Krakowskie Amber Gold? Gdy pożyczał od ludzi ich oszczędności życia, miał firmy, kamienice, domy, sklepy. Dziś mieszka „u rodziny”. Goły.

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Wierzycieli frapuje zwłaszcza zawartość sejfu z precjozami, zamkniętego na amen decyzją sądu. Szukają zaklęcia, by go otworzyć - i zabrać, co się da. Są w nim ponoć precjoza warte 3,5 mln złotych.
Wierzycieli frapuje zwłaszcza zawartość sejfu z precjozami, zamkniętego na amen decyzją sądu. Szukają zaklęcia, by go otworzyć - i zabrać, co się da. Są w nim ponoć precjoza warte 3,5 mln złotych. Pixabay
Potomek znanego krakowskiego rodu pożyczył wielkie pieniądze od profesorów, lekarzy, biznesmenów, duchownych, emerytów. Skuszeni atrakcyjnymi odsetkami powierzyli mu oszczędności życia. Teraz przy pomocy sądów i prokuratury próbują je odzyskać. Sprawca ich dramatu prowadził wystawne życie, posiadał firmy, kamienice, domy, działki, sklepy. Dziś „rozpytany przez komornika na okoliczność posiadanego majątku oświadcza, że mieszka gościnnie u rodziny w Krakowie, gdzie posiada jedynie garderobę osobistą” – czytamy w aktach sprawy.

„Krakowskie Amber Gold” - tak klienci wpływowego niegdyś biznesmena nazywają to, w czym utopili oszczędności życia. Są wśród nich znani naukowcy, lekarze, przedsiębiorcy oraz emeryci i... duchowni, których skusiło atrakcyjne oprocentowanie „lokat”. Choć ich żyjący komfortowo dłużnik formalnie nie ma nic, niektórzy wciąż żyją nadzieją na odzyskanie choćby części pieniędzy. Frapuje ich zwłaszcza zawartość sejfu z precjozami, zamkniętego na amen decyzją sądu. Szukają zaklęcia, by go otworzyć - i zabrać, co się da.

List, który o mało nie zabił pana Marka, świetnie znanego w krakowskim środowisku renowatorów zabytków, ma pół strony i został napisany ręcznie 7 września 2015 r. Autor, pan X., syn jednego z najbardziej prominentnych i zamożnych krakowian lat 80. I 90. XX wieku, oświadcza w nim, że „z powodu braku środków finansowych” nie jest w stanie „wykupić weksla na kwotę 45.420 franków szwajcarskich z terminem”. Czyli – mówiąc najprościej – nie ma jak oddać panu Markowi pożyczonych przed laty dewiz wartych dziś ok. 180 tys. zł.

Nie tylko pan Marek otrzymał taki list. Oświadczenia pana X. lub nieformalne wieści o jego niewypłacalności wstrząsnęły wieloma rodzinami w Krakowie i nie tylko. Szok wierzycieli był tym większy, że familia X. od II wojny stale rosła w siłę i dzięki smykałce do interesów gromadziła majątek, a w III RP wręcz rozkwitła, rozszerzając działalność na nowe branże. Na początku lat 90. niespełna 60-letni wówczas senior rodu brylował na salonach, przyjmował prestiżowe tytuły, kierował wpływowymi stowarzyszeniami.

Właśnie wtedy jego prowadzący wystawne życie syn wraz ze swą ówczesną żoną ogłosili w krakowskiej prasie, że przyjmą pożyczki w obcych walutach - na korzystny procent, a konkretnie 6 proc. rocznie.

- Miałem odłożone 10 tys. dolarów zarobione na kontrakcie. Zaniosłem. Nie ja jeden – mówi Zenon, emerytowany lekarz.
Gdy do jego żony dotarły niepokojące wieści „z miasta”, że „X. lubią nie płacić pracownikom i kontrahentom”, poszedł wycofać pieniądze, ale młody X. przekonał go, by przedłużył „lokatę” – podnosząc oprocentowanie do 7 proc. rocznie. Przy kolejnych wahaniach klientów wywindował je do 9 proc. A kręcącą nosem żonę pana Zenona przekonał do ulokowania kolejnych 15 tys. euro – na 12 proc. rocznie.

Na początku 2014 r. plotki o finansowych problemach X. rozprzestrzeniały się w Krakowie z siła tsunami. Jeden z wierzycieli próbował wtedy wyciągnąć z „lokaty” kilka tysięcy dolarów w związku z zagranicznym wyjazdem. Okazało się to trudne, młody X. nie chciał „po dobroci” wydać całej żądanej kwoty, lecz tylko jej część, mimo że upłynął kolejny 3-miesięczny termin umowny. Niektórzy wierzyciele zażądali od X. dodatkowych gwarancji. I dostali je: weksle zabezpieczające należność zaczął podpisywać, oprócz młodego X., także jego powszechnie szanowany i wpływowy ojciec.

