Początkowo sądzono, że dzieci utonęły. Ale policja wstępnie ocenia, że przyczyną śmierci było porażenie prądem z kabla niskiego napięcia. Uszkodzony przewód zwisał ze słupa i leżał w wodzie. Nie było świadków wypadku, więc dokładny jego przebieg będzie trudny lub wręcz niemożliwy do ustalenia.
- Sprawdzamy, co było przyczyną i jak doszło do tego tragicznego wydarzenia. Na ten moment możemy tylko wyrazić niezwykły żal i ubolewanie, że doszło do tak tragicznego zdarzenia - mówi Ewa Groń, rzecznik prasowy spółki Tauron Dystrybucja.
Według wstępnych ustaleń energetycy nie wiedzieli o awarii linii na ulicy Nadrzecznej. Nie informował o niej żaden z klientów. Wiadomość o zerwanej linii dotarła do dyspozytora Oddziału w Jeleniej Górze dopiero po śmiertelnym porażeniu dzieci.
Mieszkańcy okolicy, gdzie doszło do tragedii, opowiadają, że w nocy była wichura i to prawdopodobnie wiatr zerwał kabel, który wpadł do rzeczki. - Nie naprawiono awarii na czas i stało się - komentują poruszeni.
Ww wtorek wielu z nich stało niedaleko miejsca, gdzie doszło do tragedii. Rówieśnicy dziewczynek dopytywali, co się stało. Starsi płakali. - To były takie fajne, grzeczne dziewczynki. Dobrze się uczyły - mówili.
Opowiadają, że starsza, 13-letnia Dorotka dwa lata temu miała wypadek samochodowy. Jechała ze swoją starszą siostrą. Ledwo go przeżyła... Przychodziła teraz codziennie opiekować się starą, schorowaną babcią. We wtorek, zresztą nie pierwszy raz, towarzyszyła jej młodsza, 12-letnia Kinga, koleżanka z podwórka. Dziewczynki mieszkały w Krzeszowie - blisko miejsca, gdzie doszło do tragedii.
- Babcia Dorotki to staruszka. Ma ponad 80 lat. Nie wychodzi z domu. Nie wie chyba jeszcze, co się stało. Jak oni jej to powiedzą? W końcu jakoś trzeba będzie, bo jak wytłumaczyć nieobecność zjawiającej się codziennie wnuczki... - zastanawiają się sąsiadki.
Wszystkie mają łzy w oczach. Załamany jest też sąsiad Ryszard Sowa. Był jedną z pierwszych osób, które zobaczyły ciała w wodzie.
- Prawdopodobnie pierwsi byli robotnicy robiący instalację gazową. Kiedy tam przyszedłem, ciała dzieci leżały jeszcze w wodzie - opowiada pan Ryszard. Ludzie mówią, że jedna z dziewczynek leżała odwrócona twarzą do dna rzeczki. Druga miała chyba w dłoni kabel. - To były mądre dziewczynki. Pewnie chciały się ratować - zapewnia jedna z sąsiadek babci. Dodaje, że młodsza miała dwoje rodzeństwa. Matka sama wychowuje dzieci.
- W tym miejscu często brodzi w wodzie duża grupa dzieci. Ofiar mogło być jeszcze więcej - mówią mieszkańcy Krzeszowa.
Śledztwo prowadzi Prokuratura Rejonowa w Kamiennej Górze.
Współpraca: RS
Już doszło do podobnej tragedii
Do podobnej tragedii doszło w Kamiennej Górze w maju 1997 roku. Dwaj licealiści wracali z ogniska z okazji zbliżającego się końca roku szkolnego. Na łące natknęli się na wiszący kabel pod napięciem 20 tys. woltów. Zostali porażeni i stracili nogi. Sąd uznał, że do wypadku do-szło w wyniku zaniedbań Zakładu Energetycznego w Jeleniej Górze.
Dzień przed wypadkiem mieszkańcy zgłaszali, że kabel jest uszkodzony. Usterki nie usunięto. W procesie karnym z ośmiu oskarżonych energetyków jeden został skazany na karę dwóch lat w zawieszeniu. Pozostałych uniewinniono. Po procesie cywilnym poszkodowani dostali łącznie 1,5 mln zł zadośćuczynienia i 300 tys. zł odszkodowania.