Afera podkarpacka. Znane nazwiska, głośne procesy. Śledzi je całe Podkarpacie

Andrzej Plęs
Od lewej: Mirosław Karapyta (zgodził się na ujawnienie wizerunku) został skazany w pierwszej instancji na 4 lata bezwzględnego więzienia. Była prokurator Anna Habało (zgodziła się na ujawnienie wizerunku) niebawem usłyszy wyrok przed tarnowskim sądem.Proces byłego prokuratora Zbigniewa N. rozpoczął się w czerwcu 2018 r. przed Sądem Okręgowym w Tarnowie. Były poseł Jan B. usłyszał już zarzut podżegania do popełnienia przestępstw nadużycia władzy, ale badane są także wątki dotyczące korupcji.
Od lewej: Mirosław Karapyta (zgodził się na ujawnienie wizerunku) został skazany w pierwszej instancji na 4 lata bezwzględnego więzienia. Była prokurator Anna Habało (zgodziła się na ujawnienie wizerunku) niebawem usłyszy wyrok przed tarnowskim sądem.Proces byłego prokuratora Zbigniewa N. rozpoczął się w czerwcu 2018 r. przed Sądem Okręgowym w Tarnowie. Były poseł Jan B. usłyszał już zarzut podżegania do popełnienia przestępstw nadużycia władzy, ale badane są także wątki dotyczące korupcji. Norbert Ziętal, Krzysztof Łokaj, archiwum
Tak zwana afera podkarpacka wywołała polityczne trzęsienie ziemi i zmiotła ze stanowisk kilka prominentnych osób na Podkarpaciu. Ale trzeba było długo czekać, by nazwiska z pierwszych stron gazet stanęły przed sądem. Jaki jest obecnie sądowy bilans największej od lat afery na Podkarpaciu?

Były marszałek województwa skazany, była szefowa podkarpackiej Prokuratury Apelacyjnej niebawem usłyszy wyrok, proces Zbigniewa N. rozpoczął się w czerwcu ub. roku, proces byłego posła i byłego wiceministra infrastruktury Zbigniewa R. toczy się przed nowosądeckim sądem okręgowym. Jan B. został oskarżony o „ustawienie konkursu” na stanowiska w rzeszowskiej delegaturze NIK.

Zaczęło się od podejrzeń Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które w 2013 r. zaczęło przyglądać się przetargom Elektrowni Kozienice i doszło do wniosku, że członkowie jej zarządu i niektórzy funkcjonariusze „ustawiali” przetargi. Sprawę podjęła Prokuratura Krajowa w Katowicach i szybko okazało się, że śledztwo trzeba będzie rozszerzyć o szereg wątków, a wiele z nich prowadziło do prominentnych postaci z życia publicznego Podkarpacia i kraju. Lista podejrzanych wydłużała się błyskawicznie o nazwiska znane z pierwszych stron gazet, ale trzeba było długo czekać, by „nazwiska” stanęły przed sądem.

Wyrok: 4 lata więzienia dla byłego marszałka

Kiedy w lutym 2013 r. funkcjonariusze CBA wkroczyli do Podkarpackiego Urzędu Marszałkowskiego, marszałek Mirosław Karapyta bawił w Brazylii. CBA badało dotacje udzielone przez urząd, zatrudnianie pracowników oraz rejestr podróży służbowych. Nie bez powodu, bo służby jeszcze w 2011 r. założyły podsłuch jednemu z jarosławskich przedsiębiorców, by upewnić się, że ten wygrywa przetargi publiczne nie do końca uczciwie. W jego rozmowach telefonicznych pojawiało się już nie tylko nazwisko, ale też głos marszałka.

Prokuratura postawiła Mirosławowi Karapycie początkowo cztery zarzuty, by w końcu wydłużyć ich listę do 16 punktów. Marszałka zatrzymano, ale zwolniono za poręczeniem majątkowym, sejmik wojewódzki zdecydował o odwołaniu go z funkcji, co skończyło się wstrząsem politycznym, bo w maju 2013 r. władzę we władzach samorządu straciła koalicja PO-PSL-SLD, a objęło PiS.

