- Byłam pewna, że ten telefon to żart - mówi mi później w „Kafeterii”, gdzie umówiłyśmy się na rozmowę.
Swobodny styl hermafrodyty
Weronika: wysoka, szczupła, delikatnej urody, długa czarna bluza, czarne dżinsy. Młodzieżowy standard, hybrydowy styl, który może ukrywać zarówno Weronikę, jak Roberta.
- Mimo wszystko nie czuję potrzeby manifestowania swojej kobiecości: chodzić w sukienkach, pachnieć jak kwiatki. Chcę być jaka jestem: na luzie, duże bluzy, obcisłe dżinsy, trampki, fajny dodatek na szyję, minimalistyczny makijaż, dłuższe włosy mi się marzą. Swobodny styl hermafrodyty… - dodaje.
Ma niespełna osiemnaście lat. Uczy się w technikum.
- Przykro mi czasami, gdy mijam liceum, bo to zupełnie inna szkoła, podobałoby mi się tam na pewno - mówi Weronika. - To technikum, do którego chodzę, było w gimnazjum wyjściem awaryjnym w mojej sytuacji. Wiedziałam już wtedy, że chcę się kierować w stronę „urodową” - makijaż, fryzjerstwo, kosmetyka. Wiedziałam, że to może być moją pasją. I tak się zdecydowałam, ale jednak trochę mi żal liceum, gdzie jest inny poziom, szersze horyzonty. Chociaż zadowolona jestem ze swojej szkoły. Marzę o pracy w przyszłości - charakteryzacji teatralnej - mówi Weronika, gdy nad głową pobrzmiewa nam „Diana” Paula Anki.
- Może pani głośniej mówić, ja się nie krępuję rozmowy na swój temat i sekretnych pytań - zachęca Weronika, gdy próbuję dyskretnie, „pod muzyką” zacząć rozmowę o skórze, w której żyje, a żyć nie chce; o nieodpartej potrzebie przemiany, o problemach, które wiążą się z transseksualizmem. Problemach ze sobą, problemach z innymi. W najbliższej rodzinie, w szkole, na ulicy.
Nie dla mnie "Gwiezdne wojny"
- Dzieckiem byłam, gdy się zorientowałam, że nie mogę robić tego co lubię, czyli tego, co robią wszystkie małe dziewczynki wokół mnie. Chciałam stroić się w sukienki, chciałam bawić się lalkami. "Gwiezdne wojny", pistolety, zabawy w wojsko w ogóle mnie nie interesowały. Ale byłam na to wszystko przez wiele lat skazana - opowiada o swoich pierwszych pragnieniach Weronika. - O pojęciu transseksualizmu zorientowałam się w wieku dwunastu lat. Wtedy przeżyłam jeden z pierwszych kryzysów. Po prostu zaczęłam odkrywać, że coś się ze mną dzieje. Rzuciłam się do Internetu oczywiście, znajdując potwierdzenie dla swoich rozterek, niepokojów, dramatów. Wyznałam swój problem mamie. Bo komu miałabym powiedzieć. Mama mnie wysłuchała, nie krzyczała, ale chyba nie była na ten nasz wspólny problem przygotowana. Wydaje mi się, że do dzisiaj nie potrafi sobie z nim poradzić. Pomyślałam więc, że muszę sobie raczej radzić sama, choć nie wiedziałam, czy to potrafię udźwignąć. Stwierdziłam, że muszę być aseksualna, że płeć nie może mnie określać i ograniczać jako człowieka, jako osoby. Że to będzie dla mnie najbardziej bezpieczne. Ale jednak wkrótce okazało się, że ta moja kobieca płeć w moim chłopięcym ciele jest silniejsza niż myślałam. Że nie potrafię sobie z tą bezpłciowością dać rady. Że jestem całą duszą, całym sercem dziewczyną. Dojrzewało to we mnie kilka lat. Męczyłam się z tym okrutnie.
