Szampana pij, paluszki gryź
Może i "Dziwny jest ten świat", a na pewno są "Dni, których jeszcze nie znamy", bo to "Ona tańczy dla mnie" jest polskim przebojem wszech czasów. Przynajmniej w internecie, gdzie licznik odtworzeń hitu grupy Weekend w serwisie YouTube przekroczył 41 milionów (to np. ponad 11 razy więcej niż najpopularniejszy teledysk Dody). Ponad dwa tygodnie temu 120 tys. ludzi pod sceną i jakieś 15 mln telewidzów bawiło się przy Weekendowej muzyce podczas imprezy sylwestrowej Polsatu na warszawskim placu Konstytucji. Discopolowa sensacja zdobywa już nie tylko festyny i remizy, ale też modne kluby studenckie czy dyskoteki w dużych miastach.
- Może po prostu coraz mniej się wstydzimy. Czegokolwiek - komentuje Michał Ogórek, satyryk i publicysta. - 20 lat temu nikt się nie przejmował disco polo, bo to był niegroźny, egzotyczny urok małych miasteczek. Urok, który w masowym obiegu był po prostu obciachem. Internet, a w ślad za nim wszystkie media, sprawił że kultura się zdemokratyzowała i niestety w tej demokracji wygrywa odpust.
Gdy w latach 80. disco polo, wtedy jeszcze nazywane muzyką chodnikową, uwodziło pierwsze rzesze słuchaczy, publiczność wielkomiejska krzywiła się na samo brzmienie nazw zespołów. Akcent, Skaner, Skalar, Milano, Toples - takie szyldy mogły wyglądać światowo tylko w oczach, za przeproszeniem, wieśniaka. Do tego weselne instrumentarium: chłop na parapecie (czyli z keyboardem) i baba na wokalu. Kasety sprzedawane z bagażnika żuka na bazarze i te teksty: "Życie trzeba na słodko brać w zabawie i szaleństwie trwać; szampana pić, paluszki gryźć, a z sąsiadów sobie drwić. Szibi dibi, zabawa trwa na pierwszym piętrze w małym M2".
Prof. Wiesław Godzic, badacz kultury popularnej ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie, podkreśla, że disco polo powstało jako forma buntu prowincji przeciwko miastu. Polski B przeciwko "warszawce".
- Miastowy był rock, który dla discopolowców był zbyt wydumany i pogmatwany muzycznie. Po co śpiewać o rozterkach i dylematach, jak wszystko to można skwitować jednym zwrotem: "kocham cię" albo "już cię nie kocham" - mówi prof. Godzic.
Dziś to wszystko zawiera się w zwrotach "Uwielbiam ją" i "ona tańczy dla mnie". Co w tym takiego interesującego - dla publiczności mieszczańskiej, która powinna czasem, bo wypada, do teatru się wybrać, do opery albo na festiwal z muzyką alternatywną?
- Jest jakiś problem z oczekiwaniami wobec jakości rozrywki, którą konsumujemy - uważa medioznawca. - Coraz więcej pracujemy, zawodowo spełniamy coraz większe wymagania, mamy mało czasu na to, żeby się rozerwać, więc żądamy, żeby ktoś zrobił to szybko, łatwo, przyjemnie i intensywnie. Tym bardziej że ciągle słyszymy o jakimś kryzysie - dodaje. prof. Godzic.
Kicz? Sztuka szczęścia
Weekend to robi - rozrywa. Że tandetnie? Nie mniej niż telenowele, które kreują gwiazdy polskiego aktorstwa. Albo komedie romantyczne rodzimej produkcji. Programy rozrywkowe w popularnych stacjach, telewizja śniadaniowa, tabloidy, pisma i portale plotkarskie, słowem - wszystko to, co dziś mieści się w ramach szeroko pojętej kultury masowej.
- Fakt, np. telenowele zorganizowane są wokół podobnych wartości, co muzyka disco polo - potwierdza dr Marek Dziewierski, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego. - Najprościej można by powiedzieć, że to "sztuka szczęścia", jak o kiczu wyraził się kiedyś Abraham Moles. Przedstawia świat idealny, posłodzony, z emocjami, uczuciami i przeżyciami pisanymi z dużej litery i złotymi zgłoskami. Można się krzywić, ale w kulturze popularnej nie ma podziału na rzeczy dobre i złe. Po prostu niektóre się sprzedają, a inne nie. A swoją drogą, teksty wczesnych Beatlesów czy ery rock and rolla też nie były zbyt ambitne - dodaje.
Sukces grupy Weekend zmienił jedno w odbiorze disco polo wśród tzw. celebrytów. Kiedyś w dobrym guście było wyrażanie swojej niechęci wobec chodnikowej tandety. Dziś gwiazdy polskiej piosenki, tej ambitniejszej oczywiście, z dużą dozą dyplomacji komentują popularność plebejskiego gatunku. Jednocześnie mało kto wyraża autentyczność sympatii wobec zjawisk takich, jak "Ona tańczy dla mnie".
- Jestem fanem disco polo, nawet jeśli estetycznie to nie moja bajka. Ale w przeciwieństwie do polskiego popu, ta muzyka nie wykorzystuje machiny kłamstwa i wciskania się na siłę. Tam nie ma milionowych nakładów na reklamę, jakich używają choćby polskie wokalistki r'n'b - przyznaje Jacek Szymkiewicz, "Budyń", lider grup Babu Król i Pogodno. - Absurd tej sytuacji polega na tym, że wymyśliliśmy sobie, że disco polo obraża nas, "niewieśniaków". Ten pogląd jest obrzydliwy i niesprawiedliwy.
Takimi samymi "prawdziwkami" są wykonawcy ze śląskiej sceny szlagrowej. Tylko tam zamiast weekendu, jest fajrant i lauba.
*Michał Smolorz nie żyje ZDJĘCIA I WIDEO Z POGRZEBU
*Dramatyczny pożar kościoła w Orzeszu-Jaśkowicach [UNIKATOWE ZDJĘCIA I WIDEO]
*Ogólnopolski Ranking Szkół Ponadpodstawowych 2013 SPRAWDŹ NAJLEPSZE LICEA I TECHNIKA
*Horoskop na 2013 rok ZOBACZ, CO MÓWIĄ KARTY