoskimi karabinierami zatrzymali pięciu członków międzynarodowej grupy przestępczej zajmującej się handlem ludźmi. Werbowali Polki i sprzedawali je do domów publicznych we Włoszech, w Grecji i Japonii. Polki docierały za granicę na własną rękę. Na miejscu zabierano im paszporty i bilety powrotne. "Opiekunowie" co noc zawozili je do klubów nocnych, gdzie musiały się prostytuować. Były bite i straszone. Rozpracowanie grupy trwało od końca 2008 r.! Kryminalni z katowickiej komendy wojewódzkiej zatrzymali dwóch mężczyzn i kobietę. W ręce włoskich karabinierów wpadło 16 osób. Ile osób zamieszanych w proceder pozostaje na wolności? Nie wiadomo.
Cały artykuł przeczytasz w weekendowym wydaniu "Polski The Times" lub na stronie prasa24.pl.