Jestem kobietą transseksualną
- Pamiętam, stanęłam któregoś dnia nago przed lustrem i zaczęłam płakać. Myślałam, ja tak nie mogę żyć. W lustrze widzę coś, czego nie powinnam widzieć, bo przecież czuję coś zupełnie innego. Nienawidzę więc tego wyglądu, bo on przeszkadza mi być tym, kim chcę być. Być sobą.
Nigdy nie akceptowała jakichkolwiek swoich chłopięcych, potem męskich cech.
- Nigdy nie chciałam dorastać - wyznaje. - Z przerażeniem obserwowałam, co się ze mną dzieje w wieku dojrzewania.
Nie mogę tkwić w obecnej skórze
Nie może podjąć jeszcze terapii hormonalnej, bo do tego musi być pełnoletnia. Taki jest warunek prawny.
- Muszę czekać jeszcze kilka miesięcy. Najpierw na terapię hormonalną. Mam nadzieję, że uda mi się ją podjąć jak najwcześniej, bo to dla mnie naprawdę ważne. Myślę też o zabiegach chirurgicznych w przyszłości. Chciałabym kiedyś jednak pójść w damskim kostiumie kąpielowym na plażę. Wiem na pewno: nie mogę tkwić w obecnej skórze - mówi Weronika.
Wydaje mi się silnie zdeterminowana. Poprawia mnie: zmotywowana. Chwytam - determinacja ma nieco rozpaczliwe konotacje. Motywacja - budujące, progresywne. Jestem pełna uznania dla sposobu myślenia i odczuwania Weroniki.
Kim jest w środowisku rówieśniczym? Robertem czy Weroniką? Jak daje sobie radę w mieście wielkości Ostrołęki i mentalności Ostrołęki?
- Ja zawsze byłam hop do przodu, w różnych problemach i sytuacjach. Pomyślałam, że nawet jeżeli nikt mi nie chce pomóc, dlaczego mam rezygnować ze swego ja. Chcę żyć, jak chcę, nikogo to nie powinno interesować. Chyba że ktoś chciałby mnie wesprzeć, bo to zawsze się przydaje. Więc pewnego dnia, na początku drugiego półrocza pierwszej klasy w nowej szkole powiedziałam: cześć, jestem Weronika. Mówcie tak do mnie, proszę. Nie powiedziałam tego na forum klasy, ale w gronie koleżanek, bo klasa jest głównie żeńska. Wiedziałam, że ta rewelacja zaraz się rozniesie. Nie mogłam już się ukrywać, ale też nie chciałam na siłę eksponować swojej osobowości. Chciałam, by osoby, które potrafią mnie zaakceptować dostosowały się do mnie, a które nie potrafią, potraktowały mnie obojętnie. Koledzy, koleżanki potraktowały mnie w miarę przychylnie. Bezpośrednio nie spotkałam się z komentarzami: świr, homo-niewiadomo, idź do psychiatry czy innymi. Jedni okazali przychylność od razu (głównie dziewczyny), inni mówili: poczekaj z tym, może jeszcze nie do końca możesz być pewien. Ja byłam pewna, do końca. Nie mogłam czekać z byciem sobą.
Brakuje rozmów z mamą
W życiu rodzinnym ma różnie. Rozumie, że sytuacja nie jest łatwa dla najbliższych. Że to problem, który wymaga psychicznej siły. I wielkiej miłości.
- Mama toleruje, ale nie akceptuje, że się czasami maluję. Chyba nie potrafi zaakceptować faktu, że ma córkę, nie syna. Brakuje mi rozmów z mamą - przyznaje Weronika (mama nie zdecydowała się na rozmowę ze mną - przyp. AR) - Tata mieszka za granicą, po rozwodzie. Do niedawna miałam z nim ograniczony kontakt. Niezręcznie więc było mi nagle mówić cokolwiek na ten temat. Okazało się, że jednak wcale nie przeżył wielkiego szoku. Może dlatego, że przecież nie ma z nami teraz żadnego związku, a może po prostu od dawna to podejrzewał. Tak myślę. Bo ja nigdy nie zachowywałam się jak chłopiec. Wierzę, że jestem dosyć wartościową osobą. Nie wymagam miłości od wszystkich, zrozumienia, ale chociaż akceptacji i szacunku. Szacunek dla drugiego człowieka jest dla mnie podstawową sprawą. Jeżeli ktoś potrafi okazać szacunek, mnie, jako Weronice, dla mnie to będzie bardzo ważne - mówi.
