Inteligencja oraz sceptycyzm wobec wiary w Boga idą w parze - twierdzi brytyjski psycholog Richard Lynn. Jego zdaniem odejście zachodnich społeczeństw od wiary jest efektem rosnącego poziomu wykształcenia.
Lynn, emerytowany profesor psychologii na University of Ulster w Irlandii Północnej, od lat prowadzi badania nad IQ, czyli ilorazem inteligencji. Z powodu swoich kontrowersyjnych ustaleń już nieraz trafiał na nagłówki gazet. Na przykład pod koniec lat 70. stwierdził, że mieszkańcy Dalekiego Wschodu mają ten iloraz średnio o 5 pkt wyższy od białych. Z kolei w latach 90. dowodził, że mężczyźni są średnio o 4 pkt inteligentniejsi od kobiet.
Tym razem badał, czy istnieje jakaś zależność między poziomem inteligencji a wiarą w Boga. I doszedł do wniosku, że tak, bo wśród członków Royal Society, czyli Towarzystwa Królewskiego, zrzeszającego wybitnych brytyjskich naukowców, tylko 3,3 proc. przyznaje się do wiary. Tymczasem w społeczeństwie jest aż 68,5 proc. wierzących.
- Wiara to sprawa poziomu inteligencji, a uczeni są inteligentniejsi od ogółu - tłumaczy prof. Lynn. Jego zdaniem to wykształcenie jest kluczem do wyjaśnienia sekularyzacji postępującej w rozwiniętych krajach. Wraz z odsetkiem osób, które zdobyły wyższe wykształcenie, ma bowiem rosnąć religijny sceptycyzm.
Chociaż wyniki badań Lynna dopiero mają się ukazać w najnowszym numerze czasopisma "Intelligence", sama zapowiedź artykułu wywołała w Wielkiej Brytanii gorącą dyskusję. Odezwali się krytycy, którzy twierdzą, że nazbyt uprościł problem. - W społeczeństwie wielokulturowym i wielowyznaniowym przedstawianie religii jako czegoś prymitywnego może być niebezpiecznym trendem - powiedział prof. Gordon Lynch z Univeristy of London.
Z kolei dr Alistair McFadyen z Leeds University oskarżył Lynna o "szczyptę zachodniego imperializmu kulturowego i antyreligijny resentyment".
Brytyjski badacz nie jest wcale pierwszym, który wystąpił z tak kontrowersyjnym wnioskiem. Podobne teorie pojawiają się bowiem przynajmniej już od czasów oświecenia.
W USA badania związków między wiarą a inteligencją są prowadzane od początków XX w. Już w 1927 r. Thomas Howells twierdził, że studenci o konserwatywnych poglądach religijnych są mniej zdolni. W 1978 r. ustalono, że wśród studentów elitarnych uczelni tylko 26 proc. deklaruje wiarę, podczas gdy średnia dla wszystkich szkół wyższych w USA wynosi 44 proc.
- To prawda, że jakaś zależność między sceptycyzmem religijnym a wykształceniem istnieje, jednak niełatwo odpowiedzieć na pytanie, co tutaj jest skutkiem, a co przyczyną - mówi Marcin Zarzecki, socjolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Zarzecki przypomina, że w Polsce tylko 12 proc. pracowników wyższych uczelni określa się jako ateiści. - Proszę także zwrócić uwagę na fakt, że Royal Society zrzesza głównie przedstawicieli nauk przyrodniczych, którzy tradycyjnie hołdują kultowi nauki - dodaje.
Jednym z członków Royal Society jest biolog Richard Dawkins, który w zeszłym roku wydał głośny na całym świecie ateistyczny manifest pt. "Bóg urojony". Przekonuje w nim, że religia i wiara w Boga były potrzebne ludzkości na wczesnym etapie rozwoju, jednak dziś przynoszą więcej szkód niż pożytku.
- To, co opisuje Dawkins, nie jest naszą wiarą - odparł wówczas anglikański arcybiskup Canterbury Rowan Williams. - Religia nie jest nauką. To coś więcej niż objaśnienie rzeczywistości albo strategia przetrwania.