Nagły brak energii to plaga, która co jakiś czas nawiedza południowoafrykańskich mieszkańców. Prądu brakuje nie tylko w slumsach i na przedmieściach, ale zdarza się to i w dużych miastach. W jednej z dużych dzielnic Johannesburga, gdzie mieszkam, ostatnio światło zgasło bez zapowiedzi. Dokładnie w momencie, gdy kolega z radia miał zacząć czytać wiadomości sportowe na żywo.
Okazało się, że to żadna chwilowa awaria spowodowana spięciem w drucie pod napięciem okalającym dom. Prądu nie było w całej okolicy. Jagoda, Polka pracująca w miejscowym biurze podróży, dziwi się naszym nerwom i radzi się, by zacząć się przyzwyczajać do lokalnych oczywistości.
W telewizji często można zobaczyć spoty, w których pełno rad na temat oszczędzania energii. Prezentowane są krótkie scenki: jak oglądasz mecz w telewizji, lepiej zgaś światło. Jak pracuje grzejnik, niekoniecznie trzeba odgrzewać kotleta w mikrofalówce.
Kiedyś elektrownia prowadziła stronę internetową, na której na bieżąco informowała, kiedy i w jakiej dzielnicy zabraknie prądu. Teraz odłącza bez zapowiedzi. Na dwie, trzy godziny. Potem wszystko wraca do normy. Oczywiście do następnego razu.
Przy okazji, dowiedziałem się, jak w RPA wygląda definicja słowa "weekend". Po energetyzujących przygodach awarii uległy łącza internetowe. Jedyną osobą, która może zająć się naprawą, jest George. Ale w piątek zrobił sobie wolne. To też ponoć standard. Tu nie spieszy się nikomu, a sprawy lepiej załatwiać od wtorku do czwartku. Bo w poniedziałek trwa dopiero rozgrzewka po… weekendzie.
Więcej na Fotoblogu z RPA oraz w serwsie Mundial na Ekstraklasa.net - jakbyś tam był!