Prawdziwy dramat rozpoczął się w maju 2014 r., gdy pożyczkodawcy zobaczyli w gazetach… nekrolog starszego pana X. Dowiedzieli się, że „zmarł nagle i tragicznie”. Chcieli szybko odzyskać pieniądze z lokat, ale okazało się to niemożliwe. Młody X. tłumaczył to „spadkiem koniunktury spowodowanym przez globalny kryzys finansowy”.

Wierzyciele dziwili się

„Przecież pozyskanych w formie pożyczek dużych pieniędzy nie można było przejeść. Muszą być one ulokowane w nieruchomościach i innych dobrach, włącznie z Państwa domami i ich wyposażeniem. Przyzwoitość nakazuje szybko spłacić długi poprzez sprzedaż czegokolwiek” – apelowali.

Wiosną 2016 r. część wierzycieli wynajęło prawników i zaczęło grozić X. sądem, komornikiem i prokuraturą. W imieniu Zenona sprawą zajął się wytrawny krakowski adwokat, Jan Kuklewicz. „Aby uniknąć – z racji trudności w ustaleniu Pana aktualnych miejsc pobytu – problemów związanych z prawidłowym doręczeniem niniejszej korespondencji do rąk Pana, pismo to kieruję także do innych osób, które z racji powiązań prawnych i finansowych winny pozostawać z Panem w stałym kontakcie” – napisał w liście zostawionym m.in. w popularnym sklepie w centrum Krakowa oraz w kancelarii prawnej pani mecenas Y. prywatnie byłej drugiej żony młodego X. Reakcji się nie doczekał, więc w lipcu 2016 r. złożył pozew w Sądzie Okręgowym.

Fajny motor, ale nie jego

Lista wierzycieli pana X., sporządzona z końcem czerwca 2018 r. przez komornika przy Sądzie Rejonowym dla Krakowa-Śródmieścia, liczy 48 pozycji. – To wierzchołek góry lodowej. Wielu ludzi wciąż się nie zgłosiło. Jedni ze wstydu, inni by nie szarpać sobie nerwów. Część nie wierzy, że można cokolwiek odzyskać od tych cwaniaków – twierdzi Edward, zasłużony krakowski lekarz.
X. jest mu winny ćwierć miliona złotych. Nie jest to największa kwota w zestawieniu opiewającym w sumie na ponad 7,4 mln zł. Wśród najbardziej stratnych figuruje też… pani mec. Y.

- X. poszedł do notariusza i za jedyne 50 zł opłaty oświadczył, że jest winien byłej żonie 500 tys. zł - relacjonuje znany krakowski profesor. Sam „wtopił” u X. kilkadziesiąt tysięcy.

Jan: „Mamy do czynienia w wyrachowanymi ludźmi, którzy czują się bezkarni, wykorzystują luki prawne zabezpieczają na wszelkie sposoby, mając pod bokiem wyszczekaną prawniczkę”.

Monika: „Byliśmy kilka miesięcy temu w podkrakowskiej wsi. Jak zapytaliśmy mieszkańców o X., od razu wskazali nam działkę z dwoma domami. Zastaliśmy tam i jego, i byłą drugą żonę, mecenas Y. Panie w sklepie sugerowały, że oni nadal prowadzą wspólne gospodarstwo. Wieś plotkuje, że ten rozwód to taktyczna zagrywka, żeby uniknąć spłaty długu”.

Monika pokazuje zdjęcie X. przy wielkim i kosztownym turystycznym motocyklu, wykonane na jednej z posesji przez któregoś z krewnych dłużnika i… umieszczone na Facebooku.

Klucze do sejfu

Dokładnie dwa lata temu Edward uzyskał prawomocny wyrok nakazujący panu X. zwrot całego długu. Wyrok ten opatrzony jest klauzulą wykonalności. Od tego czasu komornik próbuje ustalić, co w ogóle X. jeszcze ma oraz komu jest ile winien. Wszczął m.in. egzekucję z kamienicy przy ul. Dietla w Krakowie (ale napotkał trudności, X. ma tam symboliczne udziały, a współwłaścicielem jest jego bliska krewna, która nie godzi się na sprzedaż).

Komornik wytropił też domy na wsi (ale to jest rewir innego komornika) oraz zajął klejnoty namierzone w sklepie prowadzonym przez rodzinę X. w centrum Krakowa. Warte około 3,5 mln złotych kosztowności leżą w sejfie. Kluczami, zgodnie z decyzją sądu, dysponują krewni dłużnika X., co od początku niepokoi wierzycieli.

Jeszcze bardziej boli ich jednak to, że krakowskie sądy (okręgowy i apelacyjny) zawiesiły część postępowań egzekucyjnych. Zrobiły to na wniosek jednego z małopolskich banków spółdzielczych. Bank chciał w ten sposób zapewnić sobie zwrot 450 tys. zł kredytu udzielonego kiedyś młodemu X.

- Ja to rozumiem, ale z powodu owych tej kwoty zablokowano zawartość sejfu wartą wielokrotnie więcej, przez co my nadal nie możemy odzyskać choćby części pieniędzy – smuci się emerytowany lekarz.

Komornik zwrócił się ostatnio do sądu o instrukcje (zarządzenia), co ma dalej robić, zwłaszcza z kosztownościami w sejfie.

Tymczasem pan X., „rozpytany przez komornika na okoliczność posiadanego majątku” oświadczył, że „mieszka gościnnie u rodziny w Krakowie, gdzie posiada jedynie garderobę osobistą. Odmówił podania dokładnego adresu zamieszkania.”

Ponadto komornik namierzył rachunek bankowy pana X., ale „w wyniku zajęcia wierzytelności nie uzyskano żadnych środków”. Poprzedni komornik próbował przez rok zająć udziały X. w znanej krakowskiej firmie, ale dowiedział się, że X. je wcześniej sprzedał… Windykatorzy wytropili również firmy, dla których X. wykonuje zlecenia, ale nie udało się zająć żadnych wynagrodzeń.

- Mieszka w komforcie, ale nie u siebie, przebywa na działkach, ale nie własnych, jeździ autem, ale nie swoim, fotografuje się z motocyklem, ale cudzym. Jedyne co ma, to majtki – ironizuje Monika.

Młody X. od wybuchu afery zapewnia, że jest niewinny: „Szacuję, że przez te wszystkie lata (do dzisiaj) wypłaciłem tytułem odsetek moim wierzycielom kwotę minimum 6 mln PLN oraz oddałem tytułem udzielonych pożyczek kwotę rzędu kolejnych 6 mln PLN” - przekonuje.

Twierdzi, że źródłem jego problemów były „znaczne wahania kursowe oraz wzrosty ceny dolara od lat 90.”, które „zwiększyły nominalną wartość udzielonych pożyczek co najmniej czterokrotnie”.

„W związku z powyższymi okolicznościami stan moich zobowiązań wynosi około 8,5 mln (w zależności od wahań kursowych)” – tłumaczył jesienią 2016 r. Powtórzył, że jego trudności ze spłatą zobowiązań mają związek ze światowym kryzysem finansowym, który wybuchł w 2007 r. i zrujnował setki milionów ludzi. M.in. na fali kryzysu bank, który udzielał mu od lat odnawialnego kredytu na działalność gospodarczą, zażądał nagle jego natychmiastowej spłaty, co tylko pogłębiło problemy finansowe.

„W celu spłaty kredytu sprzedałem należące do mnie nieruchomości” – tłumaczył X.

Rodzina, ach rodzina

Tymczasem w toku własnych „śledztw” wierzyciele ustalili m.in., że w okresie „żniw”, czyli pozyskiwania od nich kolejnych pożyczek:

  • młody X. kupił dom w działką pod Krakowem, przejęty potem przez jego pierwszą żonę (która prowadzi dwa duże sklepy i prezesuje sporej firmie, a po mężu odziedziczyła także liczne kosztowności).
  • podarował pierwszej żonie oficynę w centrum Krakowa wartą ok. 3 mln zł; działa tam duży sklep
  • rozwiódł się z drugą żoną, prawniczką, ale mieszka z nią nadal - w nowowybudowanym domu pod Krakowem; na tej samej działce stoi… drugi dom, w stanie surowym; formalnie właścicielem nieruchomości jest X., ale w księdze wieczystej wpisane jest prawo dożywotniego korzystania z tego majątku przez drugą (byłą) żonę oraz zabezpieczenie zapłaty alimentów dla ich nieletniego dziecka; z puntu widzenia wierzycieli jest to więc majątek w zasadzie nie do ruszenia
  • część biżuterii, którą chciał zająć komornik na poczet spłaty wierzycieli, okazała się własnością matki pana X., wdowy po zmarłym nagle w 2014 r. seniorze rodu. Twierdzi ona, że oddała precjoza warte prawie 100 tys. zł synowi… w komis; było to w czasie, gdy syn był już niewypłacalny i ścigany przez wierzycieli; pełnomocnikiem matki X. jest w tej sprawie mecenas Y., czyli była druga żona X. Sąd dał wiarę jej wyjaśnieniom i zawiesił egzekucję ze spornych precjozów. Sprawa o całkowite zwolnienie biżuterii spod egzekucji i jej zwrócenie w ręce starszej pani X. nadal się toczy.
  • notabene seniorka rodu ma w Krakowie liczne sklepy i inne nieruchomości
  • młody X. i jego druga (obecnie już była) żona zapewniali wierzycieli, że spłacą długi po sprzedaży jednej z kamienic w centrum Krakowa; kamienica ta stała się jednak własnością ich syna; dziecku podarował ją przed swą śmiercią dziadek, senior roku X.

