Rywalizacja podczas igrzysk olimpijskich jeszcze się na dobre nie rozkręciła, a Natalia Maliszewska ma za sobą rollercoaster. Do Pekinu leciała z nadzieją na udaną walkę o olimpijski medal w short tracku. Zwłaszcza na jej koronny dystansie 500 m. 26-letnia Polka jest m.in. zdobywczynią Pucharu Świata (2018/19), srebrną medalistką mistrzostw świata (2018) i mistrzynią Europy (2019). Jakby tego było mało, zwyciężyła na olimpijskim torze podczas zawodów w tym sezonie PŚ.
Jednak po przybyciu do Chin, 30 stycznia, uzyskała pozytywny wynik testu na koronawirusa i została odizolowana, bez możliwości treningów poza tym, co mogła wykonać w hotelowym pokoju. Jej start stanął więc po znakiem zapytania. Tym większym, że rywalizacja na 500 m rozpocznie się już w sobotę od kwalifikacji. Aby Maliszewska została do nich dopuszczona, musiała uzyskać dwa negatywne wyniki dzień po dniu (uczestnicy igrzysk codziennie mają testy).
Promyk nadziei pokazał się w środę, gdy zawodniczka Juvenii Białystok otrzymała pierwszy negatywny wynik testu. Jednak w czwartek i w piątek była "pozytywna". Wydawało się, że sprawa się przesądzona i Polki zabraknie w konkurencji, w której jest faworytką do stanięcia na podium.
Lecz gdzieś wciąż tliła się nadzieja, zwłaszcza, że broni nie złożył Polski Komitet Olimpijski. Wreszcie po godzinie 3 w nocy czasu lokalnego Maliszewska została zwolniona z izolacji i udała się do wioski olimpijskiej. Nic więc już nie stoi na przeszkodzie, żeby w sobotę o godz. 12 czasu polskiego wzięła udział w kwalifikacjach na 500 m.
Jedyną niewiadomą pozostaje jej forma, w końcu przez tydzień nie trenowała zgodnie z planem. Pozostaje mieć nadzieję, że da popalić chińskiemu systemowi, który na kilka dni zamknął ją w odosobnieniu.
