Krwawy upiór bezdomności to inna strona bajek o II RP

Grażyna Kuźnik
Biedaszyby w Wełnowcu (dziś dzielnica Katowic). Dla wielu rodzin jedyny sposób na przeżycie
Biedaszyby w Wełnowcu (dziś dzielnica Katowic). Dla wielu rodzin jedyny sposób na przeżycie Arc
Polska międzywojenna, także poprzez filmy, kojarzy się z elegancją, kawiarniami i wielkimi mieszkaniami, gdzie w salonie stał fortepian. Ale wielu ludziom przypadł los, o którym dzisiaj mało się pamięta.

Jan Pędziński mieszkał w grobowcu na cmentarzu w Gołonogu; w murowanym grobie rodziny Torbusów z 1870 roku znalazł dwie trumny. Z większej usunął z szacunkiem kości, pościelił sobie sianem i miał łóżko. Mniejsza służyła mu za stół. Na ścianach powiesił święty obrazek i lusterko, miał też miednicę i lampę naftową. Znalazła go tutaj policja, gdy pewnej nocy w 1932 roku zapuściła się na cmentarz w pogoni za złodziejami. Jeden z funkcjonariuszy dostrzegł słabe światełko migające przez szczeliny wejścia do grobu; w środku stał 32-letni mężczyzna, który szykował się do snu w trumnie.

Żywy lokator cmentarza nie był przestępcą, tylko bezrobotnym. Nie miał stałej pracy ani żadnych szans na mieszkanie, a z rodzinnego domu musiał się wyprowadzić. W 1932 roku Gołonóg był osobną wsią, nie wchodził jeszcze w skład Dąbrowy Górniczej. Właśnie wsie w II Rzeczypospolitej były najbardziej przeludnione, mówiono o armii tzw. ludzi zbędnych. Ich liczbę szacowano na około 8 mln. Większość „zbędnych” ruszała do miast, ale zwłaszcza w latach kryzysu nie mogła liczyć na godziwy zarobek i utrzymanie.

Pędziński mieszkał w grobowcu i był zadowolony, ale gdyby przyszedł do niego komisarz spisowy, który badał warunki mieszkaniowe ludności, nie mógłby uznać, że Pędziński ma lokum. W ogóle nie ująłby go w obliczeniach. Chociaż spisujący pewnie nie takie rzeczy widzieli. Wstęp do Spisu Powszechnego z dnia 9 grudnia 1931 roku zaznacza, że w badaniu pominięto mieszkania ruchome, takie jak wozy czy berlinki, oraz pomieszczenia w teorii nienadające się do zamieszkania, czyli szopy, namioty lub składy. Nie wymieniono grobowców oraz innych wynalazków, w których zmuszeni byli mieszkać ludzie w latach kryzysu, np. ziemianki, lepianki, szałasy.

W publikacji przyznano również, że nie liczono lokatorów „normalnie niemieszkalnych pomieszczeń”, a czasem pomijano też wszystkich domowników jednej kwatery, bo nie można było tego ustalić, zwłaszcza gdy w grę wchodzili jeszcze nielegalni sublokatorzy. Dlatego dane są wygładzone i siłą rzeczy nieścisłe.

Zemsta właścicieli

Ogólnie w Polsce najwięcej było mieszkań dwuizbowych, a w jednej izbie mieszkało najczęściej pięć osób, choć prawie 122 tys. osób musiało pomieścić się w dwunastkę. W województwie śląskim było trochę lepiej; również najwięcej naliczono mieszkań dwuizbowych, ale na jedną izbę przypadały 3-4 osoby, a nawet mniej. To dane oficjalne, ogłoszone w 1931 roku. Później, w miarę narastania kryzysu gospodarczego, było coraz gorzej. Masowe bezrobocie i eksmisje powodowały, że ludzie budowali osiedla slumsów, z tego, co udało im się znaleźć. A w kamienicach działy się dantejskie sceny, gdy właściciel starał się pozbyć lokatorów, którzy nie mogli płacić komornego.

W mysłowickiej kolonii Ćmok w jednym domu mieszkało sześć licznych rodzin, a ojcowie po kolei tracili pracę. Właścicielka nie dostawała od bezrobotnych czynszu i znalazła sposób na zemstę. W 1936 roku Florentyna Piekutowa wzięła benzynę i podpaliła budynek. Pożar rozprzestrzeniał się bardzo szybko, lokatorzy ledwo uszli z życiem, stracili swój dobytek, a Wróbel, ojciec sześciorga dzieci, zginął w ogniu. Było wielu poparzonych, dom całkowicie spłonął. Nad Piekutową odbył się samosąd, lokatorzy bardzo ją pobili, musiała ratować ją policja. Ale jak pisze gazeta „Siedem Groszy”: „Piekutowa zachowuje się z cynicznym spokojem i nie uroniła ani jednej łzy. Dom jej bowiem był wysoko ubezpieczony, a jak wynika z zeznań świadków, już przed pół rokiem namawiała ona różnych osobników do podpalenia. Żaden z namawianych nie zgodził się nawet za wysokim wynagrodzeniem, więc ona sama dokonała tej zbrodni”.

Agresja kamieniczników wobec niechcianych lokatorów zdarzała się często, bo sytuacja była bez wyjścia. Państwo długo nie interesowało się losem tych, którzy nie mogli płacić komornego, nie udzielało im wsparcia, a właściciele ponosili straty. Dochodziło do zabójstw. Właściciel dwóch kamienic w Świętochłowicach Paweł Kramny, gdy nie udało mu się wyrzucić z mieszkania bezrobotnego Edwarda Biatela, w 1936 roku uderzył go tępym narzędziem w głowę i zabił. Inny właściciel Franciszek Morgała z Nowego Bytomia pobił opornego lokatora łopatą i doprowadził do kalectwa. Dostał pół roku więzienia.

Pod gołym niebem

Lokatorzy bronili się przed eksmisją, bo w najlepszym przypadku lądowali w osiedlach dla bezrobotnych, budach bez żadnych wygód, nawet często bez pieca, w lepiankach na hałdzie, a w najgorszym razie na ulicy. Jan Szlapa z Bielszowic strzelał do swojego lokatora Ryszarda Copy i zranił go w nogę, ale świadkowie zeznali, że to Copa pierwszy zaatakował Szlapę butelką, gdy ten wymówił mu mieszkanie. Eksmisja to w kryzysie wyrok.

Nie bronił się bezrobotny Bolesław Weber, gdy właścicielka w 1934 roku wyrzuciła go z domu razem z żoną i dwojgiem małych dzieci. Urządzili się na dłużej pod gołym niebem, bo, jak pisze jedna z gazet: „Wyeksmitowani u naczelnika gminy nic wykołatać nie mogą. Nie ma pomieszkań i kwita. Barak gminny, posiadający 10 pomieszkań, zapełniony”. Dziennikarz widział więc, jak matka układa dzieci do snu w łóżku, które stało pod płotem i miał tak jak ona nadzieję, że nie spadnie deszcz.

„Siedem Groszy” opisuje inną rodzinę w Małej Dąbrówce, która zimą 1936 roku koczowała na podwórku. Śnieg i mróz. Ojciec mówi: „Przeca jakech jest sześć lot arbeitslos, to ni moga znikąd wziąć na płat”. To schorowany Antoni Ósmy, uczestnik powstań śląskich. Wcześniej mieszkał w piwnicy, ale nie mógł za nią płacić 10 zł miesięcznie. Dostawał 7 zł zapomogi, dorabiał strugając klatki dla ptaków. Właściciel domu nie zamierzał zmieniać swojej decyzji, niech się to dostanie do prasy. Gazeta pisze: „Twardy człowiek. Nie wie, co to nędza i brak dachu nad głową. Nigdy nie słyszał cichej skargi swego dziecka, że mu jest zimno i że mu się chce jeść, toteż, zjadłszy obfitą kolację, nie pomyśli, że za oknami jego mieszkania, obok kupy gra-tów, siedzi na mrozie dwoje nieszczęśliwych ludzi z dzieckiem”.

Nie wiadomo, co stało się z Ósmym, gmina odmówiła pomocy mieszkaniowej. Wydaje tylko kwitki na bezpłatną zupę i chleb. Może dostał jakiś kąt w osiedlach dla biedoty; na Bederowcu (dzisiaj jest tam osiedle Tysiąclecia) lub w jego zakątku zwanym Egipt, gdzie mieszkali już „najbiedniejsi z najbiedniejszych”? Może zbudował ziemiankę i pracował na hałdzie? Albo przy szybie Prittwitz w Szopienicach, gdzie w 17 lepiankach mieszkało co najmniej sto osób? Ale hałda i biedaszyby to zajęcie nie dla słabych, ryzykowne, policja co jakiś czas urządza naloty na nielegalne koczowiska.

Powolne zmiany

Los bezdomnych poruszał prymasa Polski, kardynała Augusta Hlonda, który urodził się w śląskich Brzęczkowicach. Mówił: „Bezrobocie to rzeczywistość i przeraźliwy fakt realny. To krwawy upiór, który nie w bajce, lecz w tragicznej prawdzie wżera się coraz głębiej w żywy organizm ludów. Rosnące osiedla bezrobotnych to smutne przybytki krzywdy, odrętwienia i niewoli, cmentarzyska zdolności i płodności ludzkiej, hodowle uwiądu ducha, instytucje stworzone przez moce zawistne ku podcinaniu siły żywotnej narodu”.

Dopiero w roku 1935 sytuacja gospodarcza w woj. śląskim zmienia się powoli na lepsze. Sejm Śląski uchwala ustawę, która obniża komorne o 15 proc.

Częściej zatrudniają fabryki, jest mniej eksmisji i głodu, ale na horyzoncie majaczy już wojna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Krwawy upiór bezdomności to inna strona bajek o II RP - Plus Dziennik Zachodni

Wróć na i.pl Portal i.pl