Akta przetrzymane prawie rok

W 2016 r. mec. Jan Kuklewicz, przekonany, że owe frapujące informacje wymagają sprawdzenia przez uprawnione organy, a także „z uwagi na brak reakcji na wezwania do spłaty należności”, zwrócił się do Prokuratury Rejonowej Kraków – Śródmieście Zachód o wszczęcie postepowania przeciwko panu X. i jego byłej pierwszej żonie. Podkreślił, że zdaniem jego klientów, dłużnicy w pełni świadomie, poprzez różne działania i zaniechania, zmierzają do uniknięcia spłaty długu. Ba, w opinii niektórych, X. przez lata pożyczali pieniądze z powziętym z góry zamiarem ich nieoddania. A to oznaczałoby przestępstwo z art. 286 kk., czyli mówiąc najprościej – wyłudzenie i oszustwo.

W lipcu 2016 r., po wcześniejszych odmowach, prokuratura wszczęła postepowanie dotyczące działalności X. w latach 1992 – 2013. Niemal dokładnie rok później je umorzyła stwierdzając „brak dowodów na popełnienie czynu zabronionego”. Zdaniem śledczych: X. nie zamierzali nikogo oszukać, a w finansowe tarapaty popadli w wyniku „niezachowania należytej ostrożności”.

Mec. Kuklewicz odpowiedział na tę decyzję zażaleniem do Sądu Okręgowego w Krakowie, w którym na 10 stronach wytknął prokuraturze cała masę zaniechań (m.in. brak przesłuchań kluczowych świadków), a także błędów w ustaleniu faktów oraz nielogiczności. Przytoczył liczne dowody na to, że X. byli w pełni świadomi, iż wprowadzają wierzycieli w błąd. Przy wystawianiu kolejnych weksli młody X. zdawał sobie sprawę, iż figuruje w Krajowym Rejestrze Dłużników i nie posiada już właściwie (formalnie) żadnego majątku, a więc nie jest w stanie spłacić długów.

Zgodnie z procedurą, zażalenie do sądu składa się za pośrednictwem prokuratury, która wydała skarżone postanowienie. Mecenas zrobił to 11 sierpnia 2017 r. Prokurator przetrzymał pismo do… 21 marca 2018 r. I dopiero wtedy, po 8 miesiącach (!) , przekazał sądowi wraz z aktami sprawy i własna opinią (w której nie podzielił żadnego argumentu pokrzywdzonych i podtrzymał decyzję o umorzeniu sprawy).

Żeby było jeszcze dziwniej, wysłał zażalenie i akta do… Sądu Rejonowego dla Krakowa-Śródmieścia, choć mec. Kuklewicz wyraźnie zaadresował wniosek do Sądu Okręgowego. To wydłużyło procedury o kolejne miesiące: w kwietniu 2018 r. Sąd Rejonowy stwierdził swoją „niewłaściwość w sprawie”, albowiem dotyczy ona oszustwa (art. 286) i jako taka podlega z automatu rozpatrzeniu przez Sąd Okręgowy...

Od tego czasu – cicho sza.

W pismach do sądu prokuratura zwraca uwagę, że ewentualne przestępne działania X. nastąpiły po 2014 r. I właśnie pod tym kątem wszczęto odrębne śledztwo. Które trwa.
Monika: - Kolejni wierzyciele się wykruszają. Wielu już umarło, inni są w ciężkim stanie. Stres związany z przeciąganiem się postepowań w sądzie i prokuraturze na pewno nie działa na nich uzdrawiająco, podobnie jak widok żyjącego w komforcie pana X.

PS. Imiona wierzycieli zostały zmienione.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl