Władze kanadyjskiej prowincji Alberta zdecydowały o wprowadzeniu stanu wyjątkowego po tym, jak pożary miejscowych lasów zmusiły do ewakuacji 88 tysięcy mieszkańców miasta Fort McMurray. To największa taka akcja w historii Alberty.
Służby donoszą, że fala ognia, która rozprzestrzenia się od niedzieli i objęła już 10 tys hektarów lasu, może strawić większą część miasta. W ogniu stoi już 1600 budynków, w tym nowowybudowana szkołę. Pracownicy miejscowych firm wydobywczych również zostali w większości ewakuowani – po zamknięciu niektórych rurociągów, nie ma niebezpieczeństwa rozprzestrzenienia pożaru. W tej chwili nie wiadomo o żadnych ofiarach lub rannych.
– Widok przypomina ten znany z filmów katastroficznych: całe osiedla zionące pustką, spalony hotel, stacja benzynowa w zgliszczach. Widziałem jak eksploduje – relacjonuje wysłannik BBC Neil Scott. Chmura dymu unosząca się nad sercem prowincji Alberta jest tak duża, jak w przypadku erupcji wulkanu i jej również towarzyszą opady popiołu wyglądające jak brudny śnieg, a nawet własne wyładowania elektryczne, przypominające burzę.
Eksperci są zdania, że pożar o tak niespotykanych rozmiarach wywołała mieszanina różnych czynników: efekt pogodowy El Nino przyniósł nad Albertę i sąsiednie Saskatchewan masy suchego powietrza, co w porównaniu z nadzwyczajnie wysokimi temperaturami i wiatrem stworzyło warunki idealne do rozprzestrzeniania ognia. Meteorolodzy przewidują, że od czwartku pogoda ma się poprawiać, utrudniając pożarowi ekspansję.