Wedle poszukiwaczy historycznych pamiątek, mamy tu do czynienia z pozostałościami myśliwca Bell P 39 Q Aircobra.
- To maszyna produkcji amerykańskiej, która w kilku tysiącach egzemplarzy trafiła do Związku Radzieckiego w ramach sojuszniczej pomocy - mówi Bartosz Gondek, dziennikarz i historyk, uczestnik akcji poszukiwań samolotu. - Tak właśnie było z naszą maszyną, o czym świadczy fragment poszycia, gdzie oryginalną białą gwiazdę amerykańską przemalowano na radziecką, czyli czerwoną.
Samolot został zestrzelony pod koniec wojny, prawdopodobnie podczas nalotu na lotnisko w Pruszczu. Zlokalizowanie miejsca upadku było możliwe dzięki powiązaniu ze sobą kilku funkcjonujących niezależnie opowieści. Jedna dotyczyła metalowych elementów, jakie znajdowano na polu rolnika z Roszkowa. Kolejna to wspomnienia Magdy Bils-Trojahn, mieszkanki Pruszcza. To ona podała wiadomość o strąceniu maszyny. Uwagę na tę relację zwrócił Marek Kozłow, tłumacz i badacz historii lokalnej. - Pani Trojahn przekazała, że w Pruszczu pod koniec wojny alarmy lotnicze ogłaszano coraz częściej - wyjaśnia Marek Kozłow. - Podczas jednego z nich zauważyła ona lecący nisko samolot, który został trafiony przez artylerię przeciwlotniczą, a następnie rozbił się w okolicy. Natychmiast ruszono na jego poszukiwania. Pilot, którego znaleziono, rzekomo był ciężko ranny.
Czy tak było naprawdę?
- Wydobycie szczątków samolotu to tylko etap w odkrywaniu wojennej historii, która dla nas jest znacznie ciekawsza niż wydobyte relikty - przyznaje Bartosz Gondek. - Obecnie próbujemy ustalić, kto w czasie feralnego lotu siedział za sterami i co się z nim stało? Zginął czy jakimś cudem przeżył jednak wojnę.
Członkowie Latebry chcieliby, aby relikty samolotu pełniły funkcję edukacyjną. Niewykluczone więc, że przynajmniej dla niektórych znajdzie się miejsce w gminie Pruszcz Gdański.