Bitwa o 6-latki

Przemek Łucyan
Karolina i Tomasz Elbanowscy, inicjatorzy protestu "Ratuj maluchy", wraz z dziećmi
Karolina i Tomasz Elbanowscy, inicjatorzy protestu "Ratuj maluchy", wraz z dziećmi Wojciech Gadomski/POLSKA
Rodzice krzyczą "nie!", Ministerstwo Edukacji się upiera: 6-latki mają iść do szkoły i już. Czy to brak informacji wywołał wojnę o 6-latki? A może polska szkoła nie jest przygotowana na reformę? Co o tym sądzą, pytamy rodziców, psychologów i urzędników.

Dzieci pójdą do szkoły o rok wcześniej. Tego chce Ministerstwo Edukacji. Ma to wyrównać szanse Polaków na europejskim rynku pracy. Od przyszłego roku do I klasy będą mogły iść zarówno 7-, jak i 6-latki. A od roku 2011 już wszystkie 6-latki będą nosić tornistry, a 5-latki obowiązkowo trafią do przedszkoli. "Idea jest słuszna - mówią rodzice - ale polska szkoła nie jest na nią gotowa, dlatego boimy się o dzieci".

Mama i tata protestują

- Rząd twierdzi, że szkolne zerówki świetnie działają, a tak nie jest. Widzimy to u nas w Legionowie, ale potwierdzają to też rodzice z całego kraju - mówi Karolina Elbanowska, matka czwórki dzieci, która wraz z mężem Tomkiem, protestując przeciw reformie szkolnej, założyła portal internetowy www.ratujmaluchy.pl. Pod ich protestem przeciwko posyłaniu maluchów do szkół podpisało się już ponad 30 tysięcy rodziców oraz wielu specjalistów. Przekazali go pani minister. - Moja córka już teraz chodzi na drugą zmianę i ponad godzinę czeka na zajęcia na korytarzu, bo nie ma wolnych klas - dodaje Elbanowska. - Dzieci z przyszkolnych zerówek nie mają oddzielnych wejść, miejsca do zabawy. Szkoły w Polsce są w dramatycznej sytuacji, wiele wymaga remontów, brakuje w nich podstawowych rzeczy, jak choćby mydła i papieru toaletowego.

A co na to MEN? Słyszeliśmy, że według przewodnika dla dyrektorów szkół, w przypadku gdy nie ma w szkole odpowiednich sal dla 6-latków, należy jedną przeznaczyć na rekreację dla kilku grup maluchów i niech korzystają z nich rotacyjnie - mówi Elbanowska. - Jakim sposobem dzieci mają uczyć się poprzez zabawę tak jak w zerówce? Większość czasu spędzą w ławkach. A ten sam przewodnik mówi, że małe dzieci większość czasu powinny spędzić na zabawie, więc sam sobie przeczy. Jeżeli takie nieścisłości są już w wytycznych dla szkół, to jak mamy wierzyć w powodzenie reformy? Tylu problemów nie rozwiąże się od zaraz. Karolina Elbanowska boi się, że jej dzieci będą bezbronne wobec agresji starszych uczniów. Co chwila słyszy się o przemocy w szkołach, a ona nie chce, aby jej dzieci były tratowane przez biegające 12-latki albo żeby ktoś zabierał im drugie śniadanie czy kieszonkowe.

- Atmosfera szkoły jest inna niż przedszkola - mówi. - Tam dzieci uczą się, bawiąc, na przykład moja córka poznaje literki, tańcząc. Pani gra na tamburynie, pokazuje a, b, c, wzory na tablicy, a dzieci tańczą i odczytują na zmianę przykłady. Teraz chcą to córce odebrać. Nawet sami nauczyciele przyznają, że aby reforma miała się udać, potrzebna jest zmiana sposobu nauczania. A pani minister chce dekretem, tak jak było to za komuny, dać nauczycielom uprawnienia opiekunów przedszkolnych. Zdaniem Karoliny 6-latków nie można traktować tak jak 7-latków, w tym wieku rok to prawdziwa przepaść. Są problemy, gdy w ławce spotykają się urodzeni w styczniu i grudniu tego samego roku, a ministerstwo chce zwiększyć tę różnicę do 2 lat. 6-latki nie potrafią być skoncentrowane na nauce tak długo jak o rok starsi koledzy. Mają dużo mniejszy zasób słów, mniejszą spostrzegawczość i słabiej rysują. Są skazane na bycie gorszymi w grupie.

Z rodzicami nikt nie rozmawia

- Moja córka ma 7 lat, bratanek 6 - mówi Maja Majewska-Kokoszka z Gdańska, współautorka portalu www.forumrodzicow.pl, który publikuje opinie rodziców i specjalistów dotyczące projektu zmian w szkolnictwie. - Są między nimi ogromne różnice nie dlatego, że jedno jest mądrzejsze, a drugie głupsze. Nie wyobrażam sobie, aby miały uczyć się w jednej klasie. Maja dodaje, że nie rozumie, dlaczego głos rodziców jest ignorowany. Z góry daje się im do zrozumienia, że mogą sobie protestować, a rząd i tak zrobi, co chce. Jeszcze nie ma ustawy, ale do szkół rozesłano wskazówki, jak wprowadzać tę reformę w życie. - Od jednego z dyrektorów dowiedzieliśmy się, że ministerstwo zaleca, że jeśli w szkole nie ma warunków, by na korytarzu 6-latki nie spotykały się z 12-latkami, to powinno się poszukać rodzica - architekta, który zaprojektuje rozwiązanie tego problemu za darmo.

Przepraszam, przynosimy do szkoły kredę, papier toaletowy, mydło, a teraz się okazuje, że mamy jeszcze projektować jej rozbudowę, a potem jeszcze w czynie społecznym samemu ją zbudować? To niepoważne - irytuje się Maja Majewska-Kokoszka. - Mówi się nam, że histeryzujemy, ale my tylko boimy się o nasze dzieci. W tych szkołach nie ma nawet toalet przystosowanych dla dzieci. Tak, w domu też ich nie mamy, ale tu jesteśmy i żaden 12-latek nie obsiusia sedesu. To dla małych dzieci są realne problemy, ponieważ nie potrafią sobie jeszcze radzić z takimi sytuacjami jak brudna toaleta. Rodzice nie wierzą zapewnieniom pani minister, że jeden nauczyciel w 25-osobowej klasie będzie do każdego podchodził indywidualnie. 7-latki po zerówkach spotkają się z 6-latkami, z których część nie miała żadnego przygotowania przedszkolnego. Ja się na to nie zgadzam. Nie wyjechałam, pracuję w Polsce, zarabiam, płacę podatki i chcę, aby moje dziecko tutaj się wychowywało. Nie wyobrażam sobie, abym za to, że tu zostałam, była tak traktowana.

Nasze dzieci są za małe

- Reforma jest przygotowywana w wielkim bałaganie i pośpiechu - mówi Stanisław Matczak z Gdańska, ojciec dwóch córek i współautor Forum Rodziców. - Zosia jest obecnie w zerówce, za rok idzie do pierwszej klasy i jeśli ta reforma wejdzie w życie, to spotka się w niej z dziećmi młodszymi, z których część będzie bez przygotowania przedszkolnego. Oznacza to, że będzie jeszcze raz przerabiała materiał zerówki. Najpierw powinno się zapewnić wszystkim dzieciom przygotowanie przedszkolne, a dopiero potem wprowadzać je do szkół. Zasięgaliśmy opinii specjalistów i ich ocena planowanych zmian programowych w klasach I-III jest negatywna. Według nowego programu dziecko 7-letnie po I klasie powinno mieć takie umiejętności jak obecnie dziecko 8-letnie, czyli powinno pisać, używając wszystkich znaków, czytać samodzielnie lektury, przestrzegać zasad kaligrafii.

Pedagodzy ostrzegają, że to niemożliwe, ponieważ dzieci są na to za małe. Obawiam się też o brak miejsca do zabawy w klasach, ponieważ już teraz dyrektorzy szkół mówią, że nie będą w stanie utworzyć miejsc do rekreacji dla maluchów. A dla mojej 6-letniej córki elementy zabawy i ruchu są bardzo ważne. Dzieci w tym wieku nie są w stanie wytrzymać kilku godzin w ławkach. W wielu szkołach nie ma świetlic albo są one przepełnione i pracują tylko do 16, więc rodzice nie są w stanie zdążyć po pracy odebrać dziecka. Ministerstwo Edukacji zapowiada zmiany, ale samorządy i dyrektorzy szkół mówią, że nie zdążą lub nie dadzą rady ich wprowadzić. Najpierw przygotujmy szkoły, a potem poślijmy do nich dzieci.

Wróć na i.pl Portal i.pl