- Pielęgniarka, która mi otworzyła od razu, „na dzień dobry” powiedziała bardzo niemiłym głosem, że jeżeli nie mam żadnej temperatury to "proszę sobie stąd pójść". Mówiłam jej, że miałam bezpośredni kontakt z osobą chorą, która tutaj [w szpitalu zakaźnym w Gdańsku – dop. red.] leży, kazano mi zrobić te badania. „Jeżeli nie ma temperatury, to proszę wyjść”. Mimo wszystko, napierając, wymusiłam wręcz na niej, że jednak chcę mieć zrobione te badania – relacjonuje w niemal 30-minutowej rozmowie przeprowadzonej przez Jolantę Pobłocką z portalu Tcz.pl, pani Martyna.
Najnowsze informacje z regionu o zagrożeniu koronawirusem!
Kobieta, na co dzień pracująca jako trenerka, zgodziła się obszernie opowiedzieć na temat sytuacji swojej matki, u której objawy choroby spowodowanej wirusem pojawiły się dopiero kilka dni po powrocie zza granicy, a pozytywna diagnoza – tydzień po przybyciu do kraju.
Pani Martyna twierdzi, że na przebadanie musiała czekać aż 5 godzin w towarzystwie osób o bardzo złym stanie zdrowia. W dodatku do Gdańska, gdzie przeprowadzane są testy, dojechać zmuszona była samodzielnie. Przebadana w sobotę, 14 marca, mimo upływu 2 dni wciąż nie doczekała się odpowiedzi na pytanie: czy jest zakażona?
Na nagraniu opowiada o „hejcie” jaki spotkał jej rodzinę w związku z informacją o koronawirusie, ale też o miłych reakcjach osób, które kiedy wraz z bliskimi poddana została całkowitej kwarantannie w domu, wsparły ją nie tylko miłym słowem, ale i… ciastem.