Ma wokół wiele osób, które ją akceptują, kilkoro przyjaciół, nie tylko w Ostrołęce.
- Niektórzy byli ze mną w najtrudniejszych sytuacjach. Nie mam problemów, by kontaktować się z rówieśnikami. Moje żeńskie imię wybrały mi przyjaciółki z klasy - uśmiecha się Weronika. - Nauczyciele w szkole muszą mnie traktować oficjalnie, jako Roberta. Czasami nie jestem w stanie spokojnie przejść przez ulicę. Niektórzy potrafią spojrzeć wkurzająco, puścić jakiś złośliwy komentarz.
Największą traumę ma za sobą
Ale uważa, że największą traumę ma już za sobą.W ostatniej klasie gimnazjum, Weronika korzystała z pomocy psychologa. Z powodu toksycznej miłości, jak mówi. Do chłopaka, oczywiście.
- Nigdy w życiu nie byłam ukierunkowana na dziewczyny. Ale jak dziewczyna traktowałam chłopców, podając się za osobę bezpłciową, i oczekując sympatii, empatii, zrozumienia. Ten o rok straszy chłopak zupełnie tego nie rozumiał, nie potrafił mnie zaakceptować, ale zwodził mnie bez skrupułów. I bardzo mnie skrzywdził. To była jedyna sytuacja, kiedy znalazłam się na dnie, popadłam w autodestrukcję, wylądowałam u psychologa. Dziś pukam się w głowę, jak mogłam pozwolić tak dać się skrzywdzić. Ale teraz wiem, że te moje autodestrukcyjne problemy, między innymi anoreksja, były próbą szukania kobiecości. Więc starałam się wyrwać z tej traumy. Dziś jestem już osobą określoną płciowo. Otwartą na ludzi. Zwłaszcza na tych, którzy potrafią mnie zrozumieć i szanować moją osobowość. Znam swoje potrzeby i swoje prawa, szukam informacji, szukam kontaktów. Przekonuję, także innych, że musimy walczyć o swoje życie. Korzystam z pomocy innych, którzy przez tę przemianę przeszli lub przechodzą - mówi Weronika.
Lubi rysować, pokazuje grafikę, w ołówku, naprawdę udaną, widać umiejętność łapania światłocienia, uwielbia też kredki, kolorowanie. To pomaga w tworzeniu makijażu, o którym wciąż marzy…Do różnych artystycznych wyzwań inspiruje ją Ewa Grzelakowska, youtuberka, autorka kilku ciekawych książek. Jak mówi, interesuje się również chirurgią plastyczną, ezoteryką, magią.
- Lubię też różne głupoty, jak każda nastolatka, śmieszne filmy w internecie czy gry komputerowe. Ale staram się szukać cały czas nowych zainteresowań, które pomagają mi się rozwijać. A poza tym mój ideał kobiety wygląda następująco: spełnia się zawodowo, jest ustabilizowana na różnych płaszczyznach życia, ale wciąż wyrywa się dalej. I tego mam zamiar się trzymać - mówi dzielnie Weronika.
Bardzo podoba mi się to, o czym mówi. Martwi mnie jedna rzecz. Podczas rozmowy, długiej przecież, nie potrafi patrzeć mi w oczy. Przyznaje, ma z tym problem. Mam nadzieję, że nie kryje pod tym lęku, zagubienia i niepewności. Bo to nie pomoże jej osiągnąć siebie.