W 2021 r. światowe ceny żywności pobiły dziesięcioletni rekord, a niektóre produkty podrożały o ponad 50 proc. - podkreślają rosyjskie „Izwiestja”. Wynika to z trzykrotnego wzrostu kosztów logistyki, wyższych cen nawozów, słabych zbiorów i dużego popytu ze strony ludności.
Chiny są głównym importerem żywności na świecie, a zapasy niektórych towarów sięgają 50-70 proc. światowych zapasów. W ciągu ostatniej dekady Państwo Środka zwiększyło zakupy żywności o 360 proc. Eksperci twierdzą, że taka polityka gospodarcza Chin jest jednym z czynników wpływających na wzrost cen żywności na świecie – pisze Sibir.Realii, portal związany z Radio Swoboda.
Nie są samowystarczalni
Dlaczego Chiny skupują żywność? Jedna z tez mówi, że Pekin gromadzi zapasy na długi czas izolacji, gdy wybuchnie wojna z USA. W takim wypadku Amerykanom będzie łatwo przeciąć morskie szlaki dostaw do ChRL, obecnie główna droga zaopatrzenia. Nie tylko zresztą w żywność, ale też choćby ropę naftową.
– W Chinach znajduje się 10 proc. światowych ziem uprawnych, ale też mieszka w nich 22 proc. światowej populacji - na zależność od rynków zewnętrznych zwraca uwagę, w rozmowie z Sibir.Realii, ekspert ds. chińskich Wiktor Uljanienko. Wszystkie grunty orne są zajęte, nie ma gdzie się rozwijać, a Chiny tradycyjnie koncentrują się raczej na produkcji zbóż niż na przykład mięsa. Ponadto grunty orne kurczą się z powodu urbanizacji, zanieczyszczenia i pustynnienia. - Nawiasem mówiąc, pustynnienie zagraża również pastwiskom w Chinach, chociaż konsumpcja mięsa w Chinach potroiła się od 1990 roku. Prowadzi to na przykład do konieczności zwiększenia importu mięsa – mówi Uljanienko.
Jednocześnie rolnictwo w Chinach jest dość rozdrobnione: jest to 200 milionów gospodarstw, z których każde ma 60-70 akrów ziemi. Tak więc zdolność produkcyjna rolnictwa jest dość niska. To wciąż za mało, by wyżywić ludność. Komunistyczna władza gromadzi więc zapasy – i to od wielu lat, dopiero ostatnio jest to dużo intensywniejsze – aby w razie choćby klęsk naturalnych czy jakiejś kolejnej pandemii, uniknąć problemów z zaopatrzeniem ludność w jedzenie czy zapobiec gwałtownym wzrostom cen. Bo to mogłoby oznaczać socjalne protesty – a te, jak wiadomo, w państwach autorytarnych szybko przybierają polityczne oblicze.
