Wg analiz Jolanty Babeckiej i Ireneusza Sołtyszewskiego, zamieszczonych w tomie „Technika kryminalistyczna” (wyd. WSP, Szczytno 2006) „kontaminacja jest procesem polegającym na niekontrolowanym zmieszaniu różnych składników i wiąże się bardzo ściśle z kwestią zasadniczego celu oględzin miejsca, rzeczy, osoby oraz zwłok, mianowicie ujawnieniem i zabezpieczeniem śladów zdarzenia oraz badaniem śladów przez ekspertów”.
Autorzy wymieniają następujące źródła kontaminacji: osoby uczestniczące w oględzinach, narzędzia, którymi się posługują, pojemniki i odczynniki oraz mikroorganizmy degradujące ślady biologiczne.
„Ręce przy sobie”
Mówiąc prościej, kontaminacja zachodzi wtedy, gdy świadkowie zadepczą ślady, pilnujący policjanci rzucą tam kilka wypalonych petów, a biegły od zbierania śladów wyleje na nie kawę.
Brian Innes w książce „Niezbity dowód. Metody wykrywania zbrodni” (wyd. Muza, Warszawa 2001) ujął to celnie: „Konsekwentne stosowanie reguł może sprawić, że złota myśl praktyków: »Na miejscu zbrodni oczy miej otwarte, usta zamknięte, a ręce trzymaj przy sobie« przyniesie oczekiwane owoce, a problem kontaminacji będzie tylko tematem wykładów akademickich”.
Casus Papały
Czyżby Innes słyszał o śledztwie w sprawie zabójstwa gen. Marka Papały? Wtedy kontaminacja osiągnęła apogeum: miejsce zbrodni zryło butami kilkadziesiąt osób, w tym kilku polityków, psy policyjne zgłupiały i nie zdołały podjąć tropu, ślady DNA na masce samochody zamazano tak, że stały się bezużyteczne. Podobnie jak pocisk znaleziony w oparciu fotela.
Nawet gdyby na owym fatalnym parkingu przy ul. Rzymowskiego zjawił się wtedy sam mistrz dedukcji Sherlock Holmes - rozłożyłby bezradnie ręce i poszedł dedukować gdzie indziej. Z kontaminacją bowiem rozumowo nikt dotąd nie wygrał.
