Kotarbiński i świeże bułeczki

rozmawia Andrzej Dworak
Państwo Irena i Jan Kotarbińscy w swoim mieszkaniu - pod portretem najsłynniejszego przedstawiciela rodu
Państwo Irena i Jan Kotarbińscy w swoim mieszkaniu - pod portretem najsłynniejszego przedstawiciela rodu
Był postacią, wokół której toczyło się życie rodzinne. Absolutna głowa rodu, jego senior, któremu nie wolno zawracać głowy głupotami. Nie udzielał się rodzinnie, ale miał swój obowiązek. Tadeusz Kotarbiński codziennie rano wychodził do sklepu i kupował bułeczki... Z Ireną i Janem Kotarbińskimi rozmawia Andrzej Dworak

Jan Kotarbiński: Najlepszy do rozmowy o Kotarbińskich byłby mój ojciec Adam, ale tata ma 95 lat, ma lepsze i gorsze dni, więc nie będziemy niepokoić starszego pana.
Irena Kotarbińska: Jeszcze pięć lat temu sporo pisał, próbował nawet nauczyć się pisania na komputerze. Wtedy też jeszcze malował...
J.K.: Ojciec był zawsze bardzo aktywnym człowiekiem. Był architektem, urbanistą - dyrektorem Instytutu Urbanistyki w Warszawie. Zaczynał karierę w Biurze Odbudowy Stolicy zaraz po wojnie, ale największą ojca zasługą jest to, że jest twórcą "systematologii" przestrzennictwa. To słowo oznacza rozszerzoną urbanistykę - taką obejmującą makroregiony, mówiąc najprościej. Nazwa straszna nawet dla Polaków, a proszę sobie wyobrazić Niemców... Toż to Grzegorz Brzęczyszczykiewicz... (śmiech)

Pan jest nauczycielem akademickim i grafikiem?

J.K.: Mówią do mnie profesorze, bo jestem samodzielnym pracownikiem dydaktycznym Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, w randze adiunkta II stopnia. Niebawem (nie wiem, ile niebaw trwa) przed profesurą uczelnianą. Z wykształcenia jestem grafikiem użytkowym ze specjalnością projektowanie plakatów, ale już od dwudziestu paru lat prowadzę zajęcia z zakresu podstaw projektowania graficznego, czyli łagodnego przejścia ze stadium "ładnego rysowania" do profesjonalizmu. Łagodnego, bo nie uczę tylko warsztatu, ale też staram się u słuchaczy ukształtować predyspozycje intelektualne. Chodzi o rozumienie rzeczywistości w sposób kreatywny, ale nie wyłącznie subiektywny. Moim studentom, młodym ludziom pełnym ambicji, trudno pojąć, że muszą nieco poskromić ambicje i tworzyć coś, co będzie powszechnie rozumiane.

Mówią też, wiem od studentów, do Pana Szef..
J.K.: Jakiś porządek musi być, chociaż to jest tylko tak, że wiem trochę więcej od nich i tyle. Czuję się ich starszym kolegą, nieco zrutynizowanym, a na pewno z większym bagażem doświadczeń.
I.K.: Mężowi nigdy nie chodziło o tytuły. Zaraz po studiach został asystentem Henryka Tomaszewskiego, wybitnego plakacisty. Sam długo tworzył, a teraz już głównie naucza..

Wśród Pańskich przodków też byli artyści...
J.K.: Tak, byli nimi mój pradziadek Miłosz Kotarbiński, jego brat Józef i dziad stryjeczny Mieczysław. Miłosz był malarzem, studiował w Warszawie, Sankt Petersburgu i Rzymie, był nauczycielem rysunku i malarstwa, kierownikiem artystycznym "Tygodnika Ilustrowanego" w Warszawie i od 1905 r. profesorem Warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych - a więc też nauczycielem akademickim. Natomiast Józef to pisarz, krytyk i aktor. Kolegował się w Warszawskiej Szkole Głównej z Henrykiem Sienkiewiczem, Aleksandrem Świętochowskim i Piotrem Chmielowskim, skończył Uniwersytet Warszawski i pracował jako krytyk w czasopismach. Jako aktor zadebiutował w 1877 r. w warszawskim Teatrze Letnim, występował i reżyserował też na scenach Krakowa, Poznania, Częstochowy i Lwowa. Był profesorem w warszawskiej szkole dramatycznej Derynga i w Klasie Dykcji i Deklamacji przy Warszawskim Towarzystwie Muzycznym. Mieczysław zaś, brat Tadeusza, to popularny i lubiany profesor malarstwa na przedwojennej ASP.
I.K.: Kapitalna historia wiąże się z prababką męża, żoną Miłosza Kotarbińskiego Ewą Koskowską - pianistką. To ona zainspirowała Władysława Podkowińskiego do namalowania "Szału uniesień"!
J.K.: Podkowiński bywał w pałacyku Koskowskich w Chrzęsnem, kilka kilometrów za Tłuszczem, i podkochiwał się w pra-babci. Malował w Chrzęsnem słynny obraz z nagą kobietą na koniu - właśnie z Ewą. Chyba jednak zbyt manifestował swe atencje, gdyż w pewnym momencie doszło do scysji i mistrz musiał wyjechać. Obraz kończył w Warszawie, ale ta golaska na nim… to prababka Ewa. W Chrzęsnem powstał też jego inny obraz: dwóch chłopców podlewa kwietne rabatki - ten z konewką to Tadeusz.

Jakim dziadkiem był słynny filozof Tadeusz Kotarbiński?
J.K.: Dziadkiem "wirtualnym". Był potwornie zajęty swoimi myślami, pracą, którą traktował jako powinność pro publico bono. Był postacią pomnikową, wokół której toczyło się życie rodzinne… Ale miał swoje drobne dziwactwa. Nie udzielał się rodzinnie, ale miał swoje obowiązki. Codziennie, trochę po godzinie siódmej, wychodził do sklepu i kupował na śniadanie bułeczki, czasem masło i mleko. Fenomenalnie znał się na cenach… bułek, masła i mleka, i to była prawie cała jego wiedza o codzienności. Czasem dostawał dyspozycje, które wykraczały poza ten zestaw… paczka herbaty, ser żółty, herbatniki
I.K.: Cóż, dziadkowie męża zawsze mieli gosposię.
J.K.: Moja babcia-macocha Janina Sztejnberg-Kamińska, druga żona Tadeusza, bo moja babcia Wanda z Baumów zmarła na kilka miesięcy przed moimi narodzinami, też była naukowcem, filozofem, logikiem, wieloletnią asystentką dziadka. Kuchnia i dom to nie były jej główne pola działania. A ja zresztą nigdy nie mówiłem do Janiny babciu, ale i do Tadeusza nie mówiłem dziadku.

A jak?
J.K.: Kiedy miałem ze trzy lata i mieszkaliśmy na ulicy Sewe-rynów, a dziadek przyjeżdżał z Łodzi na dwa, trzy dni do Warszawy, bo był rektorem Uniwersytetu Łódzkiego, otworzyłem mu kiedyś drzwi z okrzykiem: Pań psisied! I potem tak już cała rodzina do niego mówiła - Pań. Ciotka Nina - jego żona - też mówiła do niego Pań.

Jaką miał Pań pozycję w rodzinie?
J.K.: Absolutnej głowy rodu - seniora, któremu nie wolno zawracać głowy głupotami. Pilnowała tego ciotka Nina, która z wielką surowością przyjmowała rolę cerbera. Dziadek zdawał sobie z tego sprawę i czasem, kiedy Niny nie było, wypytywał o rzeczy całkiem błahe, które Nina widziałaby niechętnie w polu jego zainteresowania.

Był jednym z najwybitniejszych filozofów polskich, ale czy mógłby nauczać wnuka życia?
J.K.: W życiu! Jeśli chodzi o postawę etyczną, o porządność, to prezentował najwyższy poziom, ale nie pamiętam, żebym siedział kiedykolwiek na kolanach dziadka. Nigdy na ciastka mnie nie zabrał. Sądzę, że był to skutek postawy ciotki Niny, w wyobrażeniu której mąż był stworzony do rzeczy najwyższych.

Żeby nie schodził z pomnika...

J.K.: Myślę, że tak. Ale pamiętam kiedy dostałem w 1972 r. bardzo dużą nagrodę, 50 tys. zł, wymyśliłem sobie, żeby kupić na giełdzie nowego trabanta. A że trochę mi brakowało, więc poszedłem po pożyczkę do dziadka. Dał mi 15 tys., które miałem zwrócić. Zostałem rodzinnym kierowcą, a Tadeuszowi jazda trabantem tak się spodobała, że kiedyś po zawiezieniu go na jedną z rodzinnych uroczystości wziął mnie na bok i powiedział: "Jasiu, dług, który u mnie zaciągnąłeś, uważajmy za niebyły". Miał do dyspozycji samochód z PAN-u. Wolał jeździć ze mną.
Był ateistą?
J.K.: Powiedziałbym, że był człowiekiem o niesłychanej tolerancji wobec duszy i mentalności innych ludzi i w związku z tym był w większym stopniu agnostykiem niż niewierzącym. Cała rodzina to chrześcijanie - dwuwyznaniowa od babci Wandy z domu Baum, która należała do zboru ewangelicko-reformowanego. Niemiecko brzmiące nazwiska funkcjonują zresztą w naszej rodzinie od dawna, gdyż pierwsze zapiski o rodzie datują się od czasów, kiedy Andrzej czy Jędrzej Kotarbiński, zubożały szlachcic służący pod Sobieskim, wziął i był porwał córkę toruńskich mieszczan Eleonorę Duetz. A mamy też linię zakopiańską Wilhelma Kotarbińskiego, malarza.

Co ze spuścizną dziadka?
J.K.: Ukazały się do tej pory wszystkie najważniejsze naukowe dzieła Tadeusza z zakresu filozofii i prakseologii, ale zostały do wydania dzieła etyczne, publicystyka, eseje, poezje, listy, recenzje - cztery tomy, które czekają na wydanie w ramach przerwanej edycji "Dzieł wszystkich" Tadeusza Kotarbińskiego. I tym będę się musiał zająć, szukając możliwości wydawniczych tego, co ze spuścizny dziadka może mieć największą wartość dla współczesnego, przyzwoitego człowieka.


Tadeusz Kotarbiński
Żył w latach 1886-1981.Jeden z czołowych polskich filozofów, logików i etyków, przedstawiciel szkoły lwowsko-warszawskiej. Twórca reizmu - materialistycznej koncepcji filozoficznej, pionier ogólnej teorii sprawnego działania zwanej prakseologią, autor etycznej koncepcji opiekuna spolegliwego. Był przykładem godziwego życia
Jan Kotarbiński
grafik, plakacista, samodzielny pracownik dydaktyczny Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w randze adiunkta II stopnia
Irena Kotarbińska
niegdyś czynna w administracji różnych wydawnictw, obecnie pomaga mężowi w jego hobby - tworzeniu artystycznych lalek

Wróć na i.pl Portal i.pl