[BLADE RUNNER 2049 RECENZJA] Harrison Ford i Ryan Gosling jako współcześni „Łowcy androidów”

Aleksandra Gersz
Kadr z filmu "Blade Runner 2049" ("Łowca Androidów")
Kadr z filmu "Blade Runner 2049" ("Łowca Androidów") Pictures/Kobal/REX/Shutterstock/EAST NEWS
Po 35 latach do kin powraca nowy „Łowca Androidów”. Ridleya Scotta za kamerą zastąpił Denis Villeneuve, a obok Harrisona Forda pojawi się Ryan Gosling. Krytycy już nazywają film arcydziełem.

Ostatnie lata w Hollywood to czas wielkich powrotów. Mieliśmy więc w kinach nowe wersje lub kontynuacje (te bardziej i te mniej wierne): „Mad Maxa”, „Gwiezdnych Wojen”, „Obcego”, „Pogromców Duchów”, „King Konga”, „Harry’ego Pottera”, „Dnia Niepodległości”, „Gdzie jest Nemo” czy „Dziennika Bridget Jones”. Można się z tego cieszyć, można narzekać, ale ponowne zobaczenie na ekranie ulubionych fikcyjnych postaci czy światów zawsze przyprawia fanów o szybsze bicie serca. A to wiąże się ze sprzedanymi biletami i zyskami wytwórni. Nie dziwi więc fakt, że na ekrany po 35 latach powraca również „Blade Runner”, w Polsce znany jako „Łowca Androidów”.

Historia „Blade Runnera” jest jak na standardy Hollywood nieoczywista. Film brytyjskiego reżysera Ridleya Scotta z 1982 r. z Harrisonem Fordem w roli głównej (aktor miał już status gwiazdy po dwóch częściach „Gwiezdnych Wojen” oraz „Poszukiwaczach zaginionej Arki”, gdzie po raz pierwszy wcielił się w Indianę Jonesa) na początku nie odniósł bowiem większego sukcesu. Widzowie spodziewający się pełnego akcji widowiska science fiction rodem z sagi George’a Lucasa dostali coś zupełnie innego: niespieszną akcję, mroczne studium ludzkiej kondycji i pesymistyczną wizję przyszłości.

Film, który Scott (potem autor jeszcze m.in. „Thelmy i Louise”, „Gladiatora”, „Helikoptera w ogniu” czy „Marsjanina”) nazwał swoim najbardziej osobistym dziełem, luźno opierał się na książce „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?” Philipa K. Dicka z 1968 r. W dystopijnym Los Angeles w 2019 r., w świecie, w którym ludzie uciekają z coraz bardziej zniszczonej i Ziemi do kolonii na innych planetach, ludzkość musi zmagać się ze skutkami swojego wytworu, jakim są tak zwani replikanci. Androidy, którzy wyglądem przypominają ludzi, służą rasie ludzkiej do najtrudniejszych zadań, w końcu jednak dochodzi do ich buntu. W filmie, który dzieje się już w momencie, kiedy replikanci są na czarnej liście, poznajemy specjalną policję, tak zwanych „blade runners” (łowców androidów), którzy ścigają buntowników i „odsyłają je na emeryturę”. Rick Deckard, grany przez Forda jeden z najlepszych łowców, dostaje za zadanie zneutralizowanie kilku niebezpiecznych replikantów w Mieście Aniołów. Misja okaże się jednak trudniejsza i bardziej nieprzewidywalna, niż sądził, a Deckard będzie musiał przewartościować swoją pracę, również pod względem moralnym.

**CZYTAJ TAKŻE:

Ryan Gosling - bożyszcze kobiet i świetny aktor [SYLWETKA]

**

„Łowca Androidów” zarobił tylko niecałe 34 miliony dolarów, podczas gdy jego produkcja kosztowała 28 milionów - był więc kasową porażką. Docenili go jednak krytycy, którzy mieli w symbolicznej produkcji Scotta duże pole do ambitnej analizy. Zachwycali się m.in. zdjęciami i scenografią, ambitnym podejściem do kina science fiction, dystopijną wizję przyszłości, a także ujęciem takich ważnych dziś kwestii, jak inżynieria genetyczna, zmiany klimatyczne czy globalizacja. „Blade Runner” dostał nawet dwie nominacje do Oscara: za scenografię i efekty specjalne. Stopniowo film pokochali nie tylko krytycy, ale również widzowie. Dzisiaj obraz z 1982 r. ma już status dzieła kultowego, rzeszę oddanych fanów, szereg naukowych publikacji oraz dwie wersje reżyserskie. W 1993 r. wpisano go nawet do National Film Registry, czyli na listę amerykańskich filmów uważanych za narodowe dziedzictwo. Niedocenianego na początku „Łowcę Androidów” wyróżniono za bycie „kulturowo, estetycznie i wizualnie znaczącym”.

Powrót tak kultowego filmu jak „Blade Runner” jest więc w świecie kina dużym wydarzeniem. Historia powstania sequela „Blade Runnera 2049” była jednak skomplikowana. Ridley Scott często mówił o kontynuacji: w 2007 r. chciał nakręcić drugą część, „Metropolis”, dwa lata później mówił o telewizyjnym lub internetowym serialu o charakterze prequela, „Purefold”. Kolejne dwa lata później Scott ogłosił, że zacznie robić nową część „Łowcy Androidów” w 2013 r., fanów martwił jednak brak informacji czy w filmie znowu pojawi się Harrison Ford. W końcu w 2014 r. Brytyjczyk ogłosił, że film powstanie, ale to nie on stanie za kamerą. Scott zajął się produkcją, a na reżysera wybrano Denisa Villeneuve, utalentowanego Kanadyjczyka, który dzięki takim świetnym tytułom, jak: „Pogorzelisko”, „Labirynt”, „Sicario” czy „Nowy początek” (artysta kręci także nową wersję „Diuny”), wszedł do czołówki najciekawszych i najbardziej obiecujących współczesnych filmowców.
Fanów nie zawiódł Harrison Ford. 75-letni dziś aktor w ostatnim czasie powraca do swoich najpopularniejszych i najbardziej kultowych ról. W 2015 r. wrócił jako słynny Han Solo w siódmej części „Gwiezdnych Wojen”, „Przebudzeniu Mocy” (Han w tym filmie zmarł, co załamało wszystkich wielbicieli gwiezdnej sagi), trwają także zdjęcia na planie piątej części „Indiany Jonesa”.

W „Blade Runnerze 2049” Ford powraca jako Deckard, co być może zwiastuje odpowiedź na pytanie, co stało się z łowcą i jego partnerką, replikantką Rachael, po zakończeniu filmu z 1982 r. Pierwsze skrzypce będzie jednak grał nie on, ale Ryan Gosling, który ma obecnie świetną zawodową passę. W tym roku dostał nominację do Oscara za głośny musical „La La Land”, pojawił się u Terrence’a Malicka w „Song to Song”, a rok wcześniej pokazał swoje umiejętności komediowe w „Nice Guys. Równych gościach”. Dwóm aktorom - ikonie kina i pretendentowi do tego miana - towarzyszą: nagrodzony Oscarem Jared Leto, Robin Wright czy Dave Bautista.

Co zobaczymy na ekranie? Świat dokładnie trzydzieści lat później. Akcja oryginału działa się bowiem w 2019 r., teraz, jak wskazuje już tytuł, mamy rok 2049 r. Świat zmienił się i wyludnił jeszcze bardziej, a łowca Oficer K. odkrywa sekret, który może być początkiem końca całej ludzkości. Mężczyzna musi stawić temu odkryciu czoła i zmierzyć się ze swoimi demonami, a na tej trudnej drodze spotyka niewidzianego od trzech dekad oficera Deckarda.

**CZYTAJ TAKŻE:

Ryan Gosling - bożyszcze kobiet i świetny aktor [SYLWETKA]

**

Kolejne części znanych filmów mają trudne zadanie: muszą sprostać (wysokim) oczekiwaniom, powielić klimat i magię oryginału, lecz wymyślić nową, intrygującą historię oraz zachwycić widzów, którzy z pewnością będą go krytycznie porównywali do poprzednika. Często to się nie udaje (jak pokazują chociażby przykłady filmów „Speed”, „Matrix” czy „Nagi Instynkt”), ale czasem reżyser odnosi sukces („Gwiezdne Wojny: Imperium kontratakuje”, „Mroczny Rycerz”, „Ojciec chrzestny 2”).

Reakcja krytyków na film Villeneuve pokazuje, że „Blade Runner 2049” z miejsca trafił do tej drugiej grupy. Już został ochrzczony przez niektórych arcydziełem, niektórzy uważają go za lepszego od oryginału i nazywają wizualną ucztą, a w serwisie Rotten Tomatoes, w którym liczona jest średnia z recenzji, dostał zawrotne 94 procent.

„Jeden z najbardziej filozoficznie głębokich i ambitnych filmów science fiction wszech czasów” - napisał krytyk Brian Tallerico w portalu RogerEbert.com. Z kolei Stephen Whitty z „Newark Star-Ledger” napisał: „W świecie przepełnionym kinowymi replikantami - solidnymi, błyszczącymi, starannie wyreżyserowanymi produkcjami, który prawie wyglądają jak prawdziwe filmy - „Blade Runner 2019” jest najrzadszym z sequeli. Oryginałem”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl