Kremacja pozbawia naszych następców wiedzy o przeszłości. W proch się obrócisz

Paweł Stachnik
Chrześcijaństwo nie nakazywało tak szybkiego pochówku, ale za to wymagało, by odbył się on w poświęconej ziemi, czyli na wyznaczonych cmentarzach. Cmentarze takie zakładano przy kościołach, a zarządzał nimi - a tym samym i oficjalnymi pochówkami - Kościół. Ci, którzy nie przestrzegali wymaganych przez niego zasad nie mogli zostać pogrzebani na cmentarzu. Dotykało to przestępców, samobójców, odstępców od wiary i heretyków, a także nieochrzczone dzieci.

Pochówki pozacmentarne czekały też tych, którzy z pewnych względów budzili strach społeczności - oskarżonych o czary, kontakty z diabłem, zbrodnie. Stosowano wobec nich tzw. pochówki antywampiryczne. Ciała układano na brzuchu, często odcinano im głowę i kładziono między nogami, czasami przebijano klatkę piersiową kołkiem, a na zmarłym układano ostry metalowy przedmiot - nóż, kosę, sierp. Wszystko to miało zapobiec powracaniu niebezpiecznego zmarłego do świata żywych i szkodzeniu im.

Innym zwyczajem związanym ze zwłokami była popularność, jaką cieszyły się części ciała straconych przestępców. Przypisywano im bowiem niezwykłe właściwości, w tym lecznicze. Zanotowano wiele przypadków okaleczania wisielców np. przez odcinanie im dłoni. Na dawnych miejscach straceń archeolodzy odnajdują często szkielety pozbawione kości dłoni.

W mieście lub poza

O ile w starożytności prawo rzymskie nakazywało, by cmentarze znajdowały się poza miastem, bo zwłoki uznawane były za nieczyste i groźne, to chrześcijaństwo dokonało oswojenia śmierci jako momentu przejścia do lepszego świata. Cmentarze powstawały więc przy kościołach w centrach miast. Mało tego - pełniły funkcję przestrzeni publicznej. Odbywały się tam spotkania, targi, sądy i festyny, ogłaszano postanowienia władz, zdarzało się też, że mieszkali na nich żebracy. Groby nie były spersonalizowane, a kolejnych zmarłych wkopywano po prostu w starsze groby.

Nic zatem dziwnego, że znaczniejsi członkowie społeczności woleli być pochowani we wnętrzu kościoła, w dodatku w miejscu opatrzonym stosownym epitafium. Początkowo władze kościelne sprzeciwiały się tej praktyce, potem zrobiły wyjątek dla biskupów i władców, a z czasem normą stało się, że miejsce pod kościelną posadzką lub w krypcie znajdywali przedstawiciele magnaterii, bogatej szlachty i mieszczan.

Gdy przykościelne cmentarze przepełniły się zaczęto je wyprowadzać poza miasta. Sprzyjało temu oświecenie i próby odebrania Kościołowi procedury grzebalnej. Europejskie monarchie absolutne zakazywały grzebania w miastach i nakazywały otwieranie komunalnych cmentarzy pozamiejskich. Wywoływało to protesty duchownych i wiernych przyzwyczajonych do dotychczasowej tradycji, a także narzekających na zbytnie oddalenie nowych cmentarzy od centrum (tak było np. w odniesieniu do krakowskiego Cmentarza Rakowickiego).

Pozostałe

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak pisze prof. Urbańczyk, by zachęcić do korzystania z nowych nekropolii władze francuskie w 1804 r. nakazały stosowanie trumien zakopywanych w indywidualnych grobach, chronionych przez co najmniej pięć lat. Zrezygnowano w ten sposób z wcześniejszych praktyk, w ramach których zmarłych grzebano bez trumien i w zbiorowych grobach. Decyzja ta pozwalała rodzinom na tworzenie miejsc indywidulanej pamięci.

Nowe cmentarze, zaplanowane z rozmachem i urządzone na kształt ogrodów (na ziemiach polskich m.in. cmentarz komunalny w Bochni 1787, Cmentarz Powązkowski w Warszawie 1790, Cmentarz Rakowicki 1803) stały się z czasem założeniami urbanistyczno-parkowymi i awansowały do rangi zabytków.

Ogień, woda, kosmos

Inną metodą „chowania” ciał zmarłych było ich spalanie. Wiązało się z przekonaniem, że ogień ma oczyszczającą moc, niweluje ziemską powłokę i uwalnia duszę. Najstarszy ślad ciałopalenia znaleziono w suchym jeziorze Mungo w Nowej Południowej Walii. Były to resztki kości kobiety wydatowane na 25 tys.–19 tys. lat p.n.e. Później spalanie zmarłych pojawiło się i funkcjonowało na wszystkich kontynentach. W Polsce przetrwało do pełnego średniowiecza, choć było zwalczane przez Kościół, jako że niszczyło ciało potrzebne do zmartwychwstania. Stosowano je natomiast bez przeszkód wobec apostatów, heretyków i czarownic.

W czasach nowożytnych kremacje zalegalizowały władze rewolucyjnej Francji w 1795 r. (cofnął je Napoleon w 1801 r.). Pierwszego nowożytnego spopielenia zwłok dokonano w 1752 r. na zamku Rosswald w północnych Czechach, gdzie spalono zwłoki hrabiny Sophie von Hoditz. W Wielkiej Brytanii pierwszą legalną kremację przeprowadzono dopiero w 1885 r. (dziś kraj ten ma największy w Europie odsetek kremacji - 75 proc.). We Francji pierwsze nowoczesne krematorium otwarto w Paryżu w 1889 r. Dziś spalanie jest bardzo popularne, zwłaszcza na Zachodzie oraz w krajach buddyjskich i hinduistycznych. Prócz religii przemawiają za nim także kwestie ekologiczne i przeładowanie tradycyjnych cmentarzy.

- Pamiętamy jednak, że kremacja pozbawia naszych następców wiedzy o przeszłości. Nie mogąc badać zwłok, grobów i wyposażenia nie dowiedzą się wielu rzeczy o nas, naszych zwyczajach i kulturze. Dlatego apeluję: myślcie o archeologach! Oni będą potrzebowali szczątków

- zaznacza prof. Urbańczyk.

Innym zwyczajem - choć trudno go nazwać pogrzebowym - było i jest eksponowanie martwych ciał. Tak dzieje się np. ze świętymi, których kości, szkielety i zmumifikowane ciała wystawiane są w kościołach i sanktuariach. W mauzoleach prezentowano zabalsamowane ciała przywódców politycznych (W. Lenina. J. Stalina, K. Gottwalda, Mao Zedonga). W przeszłości na widok publiczny wystawiano ciała straconych przestępców. Dziś zwłoki - nieco odarte z przynależnego im szacunku - pokazywane są jako atrakcja w klasztornych kryptach, na wystawach, muzeach. Z tych ostatnich coraz częściej jednak się je wycofuje.

Inhumacja i kremacja nie wyczerpują sposobów radzenia sobie z martwymi ciałami. Były i nadal są społeczności, które wystawiają ciała na działanie sił przyrody: drapieżników, słońca, deszczu i wiatru (Masajowie, indyjscy Parsowie, Indianie Yanomani). Mieszkańcy indonezyjskiej wyspy Sulawesi przechowują swoich zmarłych w domach, grzebiąc ich po kilku latach. Formą kremacji są pochówki wodne, tzn. spalone szczątki ciała i stosu wrzuca się do wody (rzeki, morza). Stosowane są m.in. w Indiach i Tajlandii. Nowoczesne metody pozwalają pośmiertne prochy przekształcić w diamenty i nosić je jako biżuterię. Inna możliwość to umieszczenie prochów bliskich w kosmosie. Modne stają się pochówki ekologiczne, w których ciało grzebane jest w lesie pod drzewem lub też całkowicie redukowane. Skąd taka różnorodność postępowania z ciałami?

- Jak wiadomo inwencja ludzka nie zna granic. Wszystko zależało i zależy od wierzeń eschatologicznych, tego jak ludzie wyobrażali sobie świat pozazmysłowy. A moment przejścia - bo śmierć to przecież przejście - miał im umożliwić dostanie się do tego drugiego wymiaru. Stąd właśnie rozmaitość form pochówku - wyjaśnia prof. Urbańczyk.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Największy atak Rosji na Charków od początku wojny. Są ofiary

Największy atak Rosji na Charków od początku wojny. Są ofiary

Wystartowały KultURalia! Tak w piątek bawili się studenci w Rzeszowie

Wystartowały KultURalia! Tak w piątek bawili się studenci w Rzeszowie

Wróć na i.pl Portal i.pl