Wszyscy próbują wspólnymi siłami rozwiązać tę sytuację, ale nie mają pomysłu co mogliby zrobić. Całą sprawę komplikuje fakt, że został on wyeksmitowany przez rodzoną siostrę mieszkającą ze swoją rodzinę w tym samym bloku.
– Rozumiemy to, że kobieta pozbyła się uciążliwego członka rodziny z mieszkania i nie chce mieć z nim nic wspólnego, bo zrobił z jej życia piekło – mówi Andrzej Wilkosz, członek zarządu Wspólnoty Mieszkaniowej w imieniu lokatorów.
Faktycznie kobieta potwierdza, że dla niej ta sprawa zakończyła się wraz z wyrokiem sądu. – Nie jestem nic więcej w stanie uczynić dla brata żyjącego jak menel – wyjaśnia. - Muszę ratować własną rodzinę, inaczej wszyscy pójdziemy na dno.
Zdesperowani przedstawiciele zarządzających tym budynkiem po prośbie i interwencjach mieszkańców kieleckiego wieżowca spotkali się w tej sprawie w piątek z policją w nadziei, że uda się wspólnie wypracować jakieś rozwiązanie.
Grażyna Buszek, zarządca Zespołu Zarządów Nieruchomości Grupa City Service razem z członkiem zarządu wspólnoty Łucją Pęcak mówią, że usiłują pozbyć się tego problemu od dwóch lat i nie dają rady.
– Jednak zdarzają się sprawy nie do rozwiązania – mówi Grażyna Buszek.
– Spotykaliśmy się wielokrotnie z mieszkańcami tej klatki i większość też nie wie co można zrobić z tym człowiekiem. Są i tacy, którzy patrzą na niego, gdy widzą jak się kończy, podobno pije prawie 40 lat, to z litości wynoszą mu słoik z zupy, kawałek chleba, poduszkę, ale to niczego nie zmienia. Bo za chwilę coś mu odbija i staje się groźny dla otoczenia. Alkohol zrobił w jego mózgu niesamowite spustoszenia - mówi pani Grażyna.
Z drugiej strony Andrzej Wilkosz dodaje, że ten 50 letni bezdomny mężczyzna mieszkał w tej klatce od urodzenia, zmarli jego rodzice, wyrzuciła go siostra i nie ma gdzie pójść. Alkoholizm go pokonał. Nawet jak go policja zabierze to następnego dnia wraca w to samo miejsce. Tylko do tego bloku, tego miejsca czuje sentyment.
Również aspirant Łukasz Styrcz, dzielnicowy z Komisariatu III policji, który przybył na spotkanie razem z aspirantem sztabowym Robertem Łakomcem, kierownikiem Rewiru Dzielnicowych dobrze znają tę sprawę, bo byli wielokrotnie wzywani przez mieszkańców tego bloku na interwencję.
– Takie sytuacje zdarzają się pewnie w różnych dzielnicach i jeśli taka osoba nie chce dobrowolnie zgłosić się na leczenie odwykowe, to my nie możemy wiele uczynić, jedynie zabrać ją do Ośrodka Terapeutyczno Interwencyjnego przy ulicy Żniwnej, tam wytrzeźwieje, a następnego dnia znów wraca w to samo miejsce- mów aspirant sztabowy Robert Łakomiec.
Tłumaczy, że kontaktowali się z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Rodzinie, zgłosili też sprawę do Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w 2017 roku. – Na leczenie przymusowe czeka się dwa lata – informuje policjant. – W tym wypadku to już niedługo , bo mamy 2019 rok. Jak ten bezdomny zostanie zabrany na oddział leczenia uzależnień i przestanie pić, wtedy może dostać mieszkanie w ośrodku przy ulicy Żniwnej. Można byłoby umieścić go w różnych placówkach, ale warunkiem jest zachowanie trzeźwości, a w tym wypadku jak widać jest to niemożliwe - mówi aspirant Łakomiec.
Brakiem szybkiego rozwiązania problemu jest też załamana zarządca Grażyna Buszek. – Od dawna zamierzamy wyremontować klatkę schodową w tym bloku i wymienić instalację elektryczną, ale nie ma jak – mówi. - Może ktoś z czytelników podpowie jak rozwiązać taki problem.
Zdaniem Andrzeja Wilkosza, członka zarządu Wspólnoty powinny być jakieś placówki, które mogłyby przyjąć człowieka pod wpływem alkoholu i wtedy zacząć go leczyć, a nie już na wstępie zastrzegać, że musi być trzeźwym, albo gdy raz się upije to się go wyrzuca. W takim stanie rzeczy skazany jest na śmierć.
POLECAMY RÓWNIEŻ: