- W związku z powtarzającymi się chuligańskimi incydentami oraz atakami na biura poselskie od kwietnia zostanie wprowadzona możliwość uzyskania przez posłów refundacji kosztów usługi ochrony lokali biur oraz osób w nich przebywających - komunikuje Centrum Informacyjne Sejmu.
Chodzi o 2 tys. zł miesięcznie, ale CIS zaznacza:
- Rzeczywisty koszt usługi będzie zatem zależny od trzech czynników: liczby posłów, którzy zdecydują się na jej zakupienie, cen usługi wynikających z zawartych umów oraz długości okresu ich obowiązywania.

Czyli do obecnego ryczałtu na prowadzenie biur, a jest to 14,2 tys. zł miesięcznie, posłowie mogą starać się o dodatkowe pieniądze na wynajęcie ochrony.
Ataki, o których mówi CIS, to np. styczniowe zdarzenie w Zamościu. Tam ktoś wymazał fekaliami okno biura Kornelii Wróblewskiej (Nowoczesna).
- Gdy dochodzi do takiej sytuacji, człowiek myśli o różnych rzeczach, o swoim bezpieczeństwie. Boję się, że coś gorszego może się wydarzyć - mówiła wówczas posłanka.
Dwa tygodnie później ktoś ułamał tabliczkę przy wejściu do biura Joanny Muchy (PO) przy ul. Królewskiej w Lublinie. Posłanka zgłosiła sprawę, ale dziś mówi:
- Nie przesadzajmy. Ułamanie tabliczki to żaden atak.
Mucha jest przeciwna przekazywaniu kolejnych pieniędzy na ochronę.
- To chore. Nie jestem w stanie tego zrozumieć. Po opłaceniu lokalu i pracowników niewiele środków zostaje na działalność poselską czy np. zamawianie ekspertyz. W takiej sytuacji wyłożenie dodatkowych pieniędzy na ochronę jest niepotrzebne. Przydałyby się one na inne cele - ocenia posłanka.
Pomysł dodatkowych pieniędzy na ochronę nie budzi też entuzjazmu innych lubelskich posłów. Są nim wręcz zaskoczeni.
- Planowane jest posiedzenie klubu, być może będziemy o tym rozmawiali. Ani ja, ani pracownicy mojego biura nie czujemy się zagrożeni - zaznacza Krzysztof Głuchowski z PiS.
Genowefa Tokarska z PSL też tym pomysłem jest zaskoczona i nie zamierza występować o 2 tys. zł.
- Nie czuję się zagrożona. Nigdy w moim biurze nie dochodziło do niebezpiecznych sytuacji - podkreśla posłanka, która ma biura w Biłgoraju i Białej Podlaskiej.
- Być może w większych miastach jakieś niebezpieczne sytuacje się zdarzają. Ja jednak nie mam takich doświadczeń - wskazuje.
Jarosław Sachajko z Kukiz ‘15 nie widzi potrzeby wykładania kolejnych tysięcy z państwowej kasy na ochronę biur.
- Te 14 tys. zł miesięcznie to dużo, ale jeśli chce się za nie utrzymać biura i opłacić pracowników, nie jest to zawrotna kwota - ocenia poseł (ma cztery biura).
- Każdy zarządza otrzymywanymi pieniędzmi jak potrafi. Ja nie czuję się zagrożony. Mimo że do biur przychodzi mnóstwo interesantów, nie widzę potrzeby jego ochraniania. To ostatnia pozycja na liście potrzeb. Poza tym nie chcemy chyba z biur poselskich robić Fort Knox [amerykańska pilnie strzeżona baza wojskowa - red.] - komentuje Sachajko.
Na co są pieniądze?
Przypomnijmy, że co miesiąc każdy poseł ma na utrzymanie biura 14,2 tys. zł. W sumie w ciągu roku daje to ok. 174 tys. złotych.
Sprawdziliśmy wydatki losowo wybranego posła.
I tak Beata Mazurek od 12 listopada 2015 roku do końca 2016 r. wykorzystała na biuro 163,1 tys. zł. Pieniądze były przeznaczane m.in. na pensje pracowników (55,2 tys. zł), umowy zlecone i o dzieło (18,9 tys. zł), koszty służbowych przejazdów posłanki „samochodem własnym lub innym” (35,5 tys. zł), wynajem biura i media (30,7 tys. zł), materiały biurowe i prasę (3,7 tys. zł), artykuły spożywcze (4,1 tys. zł), wiązanki okolicznościowe (2,4 tys. zł) i stronę www (1,4 tys. zł).