Ustawa nie do przyjęcia! - tak senator Bogdan Zdrojewski ocenił zmiany w prawie podnoszące wynagrodzenia polityków, samorządowców i wysokość subwencji budżetowych wypłacanych partiom. Wrocławski senator dołączył do grupy buntowników w szeregach Koalicji Obywatelskiej, którzy chcą odrzucić projekt ustawy w izbie wyższej.
Przyjęty w ekspresowym tempie przez Sejm projekt drastycznych podwyżek dla polityków, samorządowców, ale też dla małżonki prezydenta, wywołał burzę, jakiej już dawno nie było na naszej scenie politycznej. Mimo, że to pomysł PiS, to najbardziej dostało się posłom opozycji, którzy poprali projekt. A szczególnie Koalicji Obywatelskiej, która w zdecydowanej większość poparła podwyżki. Dziś po 16:00 projektem ma się zająć Senat. Rośnie jednak grono senatorów z KO, którzy wprost mówią, że zagłosują za odrzuceniem projektu i namawiają do tego innych. W ten sposób rozpaczliwie starają się ratować wizerunek swojej partii.
- Ustawa nie do przyjęcia! To nie jest moment na podwyższanie subwencji dla partii. Można zaakceptować pokrycie kosztów ubezpieczenia, ZUS dla Pani Prezydentowej, ale nie pensji dającej blisko milionowy dochód w czasie kadencji. Jestem zwolennikiem łagodnego waloryzowania wynagrodzeń dla tzw. R-ki, ale nie w tym trybie i tej skali. Przylepianie do tego samorządowców i to w najmniejszej skali jest poważnym nieporozumieniem – skomentował dla nas senator Bogdan Zdrojewski.
Wraz z nim, za odrzuceniem projektu będzie głosował senator Bogdan Klich. „Możecie być spokojni, nie poprę w Senacie ustawy podwyżkowej w tym kształcie. Wierzę, że dziś wypracujemy dobre rozwiązanie. Od tego jest Senat” – napisał na Twitterze. Innych senator KO - Jacek Bury, mówiąc o „ratowaniu w Senacie wizerunku opozycji”, złożył już nawet wniosek o odrzucenie projektu.
Ustawa jednak przejdzie? Wśród 100 senatorów Koalicja Obywatelska ma 43, Koalicja Polska-PSL trzech, a Lewica – dwóch. Licząc z trzema senatorami niezależnymi, daje to 51 senatorów. PiS-owi wystarczy więc, że tylko dwóch opozycyjnych senatorów zagłosuje za projektem, by ten wrócił do Sejmu, a potem trafił do podpisu na biurko prezydenta.