Szokiem dla opinii publicznej było, kiedy dwa lata później prokuratura oskarżyła Karapytę o korupcję, płatną protekcję i o gwałt. Akt oskarżenia trafił do Sądu Okręgowego w Rzeszowie i… w tym momencie zaczęła się jego wędrówka. Sąd Okręgowy uznał, iż „nie jest właściwy miejscowo” i bardziej właściwym będzie Sąd Okręgowy w Przemyślu, bo na terenie jurysdykcji przemyskiego SO doszło do większości przestępstw zarzucanych byłemu już marszałkowi.

Sąd Najwyższy przystał na tę sugestię, akta trafiły do Przemyśla. Na krótko, bo sąd przemyski wybronił się przed prowadzeniem sprawy argumentem, iż miał w przeszłości powiązania z Mirosławem K. Miał, bo Karapyta był urzędnikiem lubaczowskiego starostwa. Akta trafiły do Sądu Rejonowego w Rzeszowie.

Rejonowy zwrócił się z prośbą do tutejszego sądu okręgowego, by sprawę przenieść do rejonowego w Jarosławiu. Ze względów ekonomicznych, bo znaczna część oskarżonych i świadków pochodzi z terenu powiatu jarosławskiego. Ale i sąd jarosławski alergicznie zareagował na sprawę Mirosława Karapyty, tutejsi sędziowie poprosili o wyłączenie ich z prowadzenia sprawy z uzasadnieniem, że osobiście znają podsądnego, jak i czterech innych oskarżonych w tej samej sprawie, w tym przedsiębiorcę i byłego komendanta jarosławskiej policji.

Sąd Okręgowy w Przemyślu przyjął do wiadomości ich argumenty i przekazał sprawę Sądowi Rejonowemu w Przemyślu. Tułaczka akt sprawy po sądach trwała dwa lata, wydawało się, że w przemyskim SR sprawa lada chwila ruszy, ale nie ruszyła, bo w październiku 2017 r. sąd dostał opinię lekarza sądowego, iż oskarżony jest „niezdolny do stawienia się przed sądem”. I niezdolny będzie przez dwa miesiące. Co - nieoficjalnie - wiązało się z przebytą przez niego operacją i koniecznością pooperacyjnej rehabilitacji.

Proces zaczął się w kwietniu 2018, przed kilku dniami zapadł wyrok: 4 lata bezwzględnego pozbawienia wolności za dziewięć z 16 zarzutów, w tym za dwukrotne usiłowanie gwałtu i przyjęcia korzyści osobistej - seksu w zamian za załatwienie prawa jazdy i obietnicę pracy w urzędzie marszałkowskim. Mirosław Karapyta konsekwentnie nie przyznaje się do winy. Wyrok jest nieprawomocny, a i skazany, i Prokuratura Krajowa nie wykluczają odwołania się od niego.

Ostatni błysk supernowej

Anna Habało była jedną z najjaśniejszych postaci podkarpackiej prokuratury, dopóki w tzw. aferze podkarpackiej nie pojawił się Marian D., właściciel leżajskiej spółki paliwowej. Z zemsty na szefowej rzeszowskiej prokuratury apelacyjnej wygadał śledczym, że świadczył na jej rzecz kosztownymi upominkami i nieodpłatnymi pracami budowlanymi przy jej domu. Powiedział to z zemsty, bo w zamian za te świadczenia dostawał od niej mniej niż oczekiwał, a oczekiwał, że pomoże oskarżyć jego byłą pracownicę, że udzieli mu protekcji i pomocy w organach skarbowych i „przepchnie” jego córkę przez egzamin adwokacji.

O winie pani (byłej już) prokurator miały świadczyć także zapisy z podsłuchów telefonicznych, także tych z Marianem D., więc akt oskarżenia, mówiący m.in. o przyjmowaniu korzyści majątkowych i powoływaniu się na wpływy, miał mocne podstawy. Gotowy był już w kwietniu 2017 r. i trafił do Sądu Rejonowego w Rzeszowie, ale tu byłej pani prokurator nikt nie chciał sądzić.

Najpierw o wyłączenie z prowadzenia tej sprawy wnioskowało dwóch tutejszych sędziów. Z uzasadnieniem, że funkcjonowali zawodowo w obrębie działania prokuratorskiego Anny Habało, znają ją osobiście, więc istnieją obawy, że można by im zarzucić brak bezstronności. Potem z podobnymi wnioskami wystąpili inni sędziowie. W efekcie rzeszowski sąd rejonowy wystąpił z wnioskiem o przeniesienie sprawy do innego województwa. Sąd Najwyższy zdecydował, że sądzona będzie przez Sąd Rejonowy w Tarnowie.

Oskarżona trafiła do tymczasowego aresztu w czerwcu 2017 r. Najpierw sąd rzeszowski, a potem tarnowski przedłużały jej areszt do 18 stycznia 2018. Tymczasem proces wciąż nie mógł się zacząć ze względu na stan zdrowia oskarżonej. Chorą, ale tymczasowo aresztowaną umieszczono w warunkach szpitalnych wrocławskiego aresztu śledczego.

Lekarze orzekli, że ze względu na stan zdrowia, niemożliwy jest każdorazowy transport chorej - oskarżonej do Tarnowa na kolejne posiedzenie sądu. Bo w czynnościach procesowych może uczestniczyć - zdecydowali lekarze - tylko przez 4 godziny dziennie, wliczając w to transport z Wrocławia do Tarnowa i z powrotem. To było niewykonalne, więc tarnowski sąd odwołał ustalone już terminy trzech pierwszych rozpraw w listopadzie 2017 r.

- Będziemy czekali na poprawę zdrowia oskarżonej, ewentualnie na możliwość przyjęcia oskarżonej do aresztu śledczego w Krakowie

- mówił w listopadzie tamtego roku sędzia Tomasz Kozioł, rzecznik tarnowskiego sądu.

Nie doczekawszy się tarnowski sąd wystąpił do Sądu Najwyższego o przeniesienie miejsca rozpraw, najlepiej do Wrocławia. SN się na to nie zgodził, więc sędziowie w Tarnowie czekali, aż oskarżonej się polepszy. Polepszyło się szybko, bo pierwsza rozprawa nastąpiła w połowie grudnia 2017 r., rok później na sali sądowej w Tarnowie zeznawali ostatni świadkowie, więc wszystko wskazuje na to, że Anna Habało niebawem usłyszy wyrok.

Po raz pierwszy, bo praktyka dowodzi, że od wyroku - jakikolwiek będzie - odwoła się jedna bądź druga strona procesowa. Albo obie, jak to zapowiedziano po styczniowym wyroku Mirosława Karapyty.

Zbigniew N., były szef Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie, był związany z Anną Habało i prywatnie, i przez tzw. aferę podkarpacką, bo to on miał „skojarzyć” panią prokurator z przedsiębiorcą paliwowym. Dwa lata spędził w tymczasowym areszcie, nim w styczniu 2018 Śląski Wydział Zamiejscowy Departamentu do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Katowicach przesłał do Sądu Rejonowego w Rzeszowie akt oskarżenia w jego sprawie.

A ten zawierał siedem zarzutów, z czego cztery mówiły o przestępstwach korupcyjnych. I - podobnie jak w przypadku oskarżenia Karapyty i Habało - w Rzeszowie sądzić go nie chcieli, sędziowie wyłączyli się z prowadzenia jego sprawy, a sąd wydał wniosek o przeniesienie jej w inne miejsce. Ostatecznie sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Tarnowie, proces rozpoczął się w czerwcu 2018 r.

