Beata Tyszkiewicz lubi polegać tylko na sobie

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Beata Tyszkiewicz ostatni raz pokazała się na ekranie podczas jurorowania w "Tańcu z gwiazdami"
Beata Tyszkiewicz ostatni raz pokazała się na ekranie podczas jurorowania w "Tańcu z gwiazdami" Sylwia Dąbrowa
Pochodzenie i uroda predestynowały ją do ról księżniczek i hrabianek. Dlatego dzisiaj nazywa się ją „pierwszą damą polskiego kina”.

Już trzy lata temu ogłosiła oficjalnie, że znika z dużych i małych ekranów. Od tamtej pory nie oglądaliśmy jej publicznie ani razu. Słynna aktorka mieszka sama w swym warszawskim mieszkaniu, korzystając jedynie z pomocy gosposi. Choć córka Karolina nieraz namawiała ją na przeprowadzkę do jej dworku w Głuchach, mama woli pozostać w stolicy. Mimo, że przeszła zawał serca i ma problemy kardiologiczne.

- Każdy wiek ma swoje przywileje i uważam, że samotność z wyboru w pewnym wieku kobiety - nie taka, że wszyscy ją opuścili - jest wręcz największym luksusem. Jeśli coś położy w domu, to to tam jest. Zetrze kurze, to one są starte, ubrania poskładane, filiżanka tkwi w miejscu, gdzie się ją postawiło, nikt tego nie rujnuje – tłumaczy w „Gali”.

Jej ojciec Krzysztof Maria był hrabią wywodzącym się z rodu Tyszkiewiczów, pieczętującym się herbem Leliwa II. Matka Barbara pochodziła z kolei z Rechowiczów. Beata przyszła na świat w pałacu w Wilanowie tuż przed wybuchem II wojny światowej. W czasie okupacji rodzina przeprowadziła się do Warszawy. Nie na długo jednak. Ojciec zostawił żonę i dzieci, by wyjechać do Anglii. Matka musiała więc sama zapracować na utrzymanie swoje oraz córki Beaty i syna Krzysztofa. Dlatego przenosiła się z miejsca na miejsce, tam, gdzie znajdowała zatrudnienie.

- Taty nie miałam okazji dobrze poznać. Gdy go spotkałam już jako dorosła kobieta, okazał się bardzo uroczym panem, może tylko o słabym charakterze... Za to moja mama była fantastyczna, taka twórcza. Bardzo lubiłam, jak ludzie mówili do niej: „Basiu, jesteś nadzwyczajna!”, a mama odpowiadała: „Wiem”. Ona zawsze zgadywała, jak komuś można pomóc, zawsze była dalej, przed wszystkimi. Umiała odnaleźć się w każdej sytuacji – wspomina aktorka w „Gazecie Wyborczej”.

Beata od dziecka wyróżniała się wyjątkową urodą. Nic więc dziwnego, że kiedy twórcy powojennej ekranizacji „Zemsty” szukali w warszawskich szkołach obsady swego filmu, od razu zwrócili na nią uwagę. Praca na planie źle wpłynęła na wyniki dziewczyny w liceum i ostatecznie usunięto ją z listy uczniów. Wtedy matka przeniosła córkę do liceum sióstr urszulanek, gdzie Beata cieszyła się względami zakonnic, ponieważ w jasełkach z wdziękiem wcielała się w Matkę Boską.

- Z mamą i bratem egzystowaliśmy w małym pokoiku, w prymitywnych warunkach. Pamiętam wizytę u lekarza – duże mieszkanie, w drzwiach mleczne szyby, biblioteka, salon… Myślałam: „Boże, jaki to jest dom!”. A my: fajerka elektryczna... Mama mnie nauczyła – i tak są wychowane moje córki – że trudne warunki to coś cennego w życiu – podkreśla w „Gali”.

Być może arystokratyczne pochodzenie, a być może posągowa uroda sprawiły, że od początku aktorskiej kariery, Tyszkiewicz grała przede wszystkim w filmach kostiumowych. Strojono ją w długie suknie, wręczano do ręki wachlarze, a długie włosy czesano w kok. Tak wcieliła się w Marię Walewską w komedii „Marysia i Napolen”, księżniczkę Elżbietę w „Popiołach”, hrabinę Holszańską w „Nocach i dniach”, a przede wszystkim w Izabelę Łęcką w „Lalce”.

- Nigdy o sobie nie myślałam „artystka”, „aktorka”. Tak się zdarzyło w moim życiu, prawdopodobnie dlatego, że byłam fotogeniczna, albo że nie sprawiało mi kłopotu chodzenie w długiej sukni. W latach 60., 70. ekranizowano rzeczy historyczne. Więc miałam romans z Napoleonem, z innymi i jeszcze wszyscy mi za to płacili. Te romanse olbrzymiały wobec tego, że szalenie mizernie mi płacono i mało było do grania, tylko wachlarz, kominek, kominek, wachlarz – śmieje się w „Party”.

Choć większość jej kolegów i koleżanek po fachu fascynowała się teatrem, ona zagrała w swym życiu zaledwie w kilku przedstawieniach. Zdecydowanie wolała film – i grała dużo, zarówno w kraju, jak i potem za granicą. Raz wystąpiła nawet w hinduskiej superprodukcji. „Była tam traktowana jak księżniczka. Pojechała na trzy miesiące, ale kręcenie filmu się przeciągało i spędziła w Indiach półtora roku. Do Europy wróciła tak rozpieszczona, że zdarzało jej się stać przed wejściem do restauracji czy sklepu, z przyzwyczajenia czekając, aż służba przed nią otworzy drzwi” – opisuje „Gala”.

Wyjątkowa uroda sprawiła, że ciągle otaczał ją wianuszek adoratorów. Kiedy trafiła na plan filmu „Samson”, poznała Andrzeja Wajdę. „Wyglądał jak Paul Newman” – wspominała po latach. Para zakochała się w sobie i słynny reżyser zostawił dla pięknej aktorki swą drugą żonę. Mimo, że małżeństwo Wajdy i Tyszkiewicz potrwało niewiele ponad rok, na świat przyszła ich córka – Karolina. Reżyser podsumował ten związek filmem „Wszystko na sprzedaż”, w którym aktorka zagrała jedną ze swych najlepszych ról.

Drugie małżeństwo Tyszkiewicz z reżyserem Witoldem Orzechowskim również długo nie przetrwało. Największe szanse powodzenia miało to trzecie – z dyplomatą Jackiem Padlewskim. Oboje znali się jeszcze dzieciństwa, bo ich rodzice przyjaźnili się ze sobą. Niestety: Padlewski okazał się wiarołomny i Tyszkiewicz zostawiła go, kiedy dowiedziała się o jego zdradzie. Pamiątką po tym małżeństwie została jej druga córka – Wiktoria. Mimo że potem angażowała się w różne romanse, nie związała się już z nikim na stałe.

- Nigdy w życiu nie próbowałam polegać na mężczyznach. Lubię zależeć wyłącznie od siebie. Staram się mieć do wszystkiego odpowiedni dystans. Do miłości również. W gruncie rzeczy wiem, że mogę liczyć tylko na siebie i to mi odpowiada – deklaruje w K-Magu.

Mimo, że Tyszkiewicz dużo pracowała, nie zaniedbała wychowania swych córek. Dzięki honorarium za występ w hinduskiej superprodukcji kupiła dworek w Głuchach pod Warszawą i tam mieszkała z Karoliną i Wiktorią. Choć zdarzało się, że zabierała dziewczynki na plan, żadna z nich nie poszła w jej ślady i nie została aktorką. Karolina prowadzi dziś stadninę koni w Głuchach, natomiast Wiktoria wyszła za mąż za Szwajcara i wyprowadziła się z Polski. Dzięki niej Tyszkiewicz została babcią i ma dzisiaj dwóch wnuków, których rozpieszcza jak może, kiedy odwiedzają ją w Warszawie.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Beata Tyszkiewicz lubi polegać tylko na sobie - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl