- Przestaliśmy je liczyć, kiedy doszliśmy do 50 - mówi Roman Ruetz, nurek pracujący dla szwajcarskiej policji, o kilkudziesięciu pojemnikach, które wyciągnął z jeziora koło Zurychu. - Leżały na dnie w wielkiej stercie - mówi Ruetz. Po otwarciu kapsuł okazało się, że znajdują się w nich ludzkie prochy. Na pierwszy rzut oka niewiele łączy urny z Dignitas. Niepokojące jest, że jezioro, w którym znaleziono ludzkie prochy, leży nieopodal siedziby organizacji. Co więcej, na kapsułach znajduje się logo krematorium Nordheim, z którego usług korzysta szwajcarska klinika eutanazyjna.
Jednak znalezisko zdaje się potwierdzać słowa Sorai Wernli, pielęgniarki, która pracowała do 2005 r. w Dignitas. Wernli, powiedziała reporterom "The Times", że klinika to "taśma produkcyjna śmierci". Twierdziła, że Dignitas wyrzuciła prochy przynajmniej 300 osób, którym pomogła zakończyć życie w swojej klinice.
- Określenie "klinika" to eufemizm. Lepiej mówić "ośrodek przemysłowy" - powiedziała Wernli. W 2008 r. klinika pomogła umrzeć 840 osobom, z których 60 proc. stanowili Niemcy. Organizacja aktywnie zabiega o nowych "członków", czyli chętnych do eutanazji, otwierając zagraniczne biura.
Soraya Wernli, była pielęgniarka w klinice Dignitas, twierdzi, że organizacja nie dba o ludzką godność
Według Wernli Dignitas pobiera od osób chcących poddać się eutanazji opłaty w wysokości 4 tys. euro za przygotowanie procedury oraz 7 tys. w przypadku poniesienia kosztów medycznych i na pokrycie kosztów pogrzebu. Wernli twierdzi jednak, że niektóre starsze i samotne osoby oddają dużo większe sumy. Według Wernli 81-letnia Niemka Martha Hauschildt zostawiła klinice 200 tys. franków szwajcarskich (ok. 140 tys. euro).
Mimo że Dignitas to organizacja non profit, zataja ona swoje sprawozdania finansowe. Oficjalnie opłaty są dużo niższe od tych, które przytacza Wernli, i wynoszą przeciętnie 125 euro wpisowego i 50 składki członkowskiej.
Po znalezieniu urn przyszedł czas, by organizacja podniosła zasłonę milczenia i rozliczyła się ze swojej działalności. Wiele osób, które przyjeżdżają z bliskimi do kliniki zza granicy, nie może sobie pozwolić na przywiezienie z powrotem ciała lub szczątków bliskich. Nad procedurą pogrzebu czuwa Dignitas.
Celem organizacji miało być dbanie o godność ludzką i jeśli jej założyciel Ludwig Minelli próbuje zarobić na kosztach pogrzebowych, dni Dignitas są policzone. Minelli odmawia komentarzy prasie. - Jeśli wodne pochówki wykonywane są z powodów komercyjnych, a obiecane ceremonie pogrzebowe nie są wykonane, to jest to niedopuszczalne - mówi Nicolas Mori, rzecznik rady kościelnej Zurychu, dla "The Times". - To nie jest pogrzeb, tylko wyrzucanie śmieci - dodaje.
Makabryczne znalezisko skłoniło szwajcarski wymiar sprawiedliwości do rozpoczęcia śledztwa. Policja sprawdza, kto wyrzucił urny, czy naruszył przepisy środowiskowe, godność śmierci i warunki kontraktu między krematorium a rodzinami zmarłych. Sprawcom mogą grozić trzy lata więzienia lub grzywna 35 tys. euro.