Od afery kozienickiej do podkarpackiej

Kiedy CBA zaczęło tropić nieprawidłowości w przetargach Elektrowni Kozienice, nikt nie spodziewał się, że to śledztwo wywoła polityczne trzęsienie ziemi i zmiecie ze stanowisk kilka prominentnych na Podkarpaciu osób. Za najważniejszą w tym gronie uchodzi Jan B., wówczas wiceminister energetyki, jeden z liderów Polskiego Stronnictwa Ludowego, „zielony baron” Podkarpacia.

Działania operacyjne CBA naprowadziły na ślad kolejny: Jan B. może być związany z działaniami korupcyjnymi na Podkarpaciu, także z Marianem D., właścicielem spółki paliwowej, który - w opinii podwładnych - nie wyobrażał sobie prowadzenia interesu bez kupowania przychylności polityków i urzędników.

Z mocnymi podejrzeniami CBA wkroczyło do podkarpackiego domu Jana B, domu jego ojca, do pokoju poselskiego posła - ministra, w poszukiwaniu dowodów winy polityka, m. in. złotych sztabek, jakimi przedsiębiorca miał kupować życzliwość polityka. Śledczy wpadli na inny jeszcze wątek: wiceminister, członek Krajowej Rady Sądownictwa, polityk o ogromnych, choć nie manifestowanych wpływach, miał uczestniczyć w „ustawianiu” konkursów na kierownicze stanowiska w rzeszowskiej delegaturze Najwyższej Izby Kontroli.

Jan B. poczuł się osaczony przez śledczych, więc jeszcze w 2014 r. na ich aktywność poskarżył się prokuratorowi generalnemu, ale prokuratorzy mieli dość argumentów, by przedstawić wiceministrowi zarzuty „nakłaniania wiceprezesa NIK do popełnienia przestępstwa, polegającego na niedopełnieniu obowiązków członka komisji konkursowej”.

Postawić nie mogli, bo Jana B. wciąż obejmował przywilej immunitetu poselskiego. Jeszcze w sierpniu 2015 r. prokuratura bezskutecznie wnioskowała do Sejmu o uchylenie mu immunitetu.

Problem rozwiązał się sam: jesienią 2015 r. Jan B. z końcem kadencji przestał być posłem, agenci CBA zatrzymali go w Warszawie w środku nocy, przewieźli do katowickiej prokuratury, gdzie usłyszał, że podejrzewa się go o nieprawne przyjęcie od przedsiębiorcy paliwowego 700 tys. zł w gotówce, jeszcze kolejnych 100 tysięcy i sztabki złota, wartej 128 tys. zł.

Prokuratura chciała dla niego tymczasowego aresztu, bo przecież mógł „na wolności” wpływać na świadków, na to nie zgodził się Sąd Rejonowy w Katowicach. W tym momencie nastąpił ciąg trudno wytłumaczalnych zdarzeń: W kwietniu 1916 r. katowicki sąd zdecydował, że wprawdzie aresztu dla Jana B. nie będzie, ale w ramach gwarancji spolegliwości wobec wymiaru sprawiedliwości musi wpłacić 100 tys. zł poręczenia majątkowego i ustanowić hipotekę na swojej nieruchomości na sumę 900 tys. zł.

Poręczenie wpłacił, hipoteki nie ustanowił. Pół roku minęło, nim tym razem rzeszowski sąd zebrał się, by zdecydować: za niedotrzymanie „hipotecznego zobowiązania” odebrać byłemu posłowi pół kaucji czy całą? Miał zebrać się w październiku 2016, ale nie zdołał, bo katowicka prokuratura nie przesłała sądowi akt.

Sąd ponowił próbę z końcem listopada 2016, znów nie wyszło, bo sędzia, która sprawę miała prowadzić, złożyła wniosek o wyłączenie jej z orzekania w tej kwestii. Sąd wniosku nie uwzględnił, toteż w lutym 2017 r. doszło do ponownej rozprawy (o kaucję!), tym razem obrońca Jana B. wnioskował o wyłączenie sędzi, znów nie doszło do rozprawy. Trzecie podejście nastąpiło z końcem lutego 2017 r., kiedy Sąd Rejonowy w Rzeszowie zdecydował, że Jan B. kaucji nie straci, bo nie utrudnia prowadzonego przeciwko niemu śledztwa. A hipoteki też już nie musi zakładać.

