Na dąbrowskim osiedlu Mydlice Południowe podczas zabawy balon zapalił się w rękach dzieci.
– Gdybym tego nie widział na własne oczy, to bym chyba nie uwierzył. Ania i Marcel bawili się w pokoju balonem, który kupiliśmy w sobotę 15 kwietnia pod kościołem. Nagle balon zaczął się palić. Nie widziałem nigdy wcześniej takiego strachu w oczach moich dzieci – mówi Kamil Dybich, dąbrowski radny.
5-letnia Ania ma poparzone paluszki dłoni i włosy na grzywce. 7-letni Marcel tak krzyczał ze strachu, że nadwyrężył struny głosowe i nie mógł mówić. Płonący balon spadł w pokoju dziecięcym na dywan, który też zaczął płonąć.
– Gdyby mnie tam nie było, mogłoby dojść do tragedii. Ten balon płonąc fruwał po całym pokoju. Nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby przykleił się do twarzy Ani. Przecież to mogło zabić moje dzieci. Moim zdaniem balony zamiast helem były napełnione wodorem. Ania na słowo „balon” reaguje paniką i biegnie się przytulić do mamy lub do mnie – opowiada Dybich.
Feralne balony były sprzedawane pod kościołem na osiedlu Mydlice, dlatego Kamil Dybich o tej sytuacji powiadomił mieszkańców. Na portalu społecznościowym opublikował zdjęcia poparzonej rączki córki, a także zamieścił informację, która lotem błyskawicy obiegła osiedle.
– Udało mi się zebrać sześć balonów, które ludzie kupili u tego samego sprzedawcy. Inni je po prostu wyrzucali w obawie o zdrowie dzieci – dodaje Dybich. Balony, jako dowód, zaniósł do Komendy Miejskiej Policji.
– Sprawa została zgłoszona w sobotę. Przesłuchujemy świadków – mówi Mariusz Miszczyk, oficer prasowy KMP w Dąbrowie. Co ciekawe, sprawca całego zamieszania jest znany policjantom. – Mężczyzna był legitymowany przez straż miejską w tym dniu. Strażnicy sprawdzali, czy miał pozwolenie na handel w tamtym miejscu, jednak dla dobra śledztwa nie mogę nic więcej powiedzieć – dodaje rzecznik policji. Mieszkańcy Mydlic są wstrząśnięci tymi wydarzeniami, bo ich dzieci miały te balony w swoich pokojach, przyczepione do łóżek. Tymczasem wodór jest niebezpiecznym gazem.
– Wodór jest gazem wyjątkowo wybuchowym i napełnianie nim balonów jest głupim pomysłem – mówi Tomasz Rożek, doktor fizyki na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. – To nie jest tak, że wodór jest w butli i nie wybuchnie. Podczas napełniania balonów trochę gazu ulatnia się na boki. Wystarczy, że ktoś w pobliżu odpali papierosa i może dojść do tragedii. Wodór spala się w wysokiej temperaturze, i towarzyszy temu wybuch. Taki huk może uszkodzić błonę bębenkową w uchu dziecka. Jeżeli balonów w pomieszczeniu byłoby dużo i byłyby napełnione wodorem, wówczas wybuch może mieć nawet skutki śmiertelne – dodaje.
Jeśli policyjne ekspertyzy potwierdzą, że balony były napełniane wodorem, sprzedawca może odpowiedzieć za narażenie zdrowia i życia dzieci.
– Jeśli to się potwierdzi, to ja na pewno tej sprawy nie odpuszczę i założę temu człowiekowi sprawę z powództwa cywilnego – deklaruje Kamil Dybich.
ZOBACZ FILM: Marta Żysko-Pałuba, psycholog dziecięcy