Skrzydłowy biało-zielonych i reprezentacji Polski jest człowiekiem bardzo ambitnym, nie zadowala go gra w dolnych rejonach Lotto Ekstraklasy i trzeba mu to przyznać, że żyje każdym meczem. Biorąc pod uwagę straty punktowe po jesieni i że do końca części zasadniczej sezonu przed meczem z Wisłą było tylko dziewięć kolejek, to wszyscy zdawali sobie sprawę jak ważne jest odniesienie zwycięstwa w tym spotkaniu. To się nie udało. Lechia przegrywała, ale właśnie za sprawą Peszki, najlepszego piłkarza tego meczu, doprowadziła do wyrównania. Gra ofensywna biało-zielonych opierała się właśnie na grze Sławka, który uczestniczył praktycznie we wszystkich groźnych akcjach gospodarzy. To nie wystarczyło, żeby wygrać mecz, bo w ofensywie nie miał należytego wsparcia. Remis mocno oddala Lechię od grupy mistrzowskiej, a po meczu Peszko był wyraźnie przybity, a na pytania odpowiadał ze łzami w oczach wyraźnie przeżywając stratę punktów.
- Nie taka miała być inauguracja 2018 roku. Mieliśmy mecz wygrać, a jest znowu niewypał. System został zmieniony i lepiej to wyglądało z mojej perspektywy, ale jeden błąd sprawił, że nie mamy trzech punktów - mówił Sławek.
- Krok po kroku chcieliśmy iść w górę tabeli. Nie powiem, że było słabo, bo widzę poprawę w drużynie, schematy i pomysł na grę. Mam więcej miejsca na boisku, muszę pochwalić nieźle grającego Chrzanowskiego i stabilnego Gersona. Jestem optymistą, ale musimy zdobywać punkty. Jak wygram dwie akcje na pięć, to one będą bramkowe. W drugiej połowie już trochę brakowało sił i za dużo było strat. Mam na boisku wsparcie kolegów, ale nie zawsze wychodzi tak, jakbyśmy chcieli. Mamy sezon jaki mamy. On jest przegrany i to mówię przez duże P. Mam takie odczucie, jakbym szedł pod górę i jakby mi ktoś siekierą w plecy przyjeb... - zakończył zdenerwowany i rozżalony Peszko.
Ciąg dalszy frustracji piłkarza nastąpił w nocy, a Peszko trafił na czołówki portali społecznościowych. Wszystko za sprawą audycji radia weszlo.fm, w którym piłkarz używa przekleństw i mówi ”nie przerywaj mi, jak polewam”. Wszystko to niewyraźnym głosem, wskazującym na to, że mógł być po spożyciu alkoholu. Warto jednak dodać, że telefon do piłkarza został wykonany o... 1.30 w nocy!
Peszko nie wiedział z kim rozmawia, że jest na antenie radiowej, a rozmówca (bo raczej ta osoba nie zasługuje na miano dziennikarza) powoływał się na inne osoby, w tym Kamila Glika. Ze słów reprezentacyjnego pomocnika wynikało, że jest przekonany, że rozmawia z Łukaszem Wiśniowskim z serwisu PZPN „Łączy nas piłka”. Zresztą sam Wiśniowski odniósł się do sprawy na Twitterze. „Czyli dzwonienie do ludzi o 1 w nocy, wpuszczanie ich na antenę bez uprzedzenia i na koniec podszywanie się pod inną osobę jest ogólnie akceptowane? Czy jednak jest to przegięcie?” - pyta Wiśniowski.
Peszko w niedzielę nie odbierał od nas telefonu. Od Jakuba Staszkiewicza, rzecznika prasowego Lechii, usłyszeliśmy że klub nie będzie sprawy komentował. Sławek w niedzielę normalnie trenował z całym zespołem. Piłkarza czekać będzie zapewne rozmowa o tym wydarzeniu z selekcjonerem Adamem Nawałką, ale w pierwszym meczu rundy - na boisku - pokazał, że jest w naprawdę dobrej dyspozycji. A to, co Peszko robił po pracy, to jego sprawa i jego problem, którego rozwiązanie sam musi znaleźć.
Aktualizacja
Pojawiły się przeprosiny ze strony radia weszlo.fm, ale nie za wydzwanianie do Peszki w środku nocy, ale za włączenie do tematu Kamila Glika i Jakuba Polkowskiego z "Łączy nas piłka".
- Tak, to było bardzo słabe, przeprosiłem i Kamila i Polkosia. Tego fragmentu szczerze żałuję - napisał na Twitterze Samuel Szczygielski, który prowadził nocną audycję.
TOP Sportowy24: Zobacz hity internetu