Do tej pory praca na bacówce bezwzględnie należała do górali. Kobiety jedynie pomagały chłopom przy owcach, ale tylko przy domu. Na bacówki czy na hale wypasać stada szli już tylko mężczyźni. W tym roku to się jednak zmieniło. Niedługo będziemy mieli pierwszą kobietę bacę. - Ukończyłam właśnie kurs i teraz czekam na egzamin państwowy. Ale myślę, że nie powinnam mieć z tym większych problemów - przyznaje kobieta.
Kazimierz Furczoń zaś dodaje, że razem z nią do kursu przystąpiło 19 innych osób, z tym że wszyscy to mężczyźni. - O ile nasi bacowie Janinę już znają, o tyle pan z Małopolskiego Ośrodka trochę się zdziwił, że kobieta chce wziąć udział w kursie. Uznał, że mamy równouprawnienie i nie ma sprawy - mówi Kazimierz Furczoń, który sam niedługo będzie zdawał państwowy egzamin, z tym, że nie czeladniczy, ale mistrzowski.
Pani Janina prowadzi bacówkę wraz z mężem Andrzejem w Brzegach przy drodze z Bukowiny Tatrzańskiej na Łysą Polanę. - W sumie to mogę powiedzieć, że mam ponad 22 lata doświadczenia przy oscypkach. Wtedy się pobraliśmy z Andrzejem. On za kawalera już bacował. Ja zaś od małego obyta byłam z owcami. Mój ojciec miał stado 40-50 zwierząt - opowiada przyszła kobieta baca.
Od tamtej pory często pomagała mężowi przy owcach i robieniu oscypków. - Lubię tę robotę, lubię siedzieć na bacówce. A że mój mąż prowadzi gospodarstwo rolne, ma krowy i konie i jest fiakrem, ustaliliśmy, że to ja zajmę się bacówkę i robieniem oscypków - mówi Janina.
I zajęła się. To ona razem z Kazimierzem Furczoniem była m.in. współzałożycielką Spółdzielni Producentów "Gazdowie", potem do spółdzielni dołączył jej mąż.
Teraz Janina Rzepka sama obsługuje bacówkę, która jest popularnym punktem postoju dla turystów zmierzających w stronę szlaku do Morskiego Oka. - Ludzie się już nauczyli, że można spotkać w szałasie babę, a nie chłopa. Nie robi im to różnicy, mamy nawet sporo stałych klientów, także miejscowych - chwali się pani Janina.
Kobieta nie ma też problemów z juhasami. - Choć to chłopy, słuchają jednak kobiety. Nie mają wyjścia. Jak się zatrudnili jako juhasi, muszą słuchać bacy i swoją robotę wykonać - śmieje się gaździna z Brzegów, po czym dodaje, że co prawda ona do bacówki chodzi w spodniach, a nie w spódnicy, ale nie w tych bukowych. - Bo w tych niewygodnie się pracuje - dodaje z uśmiechem.
Pierwszą kobietę bacę znają w jej rodzinnej miejscowości. - Jancia to dobra gospodyni. Została nawet na jednym z naszych festynów wybrana gaździną roku. Baba jednak nigdy nie bacowała, ale czasy się teraz zmieniają. Pochodzi ze starej góralskiej rodziny i na owcach się zna. Może teraz jej obecność na bacówce będzie dopingowała chłopów, żeby nie byli gorsi - mówi Bartek Koszarek z Bukowiny Tatrzańskiej.
Stanisław Łukaszczyk, wójt Bukowiny, który również Janinę Rzepkę zna, dodaje nawet więcej - że można to określić wydarzeniem XXI wieku. W końcu przyszedł czas na kobiety na bacówkach. - Pani Janina swoim podejściem do życia, a i urodą, każdą bacówkę postawi na nogi - dodaje Łukaszczyk.
Po ukończonym kursie pani Janina, jak i pozostałych 19 baców, będzie mogła legitymować się wyuczonym zawodem bacy - zupełnie tak jakby ukończyła szkołę zawodową w zawodzie bacy. To w połączeniu z faktem, że zawody baca i juhas zostały wpisane na oficjalną listę zawodów w Polsce, da im możliwość zapisania się na listę bezrobotnych poza sezonem wypasowym i pobieranie zasiłku.
Teraz jedynie pozostaje językoznawcom wymyślić żeńską odmianę zawodu baca, bo przecież nie bacówka...
Kobiety pracują
Już coraz mniej jest zawodów na Podhalu, gdzie nie ma kobiet. W ostatnią sobotę ratownikiem Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego została pierwsza od 31 lat kobieta - Ewelina Zwijacz-Kozica.
Teraz czekamy aż pojawi się pierwsza góralka, która złapie za piłę łańcuchową i będzie z chłopami pracowała przy ścince drzew w lesie. Nieobsadzony kobietami jest też zawód góralskiego fiakra, a także pienińskiego flisaka.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+