Panie Ministrze, nie jest żadną tajemnicą, a jeśli jest to już nie będzie, że jest Pan od wielu lat bardzo bliskim współpracownikiem prezesa Prawa i Sprawiedliwości, wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego. Niektórzy Pana koledzy z partii mówią o Panu nawet „człowiek cienia”, czy też „człowiek od zadań specjalnych”…
Bez komentarza…
Wracając do prezesa Jarosława Kaczyńskiego to na pewno zna Pan powód, dlaczego startuje nie z Warszawy, a z Kielc?
Taka była decyzja partii. Poza tym nie ma większego znaczenia, skąd startuje prezes, może kandydować z każdego miejsca w naszym kraju, bo Polska jest jedna.
Która ma na celu „wycisnąć” jak najwięcej mandatów w woj. świętokrzyskim?
Oczywiście. W woj. świętokrzyskim jest bardzo duży potencjał dla Prawa i Sprawiedliwości. Obecność prezesa Jarosława Kaczyńskiego na tej liście powoduje – w moim głębokim przekonaniu – szansę na całą pulę mandatów. Myślę, że prezes idzie tam na rekord.
Jak zareagowaliście w kierownictwie Prawa i Sprawiedliwości, kiedy Donald Tusk ogłosił, że ostatnie miejsce na liście Koalicji Obywatelskiej w Kielcach otrzyma Roman Giertych? Śmiechem?
Początkowo rzeczywiście śmiechem. Ale za moment pojawiła się refleksja, że Tusk szukał, szukał i znalazł następcę Palikota. To w sumie jednak smutne, bo tutaj pojawia się słowo klucz - nienawiść. Palikot, a teraz Giertych to siewcy nienawiści, dewastujący język debaty publicznej. Zastanawiałem się, co jeszcze musi powiedzieć czy napisać Giertych, żeby dostać miejsce na liście PO. Wydawało się, że będzie kandydatem na senatora, ale okazało się, że towarzysze z opozycji go nie chcą. W końcu Tusk zlitował się i dał mu miejsce na liście do Sejmu. Żałosne.
rs
