Bez mlaskania przy szachownicy

rozmawia Andrzej Dworak
Tata nie był szachowym idolem Agnieszki. Szybko się okazało, że jest dla córki za słaby. Już jako nastolatka jeździła sama na zawody. Ale szachy w jej domu zawsze były na pierwszym miejscu. Teraz przy szachownicy siada już trzecie pokolenie. Z Agnieszką Brustman rozmawia Andrzej Dworak

Ma Pani szachowych idoli?
Mam, ale nie są to konkretne osoby, a bardziej konkretne warianty gry tzw. repertuar debiutowy.

Co to jest repertuar debiutowy?
To są otwarcia. Pierwszych kilka posunięć. Jestem rozkochana w różnych wariantach i im wierna, np. obronie królewsko-indyjskiej, obronie sycylijskiej...

Ta pierwsza nic mi nie mówi, o obronie sycylijskiej słyszałem. Czym różni się obrona sycylijska od królewsko-indyjskiej?
Królewsko-indyjska powstaje po pierwszym ruchu d4, natomiast sycylijska jest po pierwszym e4. Przeciwnik musi na nie odpowiednio odpowiedzieć, bo po drodze jest jeszcze mnóstwo innych wariantów.

Czy może są zawodnicy, którzy - gdy ktoś gra d4 - niekoniecznie muszą zareagować tak, jak to jest przepisane?

Obecnie najlepsi starają się raczej uciekać od teorii. Żyjemy w dobie komputerów i szachiści, przygotowując warianty, korzystają z ich pomocy. Oczywiście muszą je potem zapamiętać. Jednak najlepsi, jeśli chcą wygrać, to muszą uciec od znanych ścieżek i zaryzykować - zagrać czasami gorsze posunięcie, ale wtedy jest szansa, że przeciwnik wymyśli jakieś złe odpowiedzi.

A czy tata był dla Pani idolem?
Szachowym to nie był (śmiech). Ale miał pasję i potrafił mnie nią zarazić, jak i wiele innych osób.

No tak, bo Pani zaczęła grać jako 10-letnia dziewczynka.
Jak na współczesne czasy, to jest bardzo późno. Obecnie mamy już i mistrzostwa przedszkolaków, i mistrzostwa dla dzieci do lat 8, i do lat 10. A kiedy ja zaczynałam, to były tylko mistrzostwa juniorek do lat 20. Szybko odnosiłam sukcesy, o czym było głośno, bo grałam w ogromnej grupie do 20 lat.

Tata uczył Panią grać na najwyższym poziomie?

No, nie. Tata grał w drużynie szachowej, która składała się wtedy z pięciu zawodników męskich i jednej kobiety, i jeszcze byli tam junior i juniorka. To była taka niedzielna liga warszawska.

Brakowało w drużynie juniorki, więc zaangażował Panią?
Tak było, ale ja jestem z rodziny szachowej pełnej, ponieważ moja mama Halina też grała w tej drużynie. Potem jeszcze do gry została wciągnięta moja siostra i tak graliśmy wszyscy.

Ale to tata zorientował się, że ma Pani wielki talent szachowy?

Tata tak sobie fajnie wymyślił, że ja mam grać na dobrym poziomie. Uczyłyśmy się obie, ja i moja siostra, ale chyba mi bardziej zależało. Chętnie grałam w turniejach, a sama gra sprawiała mi przyjemność. Zawsze lubiłam pomyśleć i tak jest do dzisiaj. Byłam też dzieckiem spokojnym, więc pasowałam do szachów.

Inni wielcy mistrzowie - też są spokojni? Kasparow - nie wydaje mi się, Bobby Fischer - absolutnie nie..

Akurat Fischer i Kasparow zostali wychowani przez samotne mamy. Nie mieli ojców i może dlatego byli bardziej... nerwowi.
I tata został Pani trenerem?
Pierwszym. Ale to długo nie trwało. Uczeń szybko przerósł nauczyciela. Jako juniorka trafiłam do klubu szachowego. Pierwszym była Elektryczność Warszawa, a po roku jeden z najsilniejszych Legion Warszawa. Moim najlepszym trenerem był Ryszard Bernard z Poznania.

Co to znaczy trenować szachy? Pani tata musiał zdobyć uprawnienia trenerskie na AWF-ie. To brzmi trochę dziwnie...
Ja też takie mam. Też z AWF-u. Najpierw studiowałam psychologię społeczną, a potem na wydziale trenerskim na AWF-ie.

Na czym polega rola trenera w szachach?
Pomaga w analizie partii - to bardzo ważne. Trener analizuje też, gdzie zawodnik robi błędy. Można to porównać z meczem piłkarskim: trener też ogląda później mecz i analizuje, kto źle był ustawiony i czego nie upilnował. Trener szachowy pomaga też przy przygotowaniu repertuaru debiutowego. Do tego dochodzi trening sprawności myślenia - rozwiązywanie różnych kombinacji szachowych i zadań.

W domu były rozmowy szachowe? Na przykład przy stole?
Większość rozmów była szachowa. Tata żył moimi wyjazdami, sukcesami. Dla niego to był najważniejszy temat.

Kiedy przyszły sukcesy?
Bardzo długo nie mogłam się przebić jako juniorka. Ciągle byłam druga. Ale to były lata 1976-1979. Sukcesy zaczęły przychodzić, gdy skończyłam 18 lat, może musiałam do nich dorosnąć.

Jeździła Pani z tatą?
Kiedy miałam 13 lat, pojechałam pierwszy raz na turniej sama. Muszę powiedzieć, że bardzo mi się te wyjazdy podobały. No i wygrywałam. Dla dziecka to było fantastyczne, bo inni zawodnicy byli z reguły starsi. Miałam wtedy 13-14 lat. Tata ze mną jeździł na niektóre imprezy, aż skończyłam 16 lat. Potem na międzynarodowe imprezy jeździłam już z trenerami. Tata był za słaby, żeby ze mną jeździć.

Skąd Brustmanowie wzięli się w Warszawie? Skąd jesteście? Czy macie świadomość swoich wcześniejszych pokoleń?
W zasadzie jesteśmy stąd, ponieważ wcześniejsze pokolenia ze strony mamy są z Warszawy. Dziadkowie przed wojną mieszkali na Puławskiej, wyjechali tylko na kilka miesięcy po powstaniu i wrócili już w styczniu 1945 roku. A tata urodził się w Polsce, ale dziś to już Polska nie jest, tylko Ukraina. Jego rodzina pochodziła z Kresów i została przesiedlona na Dolny Śląsk. Tata miał bardzo trudne życie, szybko został sierotą. Na szczęście spodobał się warszawiance, mojej mamie Halinie. Poznali się gdzieś nad Pilicą i tata zjechał za mamą do Warszawy na stałe. Mama podzieliła jego miłość - także do szachów. Potem tata skończył politechnikę, został inżynierem elektrykiem. Jak na osobę, która musiała przedzierać się przez życie, osiągnął bardzo dużo.

Pani jest arcymistrzynią szachową. Jak do Pani należy się zwracać? Jej Ekscelencjo? Jest wśród szachistów jakiś zwyczaj językowy?
Nie ma. Ale jest zwyczaj, żeby przywołać ten tytuł na początku turnieju - organizatorzy zawsze podkreślają, ilu arcymistrzów bierze udział w zawodach.

Była Pani kiedyś na takich zawodach, w których brali udział najlepsi na świecie?
Tak, to były olimpiady. Byłam na dziewięciu olimpiadach szachowych jako zawodniczka i na dwóch ostatnich jako sędzia. Tak więc wciąż spotykam czołówkę świata szachowego.

Na czym polega rola sędziego? Rozstrzyga faule? Kopanie się pod stolikiem?
Na przykład! (śmiech). Ostatnio miałam przypadek nie tyle kopania, ile mlaskania, głośnego jedzenia i przełykania. To rozprasza przeciwnika i jest zabronione. A kiedy ja zaczynałam, na sali przy partii można było nawet palić. Niektórzy byli tak okrutni, że palili nawet cygara czy okropnie śmierdzące cygaretki i dmuchali przeciwnikowi prosto w twarz. Teraz to nie jest dozwolone. Na szczęście!

Jak się potoczyła Pani kariera? Utrzymuje się Pani z szachów?
Karierę zawodniczki postanowiłam już zakończyć. Natomiast szachy nadal są mi bliskie. Zwykle pracuję, gdy inni odpoczywają - popołudniami i w weekendy - prowadząc zajęcia z dziećmi w domach kultury i w klubie Polonii Warszawa, a w soboty i niedziele turnieje głównie dla najmłodszych.

Z tego da się żyć?
Zwykle łatwiej, gdy ma się u boku dobrze zarabiającego męża, ale ja sobie radzę. I to mi sprawia wielką przyjemność.

Brała Pani udział w takim turnieju, w którym były bardzo wysokie nagrody pieniężne?
W szachach nie ma takich nagród. Trzeba by grać o mistrzostwo świata. Wtedy - tak. Nawet dwa, trzy miliony dolarów.

A Pani najbliższa rodzina? Czy to jest taka rodzina, w której gra się w szachy?

Gramy, ale już nie tak jak kiedyś z ojcem. Mój mąż jest czystym amatorem szachowym, ale jego brat chodził do szkółki szachowej na Polonii razem z Bartkiem Macieją i Bartoszem Soćko. Niestety zrezygnował, dochodząc do II kategorii. Natomiast moja siostra Edyta ma tu więcej do powiedzenia.

Jej mąż jest szachistą z drużyny juniorskiej z Legionu, tam się poznali. Ich dwójka dzieci gra w szachy. Ale najbardziej się cieszymy z najmłodszej, Weroniki, która gra w turniejach dziecięcych i wygrywa. Wiążemy z nią nadzieje, zwłaszcza że ona chętnie gra bez namowy rodziców. Uwielbia rywalizację. I uprawia prawie wszystkie dyscypliny sportu. Ze mną rywalizowała w bieganiu, a ze swoim tatą w pływaniu! (śmiech). Poza tym uprawia gimnastykę. A ma dopiero 8 lat!

Kiedy się dostaje tytuł arcymistrzyni?

To długa droga przez wiele turniejów. Trzeba uzyskać odpowiednio wysoki wynik rankingowy, mówiąc prościej trzeba grać z lepszymi i wygrywać w dobrych turniejach. Ale raz zdobyty tytuł zostaje.

Agnieszka Brustman
arcymistrzyni, w drugiej połowie lat 80. czołowa szachistka świata, wielokrotna mistrzyni Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl