Jerzy Iwaszkiewicz: Moim zdaniem

Jerzy Iwaszkiewicz
Różnie bywa z mandatami drogowymi. Niebawem policja ma zniknąć z polskich dróg i mandaty mają wystawiać fotoradary, a ze słupem, wiadomo, nie pogadasz.

Wygląda na to, że cały system kontroli dróg nastawiony jest głównie na to, aby wyciągnąć od ludzi pieniądze.

Trafili nas ostatnio na drodze z Warszawy do Katowic. W rejonie Piotrkowa Trybunalskiego jeździ tajemnicza, cywilna, szara Skoda Octavia i fotografują miło, szybko, zawodowo. Sfotografowali, że jechaliśmy 137 km/h, co jest szybkością autostradową. Jak kierowca wjeżdża na tę drogę, dwie jezdnie, często świeżo wyremontowane, to ma psychiczne poczucie, że wjechał na autostradę i tak jedzie, ale to broń Boże nie jest autostrada. Nota bene jest rekordem, aby przez 30 lat nie udało się zrobić z tej farsy prawdziwej autostrady, chociaż od 30 lat ludzie myślą, że jest to autostrada.

W ogóle nie wiadomo co to jest. W miejscu, gdzie nas trafili, są dwie jezdnie, szeroko, miejscami nawet trzy pasy więc powinna to być droga ekspresowa, szybkiego ruchu, ale nie jest. Miała być, ale została się jako droga lokalna. Tu jest właśnie tajemnica przyrody. Buduje się drogi, remontuje, aby można było jechać szybciej, a potem stawia się różne znaki, aby jechać wolniej.

Trasa z Warszawy do Katowic dzieli się na różne kawałki lokalne, ekspresowe, gminne. Kierowca nie wie po czym jedzie i dzielny pan policjant sierżant Piotr Drozdek też nie wiedział kiedy zapytałem po czym będę jechał dalej. Pan policjant wiedział jak wypełnić mandat. Trasa powinna być dokładnie oznakowana przy wjeździe, a dopiero wtedy można kasować mandaty.

Na niby autostradowej trasie z Warszawy do Katowic kierowcy generalnie zresztą dostają szału. Co chwila ograniczenia do 70 km/h i co chwilę fotoradar. Kierowcy zgodnie twierdzą, że nie ma to wpływu na bezpieczeństwo na drodze. Kiedy kierowca TIR-a musi co chwila zmieniać rytm jazdy i hamować, to prędzej czy później na coś wpadnie.

Szybkości trzeba przestrzegać, mandaty też trzeba płacić, ale to musi być czysta gra. Póki co cała trasa z Warszawy do Katowic jest jedną wielką pułapką na kierowców, nastawioną - powtórzmy - głównie na to, aby płacili. Dobrze nota bene wiedzieć, że jak pan policjant zaczyna mówić po imieniu, panie Jerzy np. to daje znak, że chce 200 zł, a jak pyta uprzejmie "Jak Mamusia z domu" to wiadomo, że chce 300.

Wróć na i.pl Portal i.pl