W Brukseli toczy się gra o bardzo wysoką stawkę. Na stole leży 1,8 biliona euro - to łączna wartość budżetu Unii Europejskiej do 2027 roku oraz 750 miliardów euro funduszu odbudowy.
Po jednej stronie 24 państwa członkowskie wspierane przez Komisję Europejską i większość w Parlamencie Europejskim.
Naprzeciw Węgry i Polska przeciwne temu, by podział funduszy unijnych między państwa członkowskie powiązany był z praworządnością. Oba kraje wspiera Słowenia.
Unia stawia sprawę jasno: jeśli jakiś kraj realizuje swoje polityki, które Bruksela uważa za sprzeczne z jej podstawowymi wartościami, traci dostęp do funduszy unijnych.
Jedna z niemieckich gazet napisała, że kanclerz Angela Merkel musi być nieugięta. "Zgniłe kompromisy w imię europejskiego pokoju byłyby z gruntu fałszywe. Poza tym, Orbanowi i spółce wkrótce może zabraknąć powietrza, bo także Polska i Węgry potrzebują miliardów z funduszu na walkę z pandemią".
- Nie chodzi o odebranie niezależności jakiemukolwiek państwu, chodzi o posiadanie wspólnych wartości i ich obronę - powiedział jeden z unijnych dyplomatów.
- Powinno być jasne. Teraz, gdy pieniądze podatników są wykorzystywane w tak bezprecedensowym stopniu, powinniśmy uważać, aby nasze wartości były przestrzegane - skomentował kanclerz Austrii Sebastian Kurz
Premier Holandii Mark Rutte określił obecne propozycje dotyczące mechanizmu praworządności jako "absolutne minimum", odrzucane - jako przesadne - przez Polskę, Węgry i Słowenię.
