Ilona Felicjańska o swoim życiu: Warto czasem upaść, walnąć się

Jolanta Zielazna
Jolanta Zielazna
O słabościach naszej natury, upadkach i podnoszeniu się z nich rozmawiamy z Iloną Felicjańską, była wicemiss Polonia, której świat mody ciągle jest bliski.

Nie ma pani oporów, żeby o swoich problemach z uzależnieniem od alkoholu opowiadać publicznie? Raczej niechętnie przyznajemy się do słabości, upadku.

A ja jestem dumna z siebie, że wykonałam taką pracę! Polubiłam siebie właśnie za to, że zmierzyłam się z tym, stawiłam czoło problemowi i zrobiłam najlepsze, co mogłam. Więc dlaczego mam się tego wstydzić? Zwłaszcza, gdy okazało się, że mówiąc o swoich przeżyciach mogę pomagać innym, wskazać drogę. Pootwierałam różne drzwi, ale każdy niech szuka swojej drogi, swojej możliwości.

Upadłam w 2010 roku, uzależniłam się od alkoholu. Cała Polska pisała o tym, bo się świetnie sprzedawało. Bałam się wyjść do kiosku, żeby nie dowiedzieć się nowych rzeczy na swój temat. Naprawdę, mocno wtedy upadłam i bardzo odczułam ten upadek. Środowisko ode mnie się odwróciło. Wielka, wielka lekcja cierpliwości, akceptacji, wytrwałości. To był bardzo trudny czas. Ale jestem wdzięczna życiu za te wszystkie lekcje, bo one sprowokowały mnie, żeby zacząć pytać, o co właściwie chodzi? Ja, poczciwie wychowana na dobrego człowieka, zależało mi tylko na tym, by pomagać innym, być dobrym człowiekiem, nagle dostaję od życia takiego potężnego klapsa.

Ilona Felicjańska nie ukrywa swoich problemów z alkoholem. Opowiada, jak wyszła z tej choroby, by dać siłę innym kobietom
Ilona Felicjańska nie ukrywa swoich problemów z alkoholem. Opowiada, jak wyszła z tej choroby, by dać siłę innym kobietom Arcadius Mauritz

Kiedy zdała sobie pani sprawę, że jest uzależniona od alkoholu?

Piłam klasycznie, jak kobieta, czyli wieczorami, gdy dzieci poszły spać, butelka w kuchni. Pierwszy moment, kiedy poczułam że coś jest nie tak, moment tak strasznie trudny i bolesny, gdy zauważyłam, że wieczorem staję się nerwowa i tylko patrzę na zegarek, kiedy dzieci pójdą spać. Dla mnie jako matki było to bardzo trudne, bo zaczęłam widzieć, że alkohol zaczyna mną rządzić. Wtedy poszłam na pierwszą terapię.

To był ten moment, kiedy pani powiedziała, że trzeba coś z sobą zrobić?

Tak. Byłam na terapii, na której dowiedziałam się, co zrobić, żeby nie pić. Ale nie dotarła do mnie najważniejsza sprawa - że terapia jest początkiem, otwarciem nam drzwi, nauczeniem, jak przestać pić, ale później trzeba poszukać, dlaczego piłeś? I to zmienić, nauczyć się żyć, nie uciekać od tego życia. Tego wtedy nie zrozumiałam. Zaangażowałam się w prace, założyłam fundację, ale nadal byłam z mężem. Dopiero chyba siedem lat po ślubie zdałam sobie sprawę, że go nie kocham, a nie chcę żyć w nieuczciwości i nieprawdzie. Od męża usłyszałam jednak, że nie dostanę rozwodu. To był ten moment, że znowu zaczęłam pić. Zaczęłam pić, żeby upaść tak dotkliwie, żeby z tego związku się wyrwać.

Jako osobie znanej było pani łatwiej czy trudniej przejść przez wszystkie terapie?

Myślę, że nie należy tego nazywać łatwiej czy trudniej. Z pewnego względu było mi dużo trudniej, bo wszystko działo się publicznie. Byłam krytykowana, hejtowana, ludzie wręcz dawali sobie prawo do tego, żeby na mnie - kolokwialnie powiem - pluć. Z drugiej strony - dzięki temu odkryłam w sobie umiejętność poszukiwania odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Nie wiedziałam, że to mam. Dotknęłam rzeczy, które kiedyś wydawały mi się kompletnie niezrozumiałe, czyli np. astrologia, numerologia. Nie muszę tego lubić czy nie lubić, ale po prostu wiedzieć, dotknąć, by mieć swoje zdanie.

Mówienie na głos o moim upadku i poszukiwaniach odpowiedzi, dlaczego tak się stało, dało mi największą nagrodę - wdzięczność; szczególnie kobiet. Za to, że mówiłam głośno o rzeczach, które je bolały, z których wyszłam, co dawało im siłę, żeby też wyjść.
Rozmawiamy w mediach społecznościowych, dostaję listy i podziękowania od kobiet. Piszą, że dzięki mnie wyszły ze związku przemocowego, rozwiodły się i chcą mi za to podziękować. No, nie ma większej nagrody! Warto było cierpieć, przeżyć to wszystko.

Czyli jeśli o swoich problemach z alkoholem publicznie mówi ktoś znany, to dodaje sił zwyczajnym osobom, które mają podobne problemy?

Tak, tak (z przekonaniem). Bo zwyczajnym ludziom wydaje się, że nam jest łatwiej. Aktorzy, celebryci są tacy piękni na tych okładkach, mają tylko bajkowe życie. Bzdura! Jesteśmy takimi samymi ludźmi, jak każdy inny człowiek. Też mamy swoje problemy, radości, mamy szczęścia i nieszczęścia. Gdy nagle się okazuje, że ten ktoś piękny i wyjątkowy - a przynajmniej takie jest jego wizerunek - ma takie same problemy, jak ja, zwykły człowiek, to znaczy, że nie jestem gorszy. Chodzi o budowanie poczucia wartości.

Słuchanie o upadkach ludzi znanych, którzy coś osiągnęli, jest bardziej interesujące niż o ich sukcesach?

Ważne, po co słuchamy o tych upadkach? Jeśli tylko dlatego, żeby ucieszyć się, że komuś się nie udało, powinęła mu się noga, to nie jest fajnie. Ale jeśli słuchamy, bo mamy taki lub podobny problem... Potrzebujemy słyszeć o upadkach, by zdać sobie sprawę, że życie na tym też polega, że idziemy, upadamy, wstajemy, idziemy dalej. Problemy to są nasze doświadczenia. Nie kwękajmy, gdy przydarzy się kolejna trudna sytuacja, tylko zastanówmy się, czego ma nas nauczyć.

Nie każdy ma taką siłę, żeby się podnieść.

Każdy ma, tylko nie każdy w to wierzy, nie każdemu to powiedziano, nie każdy w sobie to odkrył, bo czasami najłatwiej jest się poddać. Życie nie polega na tym, żeby się poddawać. Życie polega na tym, żeby iść każdego dnia krok do przodu i szukać siebie w sobie. Sukces zawsze jest w nas, wszystko mamy w sobie.

Żeby się podnieść z upadku ważne jest, by ktoś nam podał rękę?

I tak, i nie. W moim przypadku mama zawsze była przy mnie. Tylko co ona mogła? Mogła mnie przytulać i mówić: Dziecko, dasz radę. Wierzę w ciebie. Wszyscy inni się odsunęli. Zostałam w tym wszystkim sama. Z jednej strony - duży plus, bo wtedy wiemy, że wszystko zawdzięczamy sobie, że to w nas jest ta siła. Mylne jest obwinianie siebie za swój los, ale też mylne jest myślenie, że to dzięki innym osiągnęliśmy tak dużo. Osiągamy dużo dzięki sobie i trzeba sobie zdać z tego sprawę.

Mówi się często, że trzeba upaść na dno, żeby od tego dna odbić się.

Tak. I to nie tylko w uzależnieniu. Więcej, uważam, że czasami naprawdę warto upaść, walnąć się... Bo, czy mamy depresję, czy jesteśmy w związku przemocowym, czy uzależnieni, póki jakoś nam się funkcjonuje, to funkcjonujemy. Ale przecież nie chodzi o to, żeby funkcjonować "jakoś", tylko funkcjonować dobrze. Te upadki są bardzo potrzebne, żeby wyjść z naszego dołu, wyjść z tego naszego bagna i poszukać innych, lepszych rozwiązań.

Co było dla pani najtrudniejsze w wychodzeniu z uzależnienia?

Hmmm... Myślę, że chyba to, gdy wielokrotnie zarzucono mi, że jestem złą matką. To chyba była...

... najbardziej bolesna sprawa dla kobiety-matki? Bycie złą matką?

Chyba tak. Zwłaszcza, że wiem, jak dużo dla synów zrobiłam. (Zaczyna mówić trochę nerwowo.) To wszystko było naprawdę trudne w moim życiu. Mąż powiedział, że nie da mi rozwodu, jeśli nie zgodzę się na jego warunki. Te warunki to stałe zamieszkanie synów przy ojcu. I ja do dziś płace mu alimenty. A on mieszka w moim mieszkaniu. Taki paradoks. Zgodziłam się, bo musiałam wyjść z tego małżeństwa właśnie dla dobra dzieci. Musiałam od nowa zbudować siebie dla nich. Dzieci uczą się życia przede wszystkim z obserwacji. Będą tworzyły takie życie, jakie im pokazujemy.

Chciałam, mimo upadku, być dobrym przykładem dla moich dzieci. Jeśli w tamtym małżeństwie nie pozwalałam sobie być sobą, to obawiam się, że moim synowie podobnie traktowaliby swoje żony. Rozwiodłam się także dla dzieci. To było bolesne, gdy czytałam, jak złą jestem matką. Dlatego przerobiłam kurs wychowywania dzieci, jak ich słuchać, by do nas mówiły. To mi bardzo pomogło.

A dziś? Jak dziś synowie panią traktują?

Mamy genialne kontakty! Dlatego, że jakiś czas z byłym mężem i dziećmi mieszkaliśmy w jednym mieszkaniu. Nota bene, to było moje mieszkanie, z którego - paradoksalnie - to ja musiałam wyprowadzić się. Czasami sytuacja była bardzo trudna. Mieszkać z byłym mężem w jednym mieszkaniu, choć było 2-poziomowe- naprawdę nie jest łatwo. To była największa praktyczna lekcja asertywności, stawiania granic, komunikacji. Bo dowiedzieć się, przeczytać, pójść na kurs to jedno, a drugie - wprowadzić te zasady w życie. Wtedy taką praktyczną lekcję miałam. A z synami mam genialny kontakt, naprawdę.

Dzisiaj jak pani o sobie mówi?

Najczęściej "działaczka społeczna". Dlatego, że działania społeczne, wspieranie innych od początku, od dzieciństwa gdzieś ze mną było. To jest to, co najbardziej w sobie cenię i lubię. To jest kierunek, w którym chcę iść. Szczególnie, gdy jadę do jakiejś małej miejscowości, spotykam się nawet z kilkoma tylko kobietami, to warto. Jeśli moje słowa naprawdę otwierają im oczy, to jest to coś niezastąpionego.

Nie obawia się pani iść na przyjęcie, na którym będzie alkohol?

Nie, zupełnie nie. Uzależnienie jest jakimś wgranym nam programem, ale jest też ucieczką od życia. Jeżeli dowiemy się, dlaczego od tego życia uciekaliśmy, to alkohol przestaje być nam potrzebny. Dlaczego mam uciekać od życia, jeśli ono jest takie piękne?
Bardzo potrzebny jest ten pierwszy okres niepicia i on jest najcudniejszy. Bo uzależnienie jest nie tylko psychiczne, ale i fizyczne, żeby wziąć kieliszek do ręki albo uciec od problemu, który nas boli. Mariusz Szczygieł powiedział kiedyś, że w toalecie w Czechach przeczytał napis, że alkohol nie da nam odpowiedzi, ale pozwala zapomnieć pytanie. A chodzi o to, żeby szukać odpowiedzi, a nie zapominać pytanie. Dlatego teraz już się nie boję alkoholu, bo wiem, że już nie muszę pić.

ILONA FELICJAŃSKA

Modelka, autorka, przedsiębiorca
W 1993 r. została II wicemiss w konkursie Miss Polonia. Rok później zadebiutowała jako modelka nieistniejącej już Mody Polskiej. Jako modelka prezentowała kolekcje, m.in. Calvina Kleina, Pierre'a Cardina, Teresy Rosatti, Macieja Zienia. Współprowadząca pierwszy polski talk-show "Na każdy temat". W 2006 roku założyła fundację "Niezapominajka", która pomaga ofiarom wypadków losowych oraz dotkniętych nieuleczalnymi chorobami. Ambasadorka wielu kampanii społecznych.

W 2011 roku publicznie przyznała się do choroby alkoholowej. W 2013 zadebiutował jako autorka thrillerem erotycznym "Wszystkie odcienie czerni" . Następnie napisała m.in. "Jak być niezniszczalną. O uzależnieniu, depresji, przemocy", "Znalazłam klucz do szczęścia. Moja droga w poszukiwaniu tego co w życiu najważniejsze".
Prowadzi własną agencję PR-eventową.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ilona Felicjańska o swoim życiu: Warto czasem upaść, walnąć się - Plus Gazeta Pomorska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl