- Najgorsze spotkało nas w szpitalu w Nowym Targu - mówi Olimpia Ajakaiye. - Lekarz dyżurny zbagatelizował upadek Kamila, nie przeprowadził standardowych w tej sytuacji badań kręgosłupa i jamy brzusznej. Stwierdził jedynie, że syn ma skręconą nogę, zlecił zagipsowanie i odesłał nas do domu.
Zobacz także: Nowosądeckie: Pół tysiąca domów zagrożonych przez osuwiska
Dzień później lekarze w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie, po kompleksowych badaniach zdiagnozowali u Kamila kompresyjne złamanie kręgosłupa (nie został przerwany rdzeń) i zostawili na czterodniową obserwację. Olimpia Ajakaiye: Nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdybym nie zgłosiła się do Prokocimia. Przygotowuję skargę do Izby Lekarskiej, Nie wykluczam, że skieruję sprawę do sądu. Bo w takiej sytuacji może znaleźć się każdy z nas.
Spróbowaliśmy odtworzyć wydarzenia z 4 lutego. Między godz. 13 a 14 Olimpia, jej syn oraz ich znajomi wracają ze spaceru. Mają wsiąść na wyciąg krzesełkowy, by zjechać w dół. Przy wyciągu jest pracownik obsługi. Bierze Kamila pod ręce, pomaga mu wsiąść. Kamil wyślizguje się z krzesełka. Dlaczego? Olimpia uważa, że to wina mężczyzny, który niedbale wykonywał swoją pracę. - Gdyby porządnie posadził Kamila, nie byłoby całego zdarzenia. Żałuje, że nie wezwałam policji, która by wyjaśniła sprawę. Teraz to raczej będzie niemożliwe - rozkłada ręce.
Ryszard Barnaś, właściciel wyciągu nie poczuwa się do winy. Ma swoją wersję zdarzenia. - Matka chciała posadzić dziecko sobie na kolana, wyślizgnęło się jej - tłumaczy Barnaś. - To absurd, znam zasady korzystania z wyciągów - ripostuje prezenterka.
Kobiecie udaje się chwycić syna za rękę. Kolejka jednak szybko się porusza, 2 m na sekundę. Olimpia krzyczy, by zatrzymać wyciąg. Z całej siły trzyma syna. - Czułam, że już nie daję rady, a przestraszony Kamil mówił: mamo nie puszczaj mnie.
Mijały kolejne sekundy. Dla Olimpii wieczność. Nie utrzymała syna. Myśli, że spadł z wysokości około 4,5 m. - Wyciąg udało się zatrzymać dopiero po około sześciu sekundach, czyli przejechał już 12 metrów. Żeby cofnąć kolej, pracownik potrzebował kolejne dziesięć sekund. Dlatego to tyle trwało - tłumaczy Ryszard Barnaś.
Obsługa wyciągu zwozi dziecko na skuterze, kładzie na ławie w kawiarni. - Warto było zaczekać na ratowników z noszami. Nigdy nie wiadomo, jakich urazów doznało dziecko podczas upadku. Przewożenie na skuterze może mu zaszkodzić - komentuje Leszek Brongel, wojewódzki konsultant ds. medycyny ratunkowej.
Zobacz także: Nowosądeckie: Pół tysiąca domów zagrożonych przez osuwiska
Barnaś wzywa pogotowie. - Dyspozytorka na początku odmawia wysłania karetki, dopiero później się godzi. Kamila wiozą do Szpitala Podhalańskiego. Chłopiec płacze, noga coraz bardziej boli. - Lekarz dyżurny był opryskliwy. Krzyczał na Kamila, by przestał płakać, bo nie może go zbadać. Byłam w szoku. Czy lekarz nie może zrozumieć, że dziecko przeżyło szok, że cierpi? - zastanawia się mama. - Zdziwiłam się, że badał jedynie nogę. Gdy zapytałam, czy nie warto zbadać też kręgosłupa, dotknął jedynie ręką. Stwierdził, że wszystko w porządku, odesłał nas do domu.
Co na to sam lekarz? Stanisław Ż. twierdzi, że nie pamięta Kamila. - Jeśli nie zleciłem badań, to widocznie nie było ku temu wskazań, prawdopodobnie chłopiec nie skarżył się na ból - mówi lekarz.
Dyrekcja bada sprawę. - Gdy Stanisław Ż. złoży wyjaśnienia, podejmiemy decyzję - informuje Krzysztof Sudoł, wicedyrektor.
Stanisław Kwiatkowski, neurochirurg w Prokocimiu, mówi, że w tej sytuacji prześwietlenie kręgosłupa było niezbędne. - To standard w przypadku urazów - zaznacza. - Nie wyobrażam sobie, by lekarz na oddziale ratunkowym nie zrobił też badania jamy brzusznej. Zdaniem dra Brongla, lekarz musi być szczególnie czujny w stosunku do małych pacjentów. - Dorosły opisze dolegliwości, dziecko nie zawsze - kwituje Brongel.
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: W Małopolsce kradnie się najchętniej niemieckie auta
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy