Kawalerom bykowe, panny za kratki, a bezdzietnych małżonków do obozu

Krzysztof Błażejewski
Pod koniec międzywojennego dwudziestolecia liczba urodzeń dzieci zaczęła znacząco spadać. By temu przeciwdziałać, m.in. zakładano żłobki
Pod koniec międzywojennego dwudziestolecia liczba urodzeń dzieci zaczęła znacząco spadać. By temu przeciwdziałać, m.in. zakładano żłobki Narodowe Archiwum Cyfrowe
Polityka „dobrej zmiany”, pozornie sprawiając wrażenie wdrażania nowych pomysłów władzy troszczącej się o ludzi, często tylko odkurza dawne pomysły. Obecne świadczenie 500+ miało poprzedników, choć w innej formie. Ale nie tylko ono.

Ośmieszający autorów telewizyjny spot, promujący zwiększenie płodności współczesnych poprzez pokazanie ideału w postaci mnożących się królików, wywodzi się wprost z hasła popularyzowanego pod koniec II RP: „My się musimy mnożyć jak króliki!” Jedno i drugie musi budzić wyłącznie zażenowanie.

Pod koniec XIX wieku i na początku XX przeciętne małżeństwa na Pomorzu miały po kilkanaścioro dzieci, z których kilkoro przychodziło na świat martwych lub umierało zaraz po porodzie, a mniej więcej tylko połowa dożywała dorosłości. Średnia długość życia niewiele przekraczała trzydziestkę, a i tak wskaźnik przyrostu naturalnego sięgał 15 procent.

Po I wojnie i odrodzeniu się Polski emancypacja, bezrobocie, wzrost konsumpcjonizmu zmieniły społeczeństwo. Kobiety nie chciały już tylko rodzić na okrągło dzieci i przez większość życia zajmować się ich wychowaniem. Pojawiły się środki zapobiegające zapłodnieniu i choć większość Polek odrzucała ich stosowanie, to rosła także popularność tzw. kalendarzyka małżeńskiego.

To powodowało, że liczba urodzeń spadała w szybkim tempie, tym bardziej, że coraz więcej dzieci przeżywało w zdrowiu okres niemowlęcy. Gwałtownie malał także przyrost naturalny. Już kobiety nie rodziły kilkanaścioro dzieci, a 4-5. Innym zjawiskiem był gwałtowny wzrost urodzeń tzw. panieńskich, a także liczby zabiegów aborcyjnych, dokonywanych oczywiście nielegalnie, jak i liczby samobójstw młodych panien w ciąży.

Boy-Żeleński wcieleniem diabła

Spadek liczby urodzeń był najbardziej widoczny wśród najzamożniejszych Polaków. W 1938 roku przyrost naturalny wynosił już tylko 11 proc. w skali całego kraju, a w województwach zachodnich, w tym na Pomorzu, był jeszcze niższy.

Nie należy zachęcać do mnożenia często mało wartościowego biologicznie potomstwa nędzarzy, trzeba narzucić wychowywanie dzieci tym, którzy mogą sobie na to pozwolić

To również wówczas nabrało siły ubolewanie kręgów prawicowo-narodowych nad gwałtownym zmniejszeniem się przyrostu naturalnego wraz ze wzrastaniem poziomu życia. Do dziś zresztą zjawisko to jest żywe. W międzywojennym dwudziestoleciu toczono ożywione dyskusje nad tym problemem na posiedzeniach różnych stowarzyszeń i kół, których wówczas było co niemiara, zwłaszcza na zebraniach pań katolickich, panien różańcowych czy męskich dzielnych strażników grobu w Jerozolimie. Załamywano ręce nad spadkiem dzietności wśród tzw. klasy średniej i wyższej, prowadzono także akcje „uświadamiające”. W miastach Pomorza „strażniczki płodności” urządzały akcje protestacyjne przed salami, w którym ze swoimi odczytami występowali uznawani za wcielenie zła i szatana krzewiciele świadomego macierzyństwa. jak Tadeusz Boy-Żeleński czy Irena Krzywicka.

Kiedy w 1938 r. udało się przeprowadzić kolejny spis powszechny i wiosną następnego roku opublikowano jego wyniki, w kręgach narodowo-katolickich aż zawrzało. Okazało się, że dotychczasowe apele nie odniosły spodziewanego skutku, przyrost naturalny jak się zmniejszał, tak dalej utrzymywał te same tendencje.

Nie był to zresztą tylko polski problem. W dobie rozkwitłych nacjonalizmów i urzeczenia dyktaturą, także typu faszystowskiego, wiele europejskich rządów zastanawiało się, jak przekonać swoich rodaków do posiadania większej liczby dzieci. Oczywiście, priorytetem wcale nie było tu rodzinne szczęście, ale „przysporzenie większej liczby obrońców ojczyzny”, jak to zręcznie zasugerował Henryk Sienkiewicz w „Potopie”. Najdalej w tym zakresie poszli Niemcy, urzeczeni wizją Adolfa Hitlera.

Tuż przed II wojną światową, w lipcu 1939 roku, kilka towarzystw w naszym regionie postanowiło zawiązać wspólny komitet, którego celem miało być wymuszenie - metodami prawnego i finansowego nacisku - na rodakach zwiększenia liczby urodzin dzieci. Wiele osób zabierających głos nie zdawało sobie sprawy z rzeczywistych powodów spadku liczby urodzeń, usiłowano winą obarczyć przede wszystkim ludzką niechęć do wychowywania dzieci. Podczas inauguracyjnego posiedzenia zajęto się zredagowaniem memoriału wzywającego rząd do „zrobienia porządku z...”

Hołota nie jest taka głupia...

Propozycji, jak zmusić obywateli do płodzenia dzieci, padło wówczas mnóstwo. Niektóre z nich brzmią z dzisiejszej perspektywy dość ryzykownie…

Oto kilka myśli zawartych w tej deklaracji:

„Uspokajanie swojego sumienia twierdzeniem, że hołota mnoży się wystarczająco, ma charakter wybitnie przejściowy. Hołota nie jest tak głupia, żeby nie zrobić niezwykłego odkrycia, że wydatki na środki przeciwdziałające zapłodnieniu są o wiele tańsze od utrzymania dzieci. I w ostateczności okazać się musi, że pokolenie, które nie ma dzieci w imię dostatniego życia i w imię oszczędzania, na stare lata znajdzie się w pozycji tych, którym grozi z matematyczną pewnością niewypłacanie rent starczych (…) Dla bezpieczeństwa państwa, rozwoju gospodarczego, wreszcie moralnego zdrowia narodu trzeba użyć wszystkich środków, by zapobiec zmniejszaniu się urodzin. Jeżeli tego nie zrobimy, już za 5 lat znajdziemy się na wysokości Niemiec i o przyroście nie będziemy mogli mówić”.

Autorzy memoriału wskazywali, że z podobnymi problemami boryka się większość państw europejskich, choć demokracje liberalne, jak Anglia czy Francja, zupełnie się tym nie przejmują, na plan pierwszy wysuwając wolność osobistą. Dlatego czekać je miała samozagłada. Stąd też z uznaniem przyjęto rozwiązania niemieckie, wprowadzone przez rząd Hitlera. Procedowana w Reichstagu nowela ustawy skarbowej w Niemczech miała obłożyć kawalerów 59-procentowym podatkiem, tzw. bykowym, a bezdzietne małżeństwa - 45-procentowym, choć jednocześnie wprowadzała nisko oprocentowane pożyczki dla młodych małżeństw i finansowe zasiłki na czwarte i każde następne dziecko w rodzinie.

Styl życia w Polsce nie jest zdrowy. (…) My się musimy mnożyć jak króliki, aby utrzymać się na powierzchni życia. Nikt od tego obowiązku zwolniony być nie może


Bez dzieci? Do obozu!

„Najważniejszym zadaniem jest przełamanie stylu życia warstw wyższych. Nie należy zachęcać do mnożenia często mało wartościowego biologicznie potomstwa nędzarzy, tylko trzeba narzucić wychowywanie dzieci tym, którzy mogą sobie na to pozwolić. Punktem wyjścia powinno być uregulowanie prawodawstwa małżeńskiego. Powinny zostać wprowadzone zasiłki na drugie i każde kolejne dziecko, natomiast małżeństwa z jednym dzieckiem należy opodatkować znacząco więcej, a małżeństwa bezdzietne powinno się pozbawiać pracy i dochodu, a jeśli to nie pomoże, powinny być zsyłane do obozów koncentracyjnych, jak na pewno w Niemczech Hitler będzie to robił (…) Styl życia w Polsce nie jest zdrowy. Ten styl trzeba przestawić (…) My się musimy mnożyć jak króliki, aby utrzymać się na powierzchni życia. Nikt od tego obowiązku zwolniony być nie może”.

Towarzystwo deklarowało również otwartą wrogość wobec… mody na trzymanie zwierząt domowych, gdyż, zdaniem tych ulepszaczy świata, psy, koty, kanarki i inne żywe istotki trzymane w domu miały ich właścicielom zastępować dzieci, a zatem pozbycie się takich „gości” sprzyjałoby poniesieniu się poziomu potrzeby posiadania kolejnych dzieci.

Prorodzinnie w PRL

W pierwszych latach po II wojnie światowej przyrost naturalny w Polsce skoczył gwałtownie w górę. Mówiono o reakcji na dolegliwości wojenne i powolną stabilizację życia po wieloletniej przerwie. Płodność Polaków zaczęła spadać na pułap poziomu z ostatnich lat przedwojennych dopiero w połowie lat 60. ub. wieku, w okresie tzw. małej stabilizacji. W 1970 roku przyrost naturalny wynosił już tylko 8,5 proc., stąd prorodzinna polityka ekipy Edwarda Gierka. Starsi Polacy zapewne pamiętają zachęcanie młodych do rodzenia dzieci, pomoc państwa dla młodych małżeństw, urlopy wychowawcze, świadczenia rodzinne, rozwój sieci żłobków i przedszkoli, choć nie było to ani przesadne, ani rażące. Organizacje kościelno-narodowe nie funkcjonowały oficjalnie w przestrzeni społecznej, a duże znaczenie miało też stosowania prawa aborcji „ze szczególnych względów społecznych”. Niewiele to pomogło. W 2000 roku przyrost naturalny w Polsce wynosił już tylko 0,3 proc., a w 2012 roku stał się ujemny i takim pozostał przez pięć lat. W 2017 roku minimalnie był na plus. Jedni wykorzystali to do głoszenia chwały programu 500 plus, inni wskazują na naturalny proces, w którym dorastający wyż demograficzny w naturalny sposób wywołuje kolejny wyż.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kawalerom bykowe, panny za kratki, a bezdzietnych małżonków do obozu - Plus Nowości Dziennik Toruński

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl