Na wszystkich twoich zdjęciach są ludzie.
Zawsze. Moje zdjęcia bez ludzi są kompletnie bez sensu. To już o sobie wiem. Szukam w ludziach emocji. To chcę zatrzymać, sfotografować. Niezwykły moment, uśmiech, złość, gniew.
Przeglądając je, widzę, że twoi bohaterowie są zamyśleni, jakby byli w kłopocie. Jakich emocji szukasz?
Wszystkich. Są również pozytywne emocje. Czasem nie są tylko wypowiedziane wprost. Weźmy chociażby to zdjęcie. To jest szkoła na wyspie Samui (patrz góra strony).
Czy takie zdjęcie ma nam coś opowiedzieć, coś odsłonić przed nami?
Te dziewczynki są urocze, patrzą tak szczerze, widać, że są ciekawe. Na tym zdjęciu dzieje się jednak więcej, niż widzimy. Ono ma swój dalszy ciąg. Tych dzieci przecież musi być więcej. Każde z nich jest inne, myśli o czymś innym. Może dlatego każde biegnie w innym kierunku? Robiąc to zdjęcie, chciałem pokazać właśnie to. Emocje dzieci w tajskiej szkole.
Zastanawiam się nad tym, jaki jest głębszy sens tego typu fotografii.
One mi nie służą do utrwalania moich emocji ani tworzenia pamiętnika wydarzeń. Chcę odsłonić coś, co często nam umyka. W ten sposób mówię: zobaczcie, tu jest fajna emocja, tu jest ktoś, kto ma w twarzy mądrość. Pokazuję świat poprzez ludzi.
Twoją ostatnią wystawę zatutułowałeś "Podejrzane przypadki".
Podejrzałem te sytuacje. Ale nie tylko. Są one podejrzane, bo niektórzy nie wierzą, że są przypadkowe. To właśnie budzi podejrzenia. Mnie już to nawet nie denerwuje, że niektórzy myślą, że są one inscenizowane, bo nie są.
Weźmy chociażby tych ludzi na motorze (patrz góra strony). Sytuacja jest podejrzana.
Tak, można by pomyśleć, że zdjęcie zostało ustawione. Jest w sumie dość zabawne. Sam, jak zobaczyłem tę scenę, byłem zaskoczony. Nie wiedziałem, że tak można eskortować człowieka.
Podglądając, fotografując ludzi, co sobie o nich myślisz?
Lubię ludzi. Robię to z sympatii. Mam zawsze dobre emocje. To nie jest polowanie. Nie chcę nikomu robić krzywdy. Nie chcę nikogo przyłapać. Nie szukam głupich sytuacji, kiedy na przykład ktoś się potknął i leży. Parę razy mi się zdarzyło, że ktoś wrzeszczał na mnie "paparazzi". Dopiero gdy pokazałem, co zrobiłem, zmieniał zdanie. Jak ludzie wiedzą, że nie jestem fotografem z tabloidu, zaczynają myśleć o mojej pracy zupełnie inaczej. Dziwią się, że fajnie wyszli. Myślę, że dla ludzi liczy się moja intencja.
Na co dzień jesteś menedżerem, pracownikiem korporacji. Czy to nie przeszkadza w robieniu zdjęć?
W "Powiększeniu" Antonioniego jest taka scena, jak główny bohater robi zdjęcia dziewczynie w parku. Kiedy ta orientuje się, że jest fotografowana, zaczyna go gonić, wreszcie dopada i pyta zdenerwowana: "Jakim prawem robisz mi zdjęcia?". On odpowiada najprościej, jak można to sobie wyobrazić: "Ktoś jest bokserem, inny politykiem, a ja jestem fotografem". Też tak mogę powiedzieć. Czuję się fotografem. Robię zdjęcia.
Dlaczego wybrałeś fotografię? Zawsze masz przy sobie aparat?
Obraz organizuje mój świat. Lubię szukać tego, czego od razu nie widać. Gdy jadę gdzieś na zdjęcia, najpierw poruszam się bez aparatu. Potem wściekam się na siebie, bo wydarzyło się coś, co warto było zarejestrować, a mi to umknęło. Robię tak jednak dlatego, by uczyć się pokory. Uważam, że trzeba się do zdjęć przygotować. Nie chcę robić tysiąca zdjęć, ustawiać aparatu na najgęstszą serię, a potem wybierać te obrazy, które jakimś cudem się udały. Przygotowuję się. Oglądam miejsce. Dopiero potem chwytam za aparat.
RAFAŁ OLEJNICZAK zajmuje się artystyczną fotografią uliczną, podpatruje rzeczywistość bez jej reżyserowania. Z aparatem jeździ po całym świecie. Na jego ostatniej wystawie "Podejrzane przypadki" można było zobaczyć zdjęcia z Rzymu, Tajlandii, Bukaresztu, Jerozolimy, Nowego Jorku. Na co dzień pracuje w korporacji, jest menedżerem.