Pani Anna cierpiała na liczne dolegliwości zdrowotne. Leczyła się u wielu specjalistów, lecz żaden z lekarzy nie potrafił postawić precyzyjnej diagnozy.
– Żonę diagnozowali lekarze różnych specjalności, ale w końcu uznali, że nie są w stanie jej już pomóc. Z tego względu zaczęliśmy szukać pomocy w różnych innych prywatnych placówkach medycznych, deklarujących pomoc w leczeniu trudnych chorób
– mówi Maciej Kołcz.
Nadzieja pojawiła się, kiedy pani Anna trafiła do jednego z lekarzy w Gdyni.
– Ten lekarz stwierdził, że zna sposób na wyleczenie żony. Uznał, że należy podać niestandardowe leki, aby postawić jej organizm na nogi
– dodaje pan Maciej.
W Gdyni pani Anna przyjęła pierwszy wlew dożylny z witaminami i lekami, kolejne dwa wlewy zostały podane w Warszawie, następne w Poznaniu.
– W klinice w Poznaniu żona była 4 razy. Wlew podawał jej ratownik medyczny. Ostatnim razem zrobiła to pielęgniarka. Wtedy się pomyliła...
– wskazuje.
Każdy pacjent kliniki, korzystający z wlewów dożylnych, miał założoną indywidualna kartę. Na niej zapisane były substancje i ich proporcje, jakie należy podać w kroplówce. Pani Anna miała przepisane DMSO oraz nadtlenek wodoru (perhydrol).
Śmierć pacjentki w klinice medycyny naturalnej w Poznaniu: pielęgniarka pomyliła dawki leku
14 stycznia 2019 r. kobieta zgłosiła się na przyjęcie kolejnego wlewu. W oparciu o kartę zaleceń lekarskich Lucyna. P. samodzielnie sporządziła roztwory, które w formie dwóch kroplówek podała pacjentce. Po około 20-30 minutach pani Anna zasygnalizowała pielęgniarce, że źle się czuje.
Wtedy Lucyna P. zorientowała się, że się pomyliła i zakręciła przepływ kroplówki. Wybiegła do recepcji i zażądała wydania opracowanej wcześniej procedury podania nadtlenku wodoru. Wtedy oświadczyła innym pracownikom, że prawdopodobnie pomyliła się w dawce podanego pacjentce perhydrolu.
Później okazało się, że pielęgniarka podała pani Annie nadtlenek wodoru o toksycznym stężeniu procentowym, wielokrotnie przekraczającym zapisaną przez lekarza dawkę. Kiedy pani Anna straciła przytomność wezwano karetkę pogotowia. Lucyna P. zataiła jednak fakt podania perhydrolu. Twierdziła, że do załamania stanu zdrowia pacjentki doszło po podaniu kroplówki z DMSO.
– Jak wskazano w opinii biegłych, ratownicy uzyskując od pielęgniarki informację, że przyczyną zaistniałej sytuacji było DMSO, potraktowali to zdarzenie jako zatrucie toksykologiczne i w tym kierunku odbyło się ratowanie życia żony mojego klienta. Biegli stwierdzili, że gdyby ratownicy wiedzieli, że było to zatrucie wodą utlenioną, to wówczas można by skierować panią na leczenie hiperbaryczne, co mogłoby uratować pacjentkę
– mówi adwokat Krzysztof Szczepański, partner w kancelarii Grzybkowski Guzek i Partnerzy.
Pani Anna doznała ostrej niewydolności krążeniowo-oddechowej i zmarła dzień później. Kobieta osierociła dwójkę 8-miesięcznych bliźniąt.
Śmierć pani Anny wywróciła świat pana Macieja do góry nogami.
– Po narodzinach dzieci zacząłem budować dom, obiecałem żonie, że jak maluchy skończą rok, to wprowadzimy się do niego. Po śmierci żony sprzedałem wszystko i przeprowadziłem się w rodzinne strony i zamieszkałem u brata
– mówi mąż pani Anny.
Lucyna P. prawomocnie skazana za śmierć pacjentki
Prokuratura oskarżyła Lucynę P. o narażenie 36-letniej pacjentki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Pielęgniarka w końcu przyznała się do winy. Na rozprawie oświadczyła, że „nie ma poczucia, że zrobiła to świadomie”. Kobieta wyraziła chęć dobrowolnego poddania się karze.
Ostatecznie sąd skazał ją na rok i 6 miesięcy więzienia. Orzekł także nawiązkę w wysokości 10 tys. zł na rzecz męża pani Anny oraz zakaz wykonywania zawodu pielęgniarki na okres 3 lat.
Rodzina zmarłej kobiety domaga się zadośćuczynienia
Choć Lucyna P. została prawomocnie skazana, to wciąż pracuje. Jest położną w jednym z poznańskich szpitali. W sprawie kobiety postępowanie prowadzi także Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Pielęgniarek i Położnych w Poznaniu.
– Postępowanie jest w toku. Dopiero po jego zakończeniu rzecznik przekaże mi informację o jego rozstrzygnięciu
– mówi nam przewodnicząca ORPiP.
14 stycznia br. został złożony pozew z żądaniem zapłaty solidarnie od Lucyny P. oraz kliniki po 600 tys. zł zadośćuczynienia dla pana Macieja i bliźniąt, co łącznie stanowi 1,8 mln zł. Ponadto w pozwie wystosowano żądanie renty dla dzieci w wysokości po 72 tys. zł za okres od 1 lutego 2019 do 31 stycznia 2022 r. oraz po 2 tys. zł miesięcznie do czasu osiągnięcia przez dzieci pełnoletności.
Jedzenie w szpitalach może zaskoczyć! Co jedzą pacjenci? Tak...
Zobacz też: Szczepionka na starość coraz bliżej?

Jedzenie w szpitalach może zaskoczyć! Co jedzą pacjenci? Tak...