Decyzja o kaucji Jana B. zajęła sądowi niemal półtora roku, niewiele dłużej katowickiej prokuraturze zajęło sformułowanie aktu oskarżenia. Nie było w nim zarzutów przyjęcia korzyści majątkowej, był zarzut związany z konkursami na stanowiska w NIK. I od tej chwili minął niemal rok, kiedy Jan B. i prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski stanęli po raz pierwszy przed Sądem Rejonowym dla Miasta Stołecznego Warszawy, gdzie sądzeni są za przekroczenie uprawnień i podżeganie do nadużycia władzy w związku z konkursami na dyrektora i wicedyrektora delegatury NIK w Rzeszowie. W sumie - trzy zarzuty. Ani Jan B. ani prezes Kwiatkowski do winy się nie przyznają.

…i inni

W tzw. aferze podkarpackie katowicki wydział Prokuratury Krajowej przedstawił zarzuty ok. 30 osobom, co trzecia z nich doczekała się aktu oskarżenia, ich sprawy toczą się w sądach w kraju. Anna Habało i Zbigniew N. sądzeni są w Tarnowie, Mirosław Karapyta usłyszał wyrok w Przemyślu, Jan B. sądzony jest w Warszawie. Do stolicy trafił też proces Zbigniewa R., byłego ministra infrastruktury i rozwoju w rządzie PO-PSL, oskarżonego o przyjęcie od Mariana D. 120 tys. zł, alkoholi i paliwa w zamian za pomoc przedsiębiorcy w załatwianiu jego spraw m.in. w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie, Krajowej Radzie Sądownictwa, Ministerstwie Sprawiedliwości i Banku Gospodarstwa Krajowego w Warszawie.

Sprawa Zbigniewa R. mocno powiązana była ze sprawą Mariana D., nad obiema początkowo pochylał się Sąd Okręgowy w Nowym Sączu. Kiedy przedsiębiorca paliwowy spod Leżajska przyznał się do korumpowania polityków i urzędników, kiedy dobrowolnie poddał się karze (4 lata pozbawiania wolności), jego wątek sprawy się zakończył, wątek Zbigniewa R. z procesu wydzielono do odrębnego postępowania i przekazano Sądowi Rejonowemu dla Warszawy - Woli.

- Uznano, że nie nasz sąd jest dla tej sprawy właściwy, a sąd dla Warszawy-Woli - wyjaśnia sędzia Bogdan Kijak, rzecznik nowosądeckiego SO.

Niemal dwa lata trwał przed Sądem Rejonowym w Rzeszowie utajniony proces ks. Roberta M., byłego proboszcza Katedry Polowej Wojska Polskiego i Edwarda B., byłego dyrektora Lasów Państwowych w Krośnie. To u tego pierwszego - zdaniem prokuratury - mieli się spotykać niektórzy uczestnicy afery podkarpackiej, m.in. Jan B. i Zbigniew R.

Duchowny miał obiecywać Marianowi D. pomoc w załatwianiu jego interesów i pomoc w uzyskaniu dla córki nominacji sędziowskiej. I miał dostać za to od przedsiębiorcy pieniądze oraz… sztabkę złota.

Z kolei dyrektor Lasów Państwowych miał wziąć od Mariana D. 50 tys. zł za pomoc w zamianie działki przedsiębiorcy na działkę należącą do Lasów Państwowych. I duchowny, i leśnik zostali przez rzeszowski sąd skazani na dwa lata więzienia.

Lista podejrzanych, oskarżonych lub skazanych w tzw. aferze podkarpackiej jest dłuższa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Afera podkarpacka. Znane nazwiska, głośne procesy. Śledzi je całe Podkarpacie - Plus Nowiny

Wróć na i.pl Portal i.